Rozdział VIII

532 11 8
                                    




Kochani! Przepraszam za tę długą przerwę w publikowaniu kolejnych rozdziałów, jednak za mną dość intensywny czas na studiach, sesja, projekty, wykłady... Jeszcze nie wszystko skończone, ale teraz mam trochę więcej czasu, więc wreszcie mogłam usiąść do napisania tej części. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Nie mogę jednak obiecać, że następne pojawią się szybko, wszystko zależy od weny i jak potoczy mi się dalsze zdalne nauczanie. Tymczasem życzę miłego czytania i do zobaczenia (napisania)!

Wieczorową porą Hania z Michałem wyszli z hotelu pozwiedzać miasto. Hotel znajdował się lekko na uboczu, lecz wciąż niedaleko centrum. Wychodząc, Michał przytrzymał Hani drzwi i gdy tylko wyszli, złapał ją za rękę. Hania spojrzała automatycznie w dół i lekko się zarumieniła, jakby to był jej pierwszy chłopak w czasach nastoletnich. Szli ulicami, wzdłuż amsterdamskich kanałów, w których na wodzie odbijały się pięknie oświetlone uliczki. Noc była ciepła, lecz na niebie pojawiały się niewielkie chmury, które delikatnie przysłaniały gwiazdy. Gdy szli tak w ciszy, ciesząc się ze spokoju i swojego towarzystwa, nagle Michał stanął i popatrzył na drugą stronę ulicy.
- Poczekaj tu. Zaraz wrócę. - powiedział.
- Ale gdzie ty... - nie zdążyła dokończyć, bo Michał szybko zniknął, niczym postać z kreskówek.
Chwilę później był już z powrotem, stojąc przed ukochaną, z rękami za plecami.
- Co Ty robisz, Matołku?
Michał wykonał gest w kierunku Hani, a na jej twarzy błyskawicznie zagościł uśmiech.
- Dla Ciebie. - wręczył jej piękną, wyraziście czerwoną różę. - Dla kobiety mojego życia. Teraz już na serio mówię. - posłał jej uśmieszek.
Hania momentalnie zrozumiała, do czego nawiązuje jej ukochany.
- Nie wiem jak Ty to robisz, ale jesteś bardzo przekonywujący w tych słowach o miłości Twojego życia. Ciekawe, że tyle kobiet już na to uwiodłeś! - powiedziała zaczepnie w żartach.
- A to dlatego, że mnie bardzo kochasz i wierzysz we wszystko, co mówię. - kontynuował droczenie się Michał.
- Z tym kochaniem to masz rację, ale na zaufanie to sobie jeszcze musisz zasłużyć!
- Och ty... - Michał podniósł Hanię i zrobił obrót z kobietą na rękach.
- Postaw mnie! Michaaaał! - krzyczała uśmiechnięta Hanka - Pamiętaj, że zjadłam dużo ciastek, które kupiłeś!

Wilczewski pozwolił narzeczonej stanąć o własnych nogach na chodniku. Stali twarzą w twarz na jednym z mostków nad kanałami. Popatrzył Hani głęboko w oczy i pocałował ją. W tej chwili czuli się bezpiecznie, szczęśliwie, jakby nic więcej się nie liczyło. Stali razem w jednym z piękniejszych europejskich miast i cieszyli się tym, co mają. A mają dużo. Mają siebie.

Z sielanki wyrwał ich jednak niepokojący telefon. Niepokojący dlatego, że o tej porze raczej nikt nie dzwoni na pogaduszki... Michał wyciągnął z kieszeni smartfon i na wyświetlaczu zobaczył "KAŚKA". To nie wróżyło nic dobrego.

KILKA DNI PÓŹNIEJ

- No, na mnie już czas. Zresztą Ty też chyba powinnaś się już zbierać do szpitala, co?
- Na pewno nie chcesz, żebym Cię odwiozła na lotnisko?
- Z tego co wiem, to nie masz tu samochodu. - droczył się Michał - chyba, że o czymś nie wiem? Może Ty masz tu jakąś drugą rodzinę, drugiego faceta, macie dom z ogródkiem, wypasione auto... I dlatego nie chciałaś, żebym Cię tu odwiedzał.
Uśmiechnęła się.
- Przestań! Ależ Ty masz bujną wyobraźnię... - rzuciła w niego poduszką. - Chodziło mi o taksówkę, ty Matole!
- Ej, ej, co tak ostro? - zaśmiał się Wilczewski. - Wracając do tematu. Nie ma sensu, żebyś się ze mną tłukła taksówką na lotnisko, żeby zaraz znów jechać nią do szpitala. Poradzę sobie. A Ty idź do pracy, bo zaraz będziesz musiała wracać ze mną, bo Cię wyleją! - nie chciał dać za wygraną Michał. - Poza tym, niedługo się widzimy. W domu. Będę czekał.
- Szczerze, to już nie mogę się doczekać. Ale leć, masz coś do załatwienia.
- Hej, tylko bez żadnych zazdrości, dobrze? - próbował uspokoić Hanię.
- Jasne. Postaram się. Leć, bo Ci zaraz samolot ucieknie.
Wspięła się na własne palce, żeby dać Michałowi szybkiego buziaka na pożegnanie.
- No idź, idź, bo muszę się ubierać do pracy!
- Lecę, do zobaczenia, kochanie.

Hania zamknęła za nim drzwi. Usiadła na łóżku. Pomyślała jak cudowne były te dni, które Michał spędził razem z nią w Amsterdamie. Pomyślała, że może wreszcie wszystko się ułoży. Pomyślała, że nie może się już bać. Przez chwilę była tak pewna siebie, że sama była tym zszokowana. Przez chwilę. A potem pomyślała, do kogo jej narzeczony właśnie poleciał. Czar prysł.

LEŚNA GÓRA

Następnego poranka od przylotu Michała z Holandii obudził go dzwonek do drzwi. Ktoś musiał być bardzo niecierpliwy, ponieważ dzwonek zdawał się nie przestawać dzwonić. Zaspany Michał odruchowo najpierw spojrzał na telefon, choć nie zauważył tam żadnych nieodebranych wiadomości, czy połączeń. Lekko zdezorientowany zszedł po schodach na dół i doczłapał się do drzwi wejściowych. Spojrzał przez wizjer.
- Matylda? - zapytał sam siebie i szybko otworzył drzwi.
- A Ty co tu robisz? W dodatku sama? - zapytał zdziwiony.
- Szukam Cezarego.
- Dziadka tu nie ma... A co... Coś się stało...? Potrzebujesz... czegoś? - Michał odparł zacinając się. Ciągle nie był w stanie w pełni przyzwyczaić się do myśli, że ma nastoletnią córkę. Że w ogóle ma córkę. Nie potrafił jeszcze z nią normalnie rozmawiać. A przynajmniej nie zawsze. Ale chciał być w tym lepszy. Chciał, by pewnego dnia Matylda w pełni go zaakceptowała, żeby chciała spędzać z nim czas. Chciał nabrać wprawy, by pewnego dnia ponownie zostać ojcem i wychować dziecko swoje i Hani. Wiedział jednak, że to jeszcze bardzo odległe marzenia. Po chwili wyrwał się z zamyślenia i starał się zrozumieć, o co chodzi Matyldzie.
- Dziadek, gdzie on jest? - dopytywała się Matylda.
- Nie mam pojęcia, ale na pewno nie tutaj. - uśmiechnął się. - To jak, powiesz mi w końcu o co chodzi?
- Potrzebuję podwózki. I telefonu. - odpowiedziała po krótkim namyśle dziewczyna.
- Pokłóciłaś się znów z Falkowiczem? - próbował najpierw poznać prawdę Michał.
- Podwieziesz mnie, czy nie?
- Poczekaj. Powiedz mi co się stało.
- Ehh, wiedziałam, że nie ma sensu Cię prosić o pomoc! - zdenerwowała się Matylda, odwróciła się i poszła w kierunku furtki.
- Matylda! Poczekaj. - Podbiegł do niej Michał. - Pomogę Ci, ale najpierw muszę wiedzieć, co się stało między Tobą a Falkowiczem, czy tam mamą, że szukasz pomocy u kogoś innego. Dzwoniła do mnie, martwi się o Ciebie. Co się dzieje?
- U kogoś innego? W końcu jesteś moim ojcem, nie? A przynajmniej jeszcze niedawno chciałeś nim być. - odburknęła Matylda.
- Hej, spokojnie. Oczywiście, że nadal chcę nim być. Wiesz, co miałem na myśli. Jakoś nigdy nie śpieszyłaś się ze zwierzeniami do mnie. - kucnął przed nią i uśmiechnął się. - To gdzie mam Cię zawieźć?
- Do stajni.
- A to akurat się da załatwić. Poczekaj chwilę, pójdę po kluczyki.

***

Michał siedział z Matyldą w samochodzie. Byli w drodze do stajni. Przez chwilę jechali w milczeniu, lecz później dziewczynka przerwała tę niezręczną ciszę.
- No dobra, to o co chodzi z tym Dziadkiem? A właściwie Pradziadkiem? - zagadała Michała.
- Ale o co chodzi z czym? - nie bardzo wiedział, co Matylda ma na myśli.
- No gdzie on jest? Jakiś tajemniczy jesteś.
- Dziadek ma swoje życie. Zwłaszcza od niedawna. - zaśmiał się - Poznał jakąś kobietę w podobnym wieku. Bognę. Jeździ do niej i razem oglądają telewizję. - ponownie się uśmiechnął. Wiedział, że ta informacja ożywi rozmowę i rozbawi Matyldę.
- No proszę, niezła ta nasza rodzinka. - przyznała.
- A Ty mi w końcu powiesz, co u Ciebie? - zagadał Michał.
- Mama i Falko gadają tylko o tym dziecku. Chyba nie jestem już im potrzebna. Nawet już mnie nie dopytują o Olka! - oburzyła się.
- No tak, jeśli Falkowicz nie odgania chłopaków od swojej kochanej córeczki, to faktycznie coś jest nie tak. Chcesz, żebym z nim pogadał?
- Nie. - westchnęła - Ale dzięki.
Zapanowała cisza, jednak nie na długo.
- Falko się nie przejmuj. I nawet nie myśl, że nie jesteś im potrzebna. Poza tym, moje drzwi są zawsze otwarte. Możesz wpadać kiedy chcesz. - spojrzał na nią - I cieszę się, że wróciłaś do swojej pasji. Chłopaków zostaw na później. Jeszcze masz czas. A może mnie kiedyś nauczysz jeździć konno? I pojedziemy we trójkę z Dziadkiem? - uśmiechnął się, a Matylda odwzajemniła uśmiech.
Dojechali na miejsce. Matylda zabrała swoje rzeczy i wysiadła.
- Przyjedź po mnie za dwie godziny. - odwróciła się i poszła w kierunku stajni.
- Matylda! - zawołał Michał. - Uważaj na siebie.

Nie pozwól mi odejść || Hania i Michał (NDINZ)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz