Rozdział 4

82 3 3
                                    

„Śmierć nie rzuca się na odważnych, staje tylko naprzeciw nich jak zły pies i patrzy zielonymi oczami: czy nie zmrużą powieki." - Bolesław Prus

Helena powoli otwierała ociężałe powieki. Rozejrzała się ostrożnie dookoła. Znajdowała się w cuchnącej, małej celi bez żadnego okna. Leżała na oblepionej skrzepami podłodze. Przejechała językiem po wargach i poczuła zaschniętą krew. Zaraz potem za kratami zobaczyła tego samego mężczyznę, który ją zatrzymał. Spojrzał na nią, otworzył drzwi i wszedł do klitki. Chwycił ją za jej długie, kruczoczarne, kręcone włosy i wytargał na zewnątrz. Uderzyła głową o posadzkę. Poczuła jak w jej czaszkę zaczynają wbijać się tysiące małych igiełek. Mimo to nie wydała z siebie żadnego odgłosu. Usłyszała za sobą cichy głos Herberta.

- Jest twarda...

Spojrzała na niego i zobaczyła w jego oczach małe rozbawienie.

-Wstawaj! Idziemy!

Posłusznie wykonała rozkaz i poczuła szarpnięcie. Zaraz potem odniosła wrażenie, że w okolicach jej nerek znajduje się lufa pistoletu. Prowadzona przez niego wyszła na zewnątrz. Tam zobaczyła ciemnoszary, dość duży samochód. Stanęła i obróciwszy się do gestapowca spytała.

- Gdzie mnie zabieracie?

W ramach odpowiedzi dostała z pięści w twarz. Następnie wsadzono ją do auta, w którym siedziało już czterech mężczyzn. Usiadła na przeciwko najmłodszego z nich. Popatrzyła po kolei po ich twarzach. Były tak samo ubrudzone krwią jak jej. Tak samo przygnębione. Tak samo pozbawione nadziei. Ale jednocześnie tak samo dumne. Do samochodu wsiadł także Herbert, który dał znać kierowcy, że może ruszyć. Jechali w milczeniu. Po kilkudziesięciu minutach auto zatrzymało się. Wypychani przez gestapowca wysiedli. Helena zobaczyła to, co chciała. Stała przed bramą do obozu. Dla jej towarzyszy wejściem do piekła, dla niej - do rodziny. Podeszło do nich dwóch strażników. Przeprowadzili całą piątkę przez wejście. Helena usłyszała za sobą odjeżdżający samochód i dźwięk zamykania bramy. Wprowadzono ich na dziedziniec, gdzie zobaczyła ogromną rzeszę pobitych, brudnych, smutnych ludzi stojących w szeregu. Mimo, że każdy z nich był indywiduum, w tym miejscu stali się jednolitą, szarą masę. Nie widać było ludzi, jednostek. Tak jak chciał okupant – zostali odczłowieczeni. Przeraził ją ten widok. Zdała sobie sprawę, że znajduje się w miejscu, w którym o przeżyciu decyduje cud albo łut szczęścia, a najczęściej jedno i drugie. Pierwszy raz zaczęła się bać o rodzinę i o siebie. Kazano im stanąć obok nich. Jeden z strażników podszedł do stojącego przed nimi niskiego, otyłego, siwiejącego mężczyzny w okularach i powiedział.

- To był ostatni transport.

SS-man kiwnął głową i zaczął przechadzać się wzdłuż szeregu. Za nim stał wysoki, barczysty mężczyzna o typowo aryjskiej urodzie. Miał jasne, odpowiednio zaczesane włosy, kwadratową szczękę i błękitne oczy. Wyglądał na co najmniej trzydzieści lat. W przeciwieństwa do reszty, ubrany był w szarozielony mundur Wehrmachtu. Po kolei patrzył na każdego przywiezionego więźnia. Natomiast otyły jegomość zaczął przemawiać donośnym, niezwykle piskliwym głosem, zupełnie niepasującym do jego wyglądu.

- Wszyscy doskonale wiecie, dlaczego się tu znaleźliście. Wszy, które zagrażają bezpieczeństwu państwa niemieckiego muszą być doprowadzone do porządku, a te, które nie będą posłuszne zostaną w y t ę p i o n e.

Dwóch stojących obok SS-manów zaczęło rewizje osobiste. Helena w tym czasie rozglądała się dookoła, mając nadzieję, że uda jej się wypatrzyć kogokolwiek ze swojej rodziny. Niestety, na dziedzińcu poza nowoprzybyłymi nikogo nie było. Jeden z rewidujących podszedł do niej i przeszukał jej ubranie. Wyjął z kieszeni zdjęcie jej rodziny, popatrzył i podarł na drobne kawałki. Następnie kazał jej się rozebrać. Dopiero teraz zobaczyła, że niektóre osoby szybko się ubierają. Zaczęła powoli się rozbierać. Hitlerowiec zaczął ją pospieszać. Została w samej bieliźnie. Spojrzał na nią surowym wzrokiem, spoliczkował ją i zdarł z niej majtki i biustonosz. Potem rozkazał jej się schylić. Nie uczyniła tego, więc wymierzył jej solidnego kopniaka w brzuch. Zgięła się w pół. Poczuła jak mimowolnie z jej oczu zaczynają sączyć się łzy. Zagryzła wargi, by nie krzyknąć. Gdy nazista odszedł, zaczęła się szybko ubierać. Znowu rozejrzała się i zobaczyła w oddali prowadzoną grupkę więźniów. Nagle wśród wielkiej szarej masy zobaczyła ciemne, gęste włosy Aleksego. Ich właściciel odwrócił się na krótką chwilę w jej stronę, ale nie dostrzegł jej. Otworzyła szerzej oczy. Miała ochotę krzyknąć, ale wiedziała, że to tylko by zaszkodziło. Śledziła wzrokiem jego osobę, gdy nagle stanął przed nią komendant. Spojrzał w jej oczy ze złością i uderzył pięścią w policzek.

ObozyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz