Spacer

1.3K 52 7
                                    

Kiedy skończyłam zmywać naczynia, poszłam zanieść plecak do pokoju.
Gdy tam dotarłam położyłam plecak na fotel, a sama żuciłam sie na łóżko.
Postanowilam, że skoro dzisiaj jest piątek i nie musze odrabiać zadania, bo równie dobrze moge to zrobić w niedziele to przejde się na spacer po lesie.

Od kiedy sie przeprowadziłyśmy, jeszcze ani razu nie byłam w lesie, bo albo mi się nie chciało albo nie miałam czasu, a gdy bylam mała to uwielbiałam to robić.

Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Chciałam powiedzieć tacie, że idę na spacer, ale zastałam go śpiącego na kanapie. Wyłączyłam telewizor, który nagal pokazywał mecz baseballu i wróciłam na góre.

Zapukałam do drzwi pokoju mojej siostry. Bella po chwili otworzyła.

- Ide na spacer do lasu. Jak Charlie by pytał gdzie jestem to mu powiedz - powiedziała.

- Okey - odpowiedziała Bella i wróciła do pokoju.

Znowu zeszłam na dół. Ubrałam bluze z kapturem i buty. Spojrzałam jeszcze w lustro wiszące nad szafką na obuwie i wyszłam z domu.

Zeszłam ze shodów przed moim domem. Przeszłam przez trawnik i stanełam przed ścieżką na skraju lasu.

Dzień był pochmurny, zresztą prawie każdy dzień tutaj taki był. Już z początku ścieżki było widać, że w lesie jest mokro po nocnym deszczu. A jak jest mokro to pewnie jest też zimno.

Weszłam do lasu i szłam prosto ścieżką.
Jest dopiero początek wiosny, więc drzewa i rosliny dopiero teraz powoli zaczynają budzić się do życia.

Im głębiej szłam w las, tym wiecej pojawiało się kałuż na ścierzce, ale ja skutecznie je omijałam.

Nie widziałam żadnych zwierząt, oprócz ptaków, które nie kiedy przeskakiwały z gałęzi na gałąź.

Nie wiem ile już tak szłam, ale robiło się coraz zimniej. Całe szczeście bluza, którą wziełam była wystarczająco ciepła. Jeszcze jakby tego było mało zaczął padać deszcz.

Nagle coś przebiegło koło mnie, ale tak szybko, że nie zobaczyłam co to. Chwile później usłyszałam ryk jakiegoś zwierzęcia, prawdopodobnie pumy. Wystraszyłam się, ale dalej stałam w miejscu, nie mogłam się ruszyć.

Słyszałam odgłosy walki, a później tylko dzwięk deszczu uderzającego o drzewa.

Zamiast uciekać jak najszybciej z tego miejsca, zaczełam iść w kierunku gdzie prawdopodobnie doszło do walki i gdzie słyszałam ryk. Bardzo się bałam, ale ciekawość co zaatakowało tak niebezpieczne zwierze jak puma i jakim cudem możliwe że udało się temu czemuś pokonać to zwierze, była silniejsza niż strach.

Przedzierałam sie przez krzaki aby dojść do tego miejsca. Zdawało mi sie, że dojde tam szybciej, jednak okazało się że szłam naprawde daleko. W końcu tam dotarłam.

To co zobaczyłam było okropne. Wszędzie w około była rozlana krew, a na środku tego martwe ciało pumy. Podeszłam troche bliżej, ale kiedy zobaczyłam, że zwierze ma rozciętą szyje uciekłam.

Skoro puma miała rozcięte gardło to znaczy, że coś lub ktoś ją zabił, a co gorsza to coś mogło być w pobliżu. Od razu przypomniałam sobie co Charlie mówił o jakimś tam mordercy, który zabił ochroniarza w młynie, ale to nie miałoby sensu żeby zabijać dzikie zwierze. Równie dobrze inna puma mogłaby ją zabić.

Biegłam przez las, byłam naprawde przerażona. Nawet nie dbałam o to w jakim kierunku biegne. Kiedy poczułam zmęczenie we wszystkich mięśniach przestałam biec i oparłam się o najbliższe drzewo ciężko dysząc.

Podniosłam głowe i rozejrzałam się. Nie wiedziałam gdzie jestem. Zaczełam szukać ścieżki, ale na próżno. Szłam przed siebie mając nadzieje, że w końcu trafie na jakąś droge albo coś.

Poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Odwróciałam głowe w lewo, ale tam nikogo nie było.

Nagle usłyszałam za sobą męski głos.

- Co ty tutaj robisz?

Odwróciłam sie i zobaczyłam chłopaka. Tak na oko chyba dwudziestoletniego. Miał czarne włosy i ciemną karnacje, więc stwierdziłam że jest on indianinem.

- Wybrałam sie na spacer i tak jakby troche zabłądziłam - odpowiedziałam.

O tej pumie narazie nie chciałam nikomu mówić.

- Pomoge ci. Jak się nazywasz?- zapytał.

- Jane Swan.

- Jane? Córka Charliego?- zapytał.

- Tak. A ty to?

- Sam Uley. Znamy się, ale mozliwe, że nie pamiętasz. Przyjeżdżałem razem z moim kuzynem Jacobem i wujkiem Billim do was jak jeszcze tutaj mieszkaliście. Chodź. Chodze już długo po tych lasach i znam ich każdy skrawek. Zaprowadze cię.

No i zaprowadził mnie do domu. Po drodze troche rozmawialiśmi i przypomniały mi sie czasy kiedy byliśmy mali.

Kiedy znalazłam się pod domem zaczynało się zciemniać.

- Jak ty trafisz do swojego dom? Przecież za chwile będzie ciemno - powiedziałam.

- Spokojnie, dam rade - odpowiedział.

- Dzięki za pomoc - powiedziałam jeszcze do chłopaka za nim on odszedł.

Weszłam do domu. Okazało się że nie było mnie około dwóch godzin.

Charlie nadal spał, a Bella była w swoim pokoju. Ja tez poszłam do swojego i nikomu nie wspominałam o zamordowanej pumie.

Na zawsze... |~Jasper Hale~| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz