Rozdział XL- Ponad ziemią

981 57 33
                                    

Moje drogie na wstępie przepraszam za tak długa nieobecność, ale miałam pewne kłopoty w tym techniczne(dziecko zepsuło mi laptopa - odzyskiwanie danych itp.) reszta mniej istotna.

Dzisiaj wrzucam zakończenie na pewno nie wszystkim się spodoba, ale aktualnie mam taki nastrój i tak wyszło...


Nie wiedziałam gdzie jestem. To nie był szpital. Pomieszczenie było bardzo przytulne i duże. Podniosłam się ostrożnie na łokciach i poczułam pieczenie w okolicach brzucha. Odrzuciłam na bok kołdrę i podwinęłam koszulę. Moje ciało było owinięte bandażem. Dotknęłam ostrożnie ran i nic nie poczułam. Kto mi pomógł? A może nadal jestem u Iriny? Jedno było pewne, w pokoju byłam sama. Nie było obok mnie nikogo. Czułam strach. Jedyne co zapamiętałam to Irina z bronia w ręku mierzaca do mnie i ból.

Rozgladałam się w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mnie naprowadzić na miejsce, w którym teraz jestem. Bez skutku. Było tu sterylnie czysto i bardzo jasno, jak w jakimś laboratorium. Wstałam ostrożnie z łóżka i zbliżyłam się do białych drzwi, uchyliłam je i wyjrzałam. Po prawej i lewej stronie był długi korytarz.

Dobiegły mnie czyjeś głosy, postanowiłam pójść w ich stronę. Z każdym krokiem głosy stawały się głośniejsze i bardziej wyraźne. W końcu trafiłam na drzwi, za którymi przy ogromnym stole siedziało mnóstwo ludzi. Cieszyli się, bawili, pili. Zachowywali się tak, jakby coś świętowali. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, a ja miałam okazję przyjrzeć im się uważniej. Przenoszac wzrok z osoby na osobę nagle zmroziło mnie i poczułam ciarki na plecach.

- Tato! To ty?! – wrzasnęłam.

Wszystkie oczy zebranych w jednej chwili spoczęły na mojej osobie i zrobiła się cisza jak makiem zasiał.

- Córeczko! – mężczyzna z uśmiechem na ustach podniósł się z krzesła z kieliszkiem w dłoniach. – Moi drodzy – rozejrzał się w prawo i lewo - to moja córka Iga, wypijmy za nia!

Uradowani goście wznieśli toast, a ja stałam jak ten słup soli i nie wierzyłam w to, co widzę.

- Kochanie, nareszcie z nami jesteś. Nie mogliśmy się ciebie doczekać. – Staruszka pocałowała mnie w czoło i czule głaskała po plecach.

- Babcia?! – przecierałam oczy z niedowierzania.

- Kochanie tak za toba tęskniłam.

- Ja za toba też babciu, ale ty przecież...

- Igo – przemówił ochrypły, znajomy głos.

Ten dźwięk mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się go jeszcze kiedykolwiek usłyszeć. Odwróciłam się ostrożnie w jego stronę. To był on. Kacper stał przede mna we własnej osobie.

Z walacym sercem wymierzyłam mu siarczysty policzek. Marzyłam o tym odkad dowiedziałam się o jego zdradzie. Huk rozniósł się po pomieszczeniu i zwrócił uwagę zebranych.

Mężczyzna położył dłoń na policzek i pomasował go.

- Wiem, że zasłużyłem.

- To nie koniec – strzeliłam mu ze stopy prosto w krocze – zawył z bólu i trzymał się za przyrodzenie. – Chciał coś powiedzieć, ale ból mu to uniemożliwiał.

- Spojrzałam na babcię, ale ona tylko puściła mi oczko. Wiedziałam, że się ze mna zgadza i stoi za mna murem. Zawsze taka była.

- Mam tylko jedno pytanie, które nie dawało mi spać. Powiedz mi dlaczego?

Z grymasem na twarzy podniósł na mnie swoja twarz i cedził przez zęby.

- Moja firma zbankrutowała. Chciałem sprzedać wszystkie akcje Igorowi, ale on jak cię zobaczył pierwszy raz na balu charytatywnym stwierdził, że pomoże mi jak oddam mu ciebie. Wiedział o moim podwójnym życiu. Nie mogłem mu odmówić Igo.

- Przestań! – krzyknęłam ze łzami w oczach i po raz ostatni przywaliłam mu w twarz.

Nagle wszyscy zaczęli bełkotać, nie rozumiałam ich. Kręciło mi się w głowie i strasznie szumiało. Po chwili ujrzałam małe światełko.

Tym razem byłam na zewnątrz. Była piękna, słoneczna pogoda. Słońce mocno grzało, a niebo było bezchmurne. Szłam po zielonej trawie. Moja uwagę zwróciły bijące dzwony. W oddali dostrzegłam kościół. Szłam powoli w jego stronę aż ujrzałam znajome twarze.

Widziałam moja mamę, brata, Rafaela, Vito, Iwonę i wiele innych osób. Wszyscy płakali. Byli ubrani na czarno z kwiatami i wieńcami w dłoniach, większość z nich miała okulary przeciwsłoneczne.

- Co wy tu do cholery robicie?! Co się stało?! – krążyłam między nimi i pytałam każdego z osobna. Potrzasałam nimi, ale nikt nie reagował. Nikt mnie nie widział. Wszyscy ciągali nosami i wycierali spływające łzy.

- Co się stało?! Dlaczego płaczecie?! – Poirytowana i wzburzona ich obojętnością podeszłam do klepsydry. – Ten widok zmroził mi krew w żyłach.

- To byłam ja.

Widziałam twarze tych wszystkich ludzi, smutne, zapłakane i czułam jak unoszę się ponad ziemia, jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że tym razem nie śniłam.

**

- Bracie jak się czujesz? – poczułem dłoń Vito na moim ramieniu.

- Czy w takim dniu można coś czuć? – podszedłem do okna i spojrzałem w niebo.

- Poradzisz sobie. Jesteś silny, młody i ...

- Nie kończ – podniosłem dłoń żeby go powstrzymać. – Nie chcę tego słuchać. – spojrzałem na brata dając mu do zrozumienia, że chcę zostać sam. Na szczęście posłuchał.

Mam w głowie tysiace myśli, lecz która to ta właściwa? – Igo? - Podpowiedz mi.

Wsłuchujac się w ciszę obracałem w dłoniach małe, czarne pudełeczko po czym schowałem je do kieszeni. Zbliżyłem się do biurka i zabrałem ze sobą jeszcze jedna ważna rzecz po czym z barku wyjąłem whisky i wypiłem na raz pół szklanki.

Następnie chwyciłem marynarkę, ubrałem i wyszedłem zatrzaskując za sobą drzwi.

**

Burzliwa miłość to ta prawdziwa. Pełna smutku, radości, zazdrości, łez i rozpaczy. Mimo bólu podnosisz się, otwierasz oczy i stoi przed toba ktoś, kto jest dla ciebie w tym momencie lekarstwem i najcenniejszym ze wszystkich możliwych życzeń.

- Tak się właśnie przy tobie czułem Igo. Byłaś moim światłem, moja nadzieja, że mogę być lepsza wersja siebie. Zawsze umiałaś sprowadzić mnie na ziemię i jak trzeba było to też przycisnąć butem.

Spogladałem spod ciemnych okularów na stos kwiatów leżący na jej grobie. Czułem jak niekontrolowane łzy wydostawały się z moich oczu. Byłem bezradny, bezsilny i winny. Towarzyszace mi wyrzuty sumienia, nie dawały mi spać. Czułem się winny, że nie umiałem cię chronić.

- Igo nawet sobie nie wyobrażasz jak mocno cię kocham i nigdy nie przestanę. - Schyliłem się i zapaliłem znicz po czym pocałowałem jej imię.

- Przyrzekłaś mi coś, pamiętasz? Zgodziłaś się zostać moja żona. Zobacz co przyniosłem. – wyjąłem z kieszeni spodni czarne, aksamitne pudełeczko, a w nim dwie, złote obrączki. – Podobaja ci się? Mam nadzieję, że tak. – Chciałem ci Igo przyrzec teraz w obecności Boga, że proszę cię o rękę i obiecuję ci miłość i wierność, aż i po śmierci oraz, że już cię więcej nie opuszczę – położyłem obrączkę na jej grobie, a druga włożyłem sobie na palec.

- Nie umiem i nie chcę bez ciebie żyć. – Spod marynarki wyjałem rewolwer i położyłem się tuż obok niej.

- Za chwilę znów będę twój, tym razem na zawsze, tak jak obiecałem.

Nacisnałem spust.

Znów byliśmy razem – ponad ziemia.

- K O N I E C -


Dziękuje za te piękne chwile i wspólne miesiace przy tworzeniu tej historii ;) bez Was nie było by mnie i nie było by tych opowieści. Jesteście warte każdej zarwanej nocy! ;)

Oczywiście mam nowa historię w głowie jej tytuł to "Bumerang" - już niedługo pojawia się rozdziały ;) Zapraszam!

Ponad ziemiąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz