Rozdział XXVII - Próba

563 53 21
                                    

Dawno nie było akcji... ☺️

Nie myślałam, że tak szybko skorzystam z zaproszenia Zbyszka, ale to była jedyna osoba, która wpadła mi do głowy i u której będę na pewno bezpieczna. Te kilka dni u niego pozwoli mi spokojnie spać i nie martwić się o to, co stanie się jutro. - Kiedy do niego zadzwoniłam czy mogę go odwiedzić to ucieszył się bardzo, że znów się spotkamy.
Nawigacja wskazywała mi jeszcze dwieście kilometrów do celu. Srebrne audi a3 Iwonki sprawdzało się świetnie na drodze. Chwyciłam telefon i wybrałam numer do przyjaciółki. Odebrała po pierwszym sygnale.
- Coś się stało?! – krzyknęła zdyszana.
- Nie... tak po prostu dzwonię żeby zapytać czy to twoje cudo to potrafi wyprzedzać?
- No wiesz!
- O! Czekaj Iwona! Czekaj! Jedzie Fiat Uno, dam radę? – płakałam ze śmiechu, a ona gotowała się po drugiej stronie słuchawki.
- Ja wiem, że to zemsta za Rafaela, ale proszę mi nie obrażać Grażyny – ona jest wyjątkowa!
- Za Rafaela powinnam ci ją obić, a póki co naśmiewam się z jej tempa!
- Kochana skup się na drodze bo nie mam zamiaru odwiedzać cię w szpitalu! Czekam na telefon jak będziesz na miejscu, a teraz dbaj o Grażkę i uważaj na siebie!
- Kocham cię wiesz?
- Wiem. Dlatego słuchaj mądrzejszych i patrz na drogę! Pa!
Z uśmiechem na ustach rzuciłam telefon na siedzenie obok.
Jednak życie z wariatami jest ciekawsze. - śmiałam się do siebie pod nosem.
Głośny huk przestraszył mnie aż zarzuciłam samochodem. Fala gorąca zalała moje ciało, a na czole poczułam jak wyszły krople potu. – Co to było do cholery?! – spojrzałam w lusterko i zobaczyłam za sobą wielki, czarny samochód, który znów niebezpiecznie szybko się do mnie zbliżał i kolejny raz walnął w zderzak! – Co za palant! - wiem, że coś wspominałam o obijaniu samochodu, ale to był żart! - Próbowałam zjechać na boczną uliczkę, ale znów huknęło i to nie było przypadkowe, ten ktoś specjalnie próbował zrzucić mnie z drogi. – Drżącymi rękami chwyciłam za telefon, który leżał tuż obok mnie. Dodałam gazu i próbowałam zgubić tego kogoś, wjechałam w leśną dróżkę z walącym sercem. Obracałam się i nigdzie nie widziałam tego kogoś.
Vito zawsze był dla mnie dobry więc chyba coś mną tknęło, że zapisałam sobie jego numer. Teraz nie miałam wyjścia miałam tylko jego. Nie czas na sentymenty i unoszenie się dumą, ktoś próbuje mnie zabić, a ja nie wiem co robić?! Ten mężczyzna to moja ostatnia deska ratunku, nie mam nikogo... - Chwytam za telefon i drżącymi palcami odszukuję jego imię wśród tych kilku kontaktów. Drugą ręką próbuję utrzymać kierownicę, co nie jest łatwe kiedy ktoś obijając ci tył samochodu podniósł ci ciśnienie i nie wiesz co robisz ze stresu.
Jeden sygnał... drugi... - znów ten straszny huk obijających się samochodów - trzeci... - odbierz proszę!

- Halo – usłyszałam jego głos w słuchawce, a kamień spadł mi z serca.
- Vito...- szlochałam.
- Iga?!
- Ktoś próbuje mnie zabić – głos mi drżał, a łzy leciały po policzkach.
- Gdzie jesteś? Nie płacz! Skup się!
- Ja... ja... ja nie wiem.. boję się Vito. Ktoś mnie śledził i uderzył kilka razy w tył mojego samochodu chyba chce mnie zabić i jest tutaj. Zamknęłam się w aucie, ale strasznie się boję.
- Wiesz kto to może być?
- Nie..
W tym momencie w szybie pojawiła się twarz mężczyzny, o którym chciałam zapomnieć.
- O Boże... - szepnęłam – to Martin!
Telefon wypadł mi z ręki. Siedziałam z otwartą buzią i wpatrywałam się w tego skurwiela. Zajęło mi chwilę zanim się otrząsnęłam z tego widoku. Na szczęście zdążyłam się zamknąć w aucie. Niestety on skutecznie próbował rozwalić szybę bronią. Stukał gnatem o szybę aż pojawiła się na niej pajęczynka sygnalizując pęknięcie.
Oblały mnie zimne poty. Siedziałam jak zamurowana. Dopiero po chwili odzyskałam zdolność myślenia. Chwyciłam szybko za telefon i wrzuciłam go do torebki, a ją wzięłam w dłonie.
Martin nie przestawał uderzać. Jego twarz zamazała się pod wpływem obitej szyby, ale ja wiedziałam, że on się cieszy.
Tylko tym razem nie przewidział tego, że się przygotowałam. Chwyciłam z torebki mały spray do ręki  i czekałam na ten moment aż szyba się skruszy. Serce waliło mi jak szalone, ale nie miałam zamiaru mu się poddać. Pragnęłam zemsty i zrobię wszystko żeby mu się nie udało to, co znowu zaplanował.
Po chwili szyba się poddała i skruszyła w drobny mak. Siedziałam jak sparaliżowana ciężko oddychając. – widziałam jak dłonie Martina energicznie szukały klamki od drzwi i po chwili ją znalazły. Szarpnął mnie mocno za rękę i w ten sposób wyciągnął z samochodu. – trząsłam się jak galareta, a on wbijał we mnie swoje czarne, zboczone oczy.
- Uwielbiam strach w kobiecych oczach nawet nie wiesz jak to mnie podnieca Igo. – przekrzywił lekko głowę i z durnym uśmiechem złapał się jedną ręką za krocze i masował delikatnie, a drugą mierzył we mnie bronią.
- Jesteś psychopatą! – krzyknęłam, a następnie oplułam go soczyście.
Ten moment kiedy chciał się wytrzeć był tym, w którym mogłam użyć gazu i tak właśnie zrobiłam. Spsikałam całą jego twarz, a on zaczął krzyczeć w niebogłosy. Nie czekając rzuciłam się do ucieczki i biegłam co sił w nogach. Byleby być daleko od tego skurwiela.
Udało mi się dobiec do jakiejś głównej drogi. Zgięłam się w pół i dłonie położyłam na kolana żeby złapać oddech. Byłam roztrzęsiona, a nogi miałam jak z waty. Odwróciłam się żeby sprawdzić gdzie jest Martin, na szczęście go nigdzie nie było. Zaczęłam energicznie machać do każdego samochodu jaki tylko pojawił się na horyzoncie żeby go zatrzymać. Na próżno. Każdy mnie omijał. Moje serce zaczynało znacznie przyspieszać. Martina nadal nie było nigdzie widać. Ale dopóki nie znajdę się daleko stąd nie mogę być bezpieczna.
Zobaczyłam samochód i tym razem wleciałam na środek ulicy z dłońmi uniesionymi do góry. Zatrzymał się, a mi jakby kamień spadł z serca. Mężczyzna uchylił szybę z dziwnym wyrazem twarzy i zanim zdążyłam powiedzieć cokolwiek on zaczął.
- Ile złotko bierzesz za loda?
Nie no to chyba jakiś kurwa żart. Udaje mi się zatrzymać samochód na tym jebanym pustkowiu, a tu następny pieprzony zboczeniec! - Zagotowałam się.
- Co proszę?! – odsunęłam się od szyby i zaczęłam gorączkowo szukać w torebce noża, który ze sobą wzięłam na wszelki wypadek.
- Potrzebuję trochę relaksu. Miałem ciężki dzień.
Ciężki dzień?! Nie no ja nie wierzę! Ręce opadają. - Zaczęłam się śmiać pod nosem bo już nerwy mi puszczały.
- Co cię tak bawi? – facet się poirytował. – Chcesz zarobić czy nie?
- Zaraz to ty zarobisz! – wyjęłam nóż i wycelowałam w niego. – Spierdalaj! Ale to już!
Facet podniósł ręce zdziwiony.
- A co ty taka agresywna? Tylko zapytałem. – po czym odpalił silnik i z piskiem opon odjechał.
Stałam na środku ulicy bezradna z nożem w ręce. - Spojrzałam na ostrze i przez chwilę pomyślałam czy nie wbić go sobie? Szybko się skarciłam za tę myśl.
Szelest łamanych gałęzi pod czyimiś butami zwrócił moją uwagę. - Odwróciłam się energicznie z sercem w gardle i rozglądałam dookoła. Jednak nigdzie nikogo nie dostrzegłam. Tak strasznie się bałam. Postanowiłam biec i w tym momencie poczułam jak ktoś złapał mnie za włosy. Myślałam, że głowa mi odpadnie. Nóż wypadł mi z ręki, a na szyi poczułam zimny metal. Wiedziałam, że przystawił mi broń. Zmroziło mnie.
- Gdzieś się wybierasz? – usłyszałam jego głos tuż nad uchem. Łzy powoli zaczęły spływać po moich policzkach.
- Dlaczego znowu ty? – drżałam.
Poczułam jak jego dłoń powoli osuwa się po mojej szyi w kierunku biustu po chwili jego lepka łapa spoczęła na mojej piersi i ugniatała ją. Czułam jego sapiący oddech na mojej szyi, od którego robiło mi się niedobrze. Ten koszmar wrócił, a ja już nie mogłam się bronić.
- Tym razem dostanę za ciebie dwa razy tyle. – dyszał ciężko do mojego ucha. - Zabawimy się maleńka jak ostatnio? – cieszył się pod nosem.
W jego obecności moje życie było mi już obojętne. Nie chciałam go czuć na sobie w żaden sposób. Postanowiłam zaryzykować i nadepnęłam mu z całej siły na stopę. Udało się. Nie czułam już pistoletu na szyi ani jego łapy na mojej piersi. Nie oglądając się za siebie zaczęłam biec. - Strzał, który miał dla mnie zaplanowany był tylko kwestią czasu, ale wolałam to, niż jego brudne, zboczone łapska!
- Słyszałam jego kroki, które aż huczały za mną. A ja opadałam z sił, ból w klatce piersiowej skutecznie utrudniał mi oddychanie. Moje nogi robiły się coraz cięższe, a przed oczami wszystko stawało się ciemniejsze. Zdążyłam usłyszeć jedynie za sobą pisk opon i strzały, a potem ten okropny szum w uszach...

I jak? Co to będzie dalej? Kto strzelał...?🤗😄 tego i wiele innych rzeczy dowiecie się w kolejnych rozdziałach 😁😘

Ponad ziemiąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz