Rozdział 1

167 6 1
                                    


„Bez bólu i cierpienia nie istniejemy" - Sofokles

Polska, wrzesień 1943r.

Otworzyła oczy. Wychodząc z budynku spojrzała szybko na ulicę, a zobaczywszy patrol przyspieszyła kroku. Następnie skręciła niezauważenie w najbliższą uliczkę. Postanowiła przeczekać, chowając się we wnęce drzwi pobliskiej kamienicy. Był upalny wrześniowy dzień 1943 roku. Czuła jak każda, nawet najmniejsza kropla potu spływa po jej wychudzonym ciele. Zadyszana zamknęła oczy. W głowie wciąż te same, powtarzające się w kółko obrazy. Ona, jej rodzina, koledzy z Szarych Szeregów, ucieczki, hasła i rysunki na murach. Wśród nich ten najważniejszy. Obudzona w nocy narysowałaby go bez żadnego wahania. Symbol kotwicy. Połączenie litery P z literą W. Znak Polski Walczącej. 

Uspokoiwszy oddech wyjrzała spokojnie na ulicę, przez którą jeszcze niedawno przechodzili niemieccy strażnicy. Ruszyła pewnie w kierunku swojego domu. Po kilku minutach zobaczyła szary, nieco brudny budynek. Weszła do swojej kamienicy i zaczęła wspinać się na drugie piętro. Cały czas myślała o udanej akcji organizacji. Tym razem niewiele brakowało, by zostali schwytani. Bóg jednak czuwał nad nimi. Po raz kolejny. Podeszła do drzwi swojego mieszkania. Zdziwiło ją, że nie były one zamknięte na klucz jak zazwyczaj. Weszła do środka i zobaczyła poprzewracane meble, wyrzucone szuflady i wszędzie walące się przedmioty. Zdenerwowana zaczęła wołać członków swojej rodziny.

- Mamo! Tato! Alek! Zosia! Tadek!!!

- Nikt Ci nie odpowie...

Obróciła się w kierunku, z którego dobiegał głos. W drzwiach stała sąsiadka zna przeciwka.

- Zabrali ich jakieś 30 minut temu. Wszystkich. Nawet małego Tadeuszka... Przykro mi.

Powiedziawszy to sędziwa kobieta opuściła mieszkanie. Dziewczyna nie mogąc już dłużej wytrzymać pozwoliła, by z jej oczu zaczęły wypływać łzy. Jedna po drugiej. Usiadła na podłodze i schowała głowę między nogi. Cały czas w myślach powtarzała sobie, że to tylko sen, że to tak naprawdę nie mogło się wydarzyć. Nie teraz, przecież wytrwali już tak długo. Zapłakana spojrzała na rozbitą ramkę ze zdjęciem swojej rodziny leżącą niedaleko jej prawej nogi. Zostało zrobione latem 1939 roku. Wtedy wszyscy byli jeszcze szczęśliwi, nikt nie mógł przewidzieć, że za 2 miesiące zacznie się piekło. Spojrzała po kolei na każdego z nich. Po lewej stronie stał ojciec z wtedy, czteroletnim Tadeuszem na rękach, obok nich znajdowała się matka. Dalej stała ona w objęciach swojej młodszej o dwa lata siostry Zofii. Na dole leżał zaś uśmiechnięty od ucha do ucha, najstarszy z rodzeństwa, Aleksy. Była przygotowana na to, że kiedyś to nastąpi. Podświadomie każdy musiał być. Cała jej rodzina była zagrożeniem dla nazistów. Ojciec Jan był nauczycielem języka polskiego, matka – Maria natomiast lekarzem. Na domiar złego ona i starszy o trzy lata brat należeli do Szarych Szeregów. Mimo wszystko wierzyła, że wszystko dobrze się skończy. Przecież udawało im się do tej pory. Przez 4 lata. Nagle zrozumiała, że nie chce tu być. Chce być z nimi, gdziekolwiek są. Przewidywała, że zostali więźniami niemieckiego obozu koncentracyjnego, w którym hitlerowcy więzili niewygodne osoby. Praktycznie niewykonalne było z niego uciec. Ale ona nie chciała z niego uciekać, ona chciała tam tylko wejść. W tę stronę przekroczyć te mury było niezwykle łatwo. Wytarła łzy wierzchem swojej dłoni, wzięła głęboki oddech i wstała. Ostatni raz spojrzała na porozrzucane przedmioty w swoim mieszkaniu. Objęła wzorkiem mury, który do tej pory tak szczelnie chroniły jej rodzinę. Wychodząc dotknęła framugi drzwi i nie oglądając się więcej za siebie, opuściła dom.

ObozyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz