Rozdział 7

66 3 0
                                    

„Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć" - Napoleon

Helena z trudem otworzyła oczy, czuła każdy, nawet najmniejszy fragment swojego ciała. Bolało ją dosłownie wszystko. Gienter chrapał głośno, śpiąc na jej nagich piersiach. Spróbowała się wydostać, ale jego ciało było zbyt ciężkie. Czekając na przebudzenie Ernst'a zaczęła rozmyślać. Skutecznie odganiała od siebie myśli o Wilhelmie, pozwoliła jednak, by jej głowa skupiła się na najmłodszym z braci. Zadawała sobie pytanie z jakiego powodu jest dla niej miły? Czy jest po prostu tak dobrym manipulatorem jak najstarszy z Ginterów? Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Ernst poderwał się znienacka. Spojrzał na nią zaspanymi jeszcze oczami i uśmiechnął się złowrogo. Nagle obydwoje usłyszeli głos Wilhelma:

- Bracie, puść Helenę. Chyba nie chcesz chodzić głodny cały dzień prawda?

Ernst z rozczarowaniem w oczach zszedł z niej, a naga Helena chwyciła swoje porozrzucane ubranie i wybiegła. W salonie wpadła na Maximiliana. Spojrzał na nią przelotnie i ukrył się w pokoju. Zawacka ubrała się pospiesznie i zaczęła przygotowywać posiłek. Gdy wyszła z pomieszczenia z gotowym śniadaniem zobaczyła, że wszyscy bracia siedzą już przy stole i gorączkowo o czymś dyskutują. Zobaczywszy ją, zamilkli.

- Dziękuję Heleno, możesz zjeść coś w kuchni.

Odwróciła się prędko i posłuchała Wilhelma. Każdy nawet najmniejszy ruch sprawiał jej niewyobrażalny ból. Dotknęła swojej twarzy i wyczuła dużą ranę tuż nad łukiem brwiowym. Stęknęła cicho. Jeszcze nie zdążyła skończyć swojego posiłku, gdy usłyszała za sobą głos najstarszego Gintera:

- Heleno, nie będzie nas dzisiaj praktycznie cały dzień. Zjemy gdzieś na mieście, więc wrócimy dopiero na kolację.

Skończył mówić, ale nie wyszedł. Spojrzał tylko na Helenę oczami, w których dziewczyna zobaczyła smutek. Otworzył lekko usta, ale nie wydobył się z siebie żadnego dźwięku. Westchnął cicho i obróciwszy się, wyszedł. Helena została sama.

***

Grała właśnie „Etiudę Rewolucyjną" Fryderyka Chopina, gdy ktoś wszedł do domu. Zamarła i przerażona obróciła się w kierunku drzwi. W korytarzu stał ten sam żołnierz, którego widziała pierwszego dnia. Trzymał w ręku wielki karton. Wpatrywał się w nią swoimi niebiesko-zielonymi oczami. Helena wstała lekko zdenerwowana i zaczęła przepraszać.

- Nie musisz mnie za nic przepraszać. Przyniosłem tylko parę rzeczy dla Oberst'a. Myślisz, że mogę je położyć w jego pokoju?

Skinęła lekko głową i otworzyła mu drzwi. Odłożył pudło i wyszedł w pokoju. Przechodząc koło niej zatrzymał się i spojrzał zaniepokojony na jej twarz.

- Co Ci się stało?

Helena, nieco speszona, dotknęła swojej rany.

- To? To nic takiego... Lekkie zadrapanie. – swoją wypowiedź skwitowała wymuszonym uśmiechem.

- To nie wygląda na „nic takiego"... Chodź do kuchni, z tego co jeszcze pamiętam to właśnie tam jest apteczka.

Nie czekając na odpowiedź, ruszył do pomieszczenia. Minęła chwila, zanim zaskoczona Helena uczyniła to samo. Przekroczyła próg wnętrza i zobaczyła żołnierza sięgającego po coś z górnej półki. Znalazłszy to czego szukał, uśmiechnął się do siebie i przemówił miłym głosem:

- Usiądź proszę. O tu, na tym krześle. – wskazał przedmiot stojący najbliżej jego. Helena spełniła jego prośbę. Podczas, gdy ją opatrywał Helena przyglądała mu się. Patrzyła na jego ciemne włosy i piękne oczy o niespotykanych barwach. Spostrzegła także blizny na jego ręce i twarzy. Żołnierz zdawał się w ogóle nie dostrzegać tego, iż jest bacznie obserwowany.

- Już. Gotowe. Od razu wygląda to lepiej. – skwitował to wszystko najbardziej uprzejmym uśmiechem jaki Helena widziała od dawna. Niewiele myśląc, uczyniła to samo.

- Spędziłem tu więcej czasu niż powinienem. A obowiązków nie ubywa. Uważaj na siebie. – popatrzył jeszcze raz w jej oczy z uśmiechem i ruszył do wyjścia. Zanim przestąpił próg obrócił się jednak do niej i powiedział:

- Tak w ogóle to jestem Lucas.

- Helena.

- Miło Cię było poznać Heleno. I mam nadzieję do zobaczenia. – mrugnął do niej, uśmiechnął się po raz ostatni i zniknął za drzwiami.

Zawacka pierwszy raz od dawna poczuła się szczęśliwa. Tylko dla tego, że ktoś był dla niej miły. Tylko dlatego, że wreszcie ktoś zobaczył w niej człowieka.

***

Słońce już straciło swoje żółto-pomarańczowe kolory, gdy Gienter'owie przekroczyli próg folwarku. Gorąca kolacja czekała na nich na stole, a zdenerwowana Helena siedziała w kuchni, nie mogąc przełknąć nawet odrobiny przegotowanej przez nią potrawy. Jednak przez kolejne 15 minut słyszała tylko rozmowy między braćmi, następnie usłyszała, jak Wilhelm cicho woła ją po imieniu. Weszła do pokoju ze wzrokiem utkwionym w podłodze. Gienter popatrzył na nią i dziękując za kolację, dość uprzejmie, ale dosadnie rozkazał jej zagrać dla nich na fortepianie. Spojrzała na niego ze zdziwieniem, mimo to usiadła do instrumentu i dotknęła swoimi delikatnymi palcami biało-czarnych klawiszy. Zaczęła od utworów Jana Sebastiana Bacha, a skończyła na tych napisanych przez Ludwiga van Beethovena. Grając ostatni utwór spostrzegła, że cała trójka siedzi na kanapie, w rękach trzymając szklanki z alkoholem. Zarówno Wilhelm, jak i Maximilian delektowali się muzyką, mając zamknięte oczy, natomiast Ernst patrzył na nią tym samym zaciekawionym spojrzeniem, jak poprzedniego wieczoru. Skończyła i powoli opuściła ręce z klawiatury, nie wiedząc co ma robić dalej. Wtedy nieoczekiwanie dosiadł się do niej Maximilian i zapytał czy mogliby teraz zagrać coś razem. Zdziwiona, aczkolwiek lekko podekscytowana kiwnęła głową na znak, że wyraża zgodę. Grali wszystko, co tylko znali, upajając się każdym dźwiękiem, każdym dotykiem białych i czarnych klawiszy. Siedząc tam i przesuwając swoje palce po klawiaturze, Helena zapomniała o otaczającym ją świecie. Zapomniała o Ernest'cie, Wilhelmie i innych niemieckich żołnierzach znajdujących się w posiadłości. Zapomniała o swojej sytuacji, o upokorzeniach, o gniewie. Zapomniała o obozach, o krzywdach dziejących się jej rodzinie, jej rodakom, jej Ojczyźnie. Zapomniała o wojnie. Teraz istniała tylko ona i fortepian. I muzyka. Tak cudowna muzyka! Gdy skończyli było już po godzinie dwudziestej trzeciej. Nie zauważyli nawet, kiedy pozostali bracia wymknęli się do swoich pokoi. Maximilian uśmiechnął się nieśmiało do Heleny i wchodząc do swojej sypialni powiedział cicho „dobranoc". Helena położyła się na kanapie i pierwszy raz od bardzo dawna poczuła, że to był dobry dzień. Wspominając wszystkie wydarzenia od spotkania Lucasa, poprzez spokojne popołudnie, a kończąc na wieczorze pełnym brzmienia fortepianu, uświadomiła sobie, że po raz pierwszy odkąd tu jest nikt jej nie tknął. Zasnęła z lekkim uśmiechem na ustach.

ObozyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz