Rozdział 9

56 3 1
                                    

     „Polacy są samą odwagą. Są straszni!" - Dorothy Thompson

Zarówno lipiec, jak i sierpień minął Helenie bardzo szybko. Były to miesiące, w których skupiony na swoich działaniach Wilhelm rzadko spędzał z nią noce. Dzięki temu miała dużo więcej spokoju i sił. Przez ten często grywała na fortepianie, również dla niego. Stało się to jedną z jego ulubionych rozrywek. Usłyszawszy pewnego dnia jak śpiewa kazał jej to robić na okrągło. Także Lucas pojawiał się w domu o wiele częściej niż przedtem. Niekiedy przychodził do rezydencji tylko po to, by się z nią przywitać. Rozmawiali niejednokrotnie, jednakże nigdy o ich wspólnej tajemnicy.

Pewnego spokojnego, słonecznego wrześniowego dnia przyszedł, jak zawsze po wyjściu Wilhelma. Przywitał się z nią z uśmiechem na ustach:

- Witaj Heleno! Czy zostało coś dla mnie?

- Masz dzisiaj szczęście, bo Gienter nie zjadł wszystkich jajek, które dla niego przygotowałam.

Postawiła przed nim talerz i kubek z parującą herbatą.

- Herbaty też nie wypił?

- Wypił. Tę zrobiłam specjalnie dla Ciebie.

Uraczyła go śmiałym uśmiechem, na który odpowiedział spuszczeniem oczu i nieco speszonym uśmiechem. Siedzieli tak długo rozmawiając. Lucas pozwalał sobie również na niewybredne żarty, które Helena zazwyczaj kwitowała przewróceniem oczu i westchnięciem.

- Dlaczego Ty nigdy się nie śmiejesz z moich żartów? Chłopaki zazwyczaj turlają się po podłodze po moich opowieściach, a Ty tylko wzdychasz. Widocznie nie jestem tak zabawny, jak mi się wydawało.

Pochmurniał, a jego usta przybrały kształt podkowy.

- To nie tak Lucas. Ja po prostu... Wybacz, ale w moim sytuacji jakoś nie potrafię się śmiać. Myślę, że to umarło razem z przedwojenną Heleną.

Spuściła wzrok, a zawstydzony Lucas cicho wybąkał: „przepraszam". Przez dłużą chwilę panowała cisza.

- Będę się już zbierał. Spędziłem tu zdecydowanie za dużo czasu. Jak każdego dnia zresztą.

Wzruszył ramionami uśmiechnięty. Gdy wstawał zahaczył przypadkowo nogą o wysuniętą nieco szufladę. Zatoczył się, a próbując złapać równowagę chwycił się blatu, na którym stały garnki. Upadając pociągnął je za sobą. Jeden z nich wylądował mu na głowie, tworząc coś na miarę hełmu. Zszokowany Lucas siedział tak w pozycji półleżącej. Spojrzeli sobie w oczy i oboje się roześmiali. Helena pomogła mu wstać i odstawić garnki na swoje miejsce.

- Nic Ci nie jest?

- Nie. Znaczy trochę mnie zabolała noga, ale gdy usłyszałem Twój śmiech to cały ból minął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Uśmiechnął się do niej szarmancko i spojrzał w jej brązowe oczy, jednocześnie przybliżając się w jej stronę. Helena rozchyliła lekko usta. Całym jej ciałem wstrząsnął niezauważalny dreszcz. Jej oddech stał się szybszy, a serce podjęło próbuje wyrwania się z klatki piersiowej. Patrzyli na siebie w ciszy, stojąc coraz bliżej siebie, gdy do kuchni wszedł Wilhelm. Początkowe zdziwienie wymalowane na jego twarzy, zostało zastąpione gniewem. Przerażona dziewczyna cofnęła się, a zmieszany Lucas stanął na baczność ze wzrokiem utkwionym w podłodze. Gienter ze wzburzeniem w głosie przemówił:

- Co tu robisz żołnierzu?! Nie powinieneś być na swoim posterunku?! Jestem rozczarowany Twoją postawą. Dzisiejszy dzień spędzisz na rozładunku. Cały dzień. A teraz odejdź!

Lucas kiwnął głową i szybko opuścił budynek. Helena nie miała odwagi spojrzeć w stronę Wilhelma.

- Posprzątaj to i zacznij przygotowywać dom na przyjęcie. Jutro o 19 ten folwark będzie pełen gości. Musisz wszystko dokładnie wysprzątać i przyszykować poczęstunek, a masz bardzo mało czasu. Radziłbym więc wziąć się jak najszybciej do pracy.

Przeszedł koło niej z rękami utkwionymi w kieszeniach spodni nawet na nią nie spojrzawszy.

Następnego dnia wyczerpana Helena kładła na stół ostatnią z potraw, gdy do pokoju wszedł Wilhelm w swoim najlepszym mundurze.

- Heleno, gdy skończysz weź kąpiel, ubierz się w to, co Ci przygotowałem i usiądź do pianina. Dzisiejszego wieczoru będziesz naszą muzykalną rozrywką. Tylko żadnego Chopina rozumiemy się?

Kiwnęła nieśmiało głowy i dokończyła swoją pracę. Później weszła do swojego pokoju, wzięła leżącą na łóżku czarną, obcisłą sukienkę i poszła do łazienki. Po kąpieli związała swoje włosy w koka, założyła sukienkę oraz leżące na komodzie perły i spryskała się niewielką ilością perfum. Następnie wkroczyła do salonu. Na stole stały przyrządzone przez nią potrawy. Wilhelm obrócił się w jej stronę, zmierzył od góry do dołu wzrokiem i kiwnął lekko głową z uznaniem. Helena usiadła do fortepianu i zaczęła grać. Pierwsi goście przybyli kwadrans po 19. W sumie przez rezydencje przewinęło ich się około dwudziestu. Grająca utwory niemieckich kompozytorów Helena czuła się jak powietrze. Nikt jej nie zaczepiał, nie podchodził, nie próbował rozmawiać. Mimo to wiedziała, że wszyscy się jej przypatrują. Niewiele po północy, nieco pijany już Wilhelm wykrzyczał na głos, by coś dla nich zaśpiewała. Zdziwiona i speszona Helena zaczęła wygrywać jakąś dziecięcą melodyjkę na klawiszach, jednak Gienter jej przerwał i rozkazał, by odeszła od fortepianu. Stanęła naprzeciwko kanapy, na której siedział Wilhelm i część jego gości. Popatrzyła na niego i wyczytała z ruchu jego warg, jak szepcze „śpiewaj". Helena wzięła głęboki wdech, zamknęła oczy i pozwoliła, aby dźwięk wyrwał się z jej ust:

„Nie rzucim ziemi skąd nasz ród!
Nie damy pogrześć mowy.
Polski my naród, polski lud,
Królewski szczep Piastowy.

Nie damy, by nas gnębił wróg!
Tak nam dopomóż Bóg!
Tak nam dopomóż Bóg!

Do krwi ostatniej kropli z żył
Bronić będziemy ducha,
Aż się rozpadnie w proch i w pył
Krzyżacka zawierucha.

Twierdzą nam będzie każdy próg!
Tak nam dopomóż Bóg!
Tak nam dopomóż Bóg!

Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz
Ni dzieci nam germanił,
Orężny wstanie hufiec nasz,
Duch będzie nam hetmanił.

Pójdziem, gdy zabrzmi złoty róg!
Tak nam dopomóż Bóg!
Tak nam dopomóż Bóg!

Nie damy miana Polski zgnieść
Nie pójdziem żywo w trumnę
W Ojczyzny imię, na jej cześć
Podnosi czoła dumne.

Odzyska ziemi dziadów wnuk!
Tak nam dopomóż Bóg!
Tak nam dopomóż Bóg!"

Otworzyła oczy. Mimo, że śpiewała po polsku, wszyscy klaskali. Wszyscy oprócz Wilhelma. Gienter wpatrywał się w nią swoimi zimnymi oczami. Nie potrafiła wyczytać z nich żadnych emocji. Zawacka usiadła z powrotem do fortepianu i zaczęła grać. Nie licząc dwóch aryjskich kobiet, ostatni z gości wyszedł około godziny 2 nad ranem. Helena od razu wzięła się za sprzątanie.

- Greta, Irene, idźcie proszę do mojej sypialni... ja jeszcze muszę coś załatwić.

Helena spostrzegła jak roześmiane kobiety wykonują prośbę gospodarza. Wilhelm w tym czasie zdążył do niej podejść:

- Myślisz, że nie wiem co zrobiłaś?

Zszokowana Zawacka spojrzała na niego i otworzyła usta, by coś powiedzieć. Nie zdążyła, gdyż w tym czasie została spoliczkowana. Upadła na podłogę i ze łzami w oczach oraz ręką na policzku, spojrzała na stojącego nad nią Gientera. Nadal opanowany odpowiedział:

- Wiem, co to za pieśń. Wiem, o czym ona jest. Naprawdę myślałaś, że możesz zaśpiewać „Rotę", jeden z najbardziej antyniemieckich polskich utworów w pokoju pełnym nazistów? Naprawdę? Czuję się rozczarowany. Myślałem, że jesteś mądrzejsza.

Spojrzał na nią swoimi zimnymi oczami po raz ostatni, włożył ręce do kieszeni i odszedł. Helena wytarła łzy zewnętrzną stroną dłoni i wróciła z powrotem do sprzątania. Wiedziała, że zaśpiewanie tej pieśni będzie niosło ze sobą konsekwencje. Mimo to poczuła dumę. Poczuła, że znowu jest kimś. Że znowu jest Polką.

ObozyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz