Epilog

304 14 2
  • Zadedykowane wszystkim czytelnikom
                                    

Czerwiec 2016

Słońce otulało moją twarz przyjemnym blaskiem. Ciepło, które emanowało od uścisku dłoni, rozgrzewało nie tylko moje palce, ale również serce. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czułam się tak dobrze. Po wypisaniu Mileny ze szpitala, wraz z Johnatanem wróciliśmy w trójkę do Cache Creek, gdzie zamieszkaliśmy w moim mieszkaniu. Rozprawa przeciwko mojej siostrze trwała rok, ale powołując się na niestabilność psychiczną oskarżonej, sędzina wydała wyrok uwalniający ją ze stuprocentowej odpowiedzialności prawnej. Co prawda dziewczyna miała uczestniczyć w intensywnej terapii psychiatrycznej jeszcze przez kolejny rok, ale była świadoma tego, jak szczęśliwie zakończyła się dla niej ta sytuacja.

Szłam trzcinowym polem, ociekającym blaskiem odbijających się promyków życiodajnej gwiazdy. Johnatan służył mi swoim ramieniem, uśmiechaliśmy się do siebie przez cały czas. Upał był nieznośny, ale my zdawaliśmy się przesuwać ten fakt na dalszy plan. Nagle Johnatan zatrzymał się, pociągając mnie przed siebie. Objął mnie w pasie i położył brodę na moim wgłębieniu przy obojczyku.

Wiesz, dlaczego cię tu przyprowadziłem? - spytał, składając na moim policzku delikatny pocałunek.

Cóż, stawiam na piękne widoki i bezchmurne niebo – spojrzałam na niego z krzywym uśmieszkiem. Nie lubiłam tego typu zgadywanek, nie byłam w nich najlepsza. - Możliwe też, że chciałeś, żebym wyszła z domu i nie marnowała tej wspaniałej pogody siedzeniem w domu przed telewizorem.

Cler! - wykrzyknął przez uśmiech. - Pozwól mi choć raz być romantykiem!

Jesteś nim cały czas, nie marudź – zaakompaniowałam mu tym samym chichotem. - Dobrze, zaskocz mnie romantyku, dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?

Popatrz na to pole – polecił mi. - Co widzisz?

Trzcinę? - bardziej spytałam niż odpowiedziałam. Nie wiedziałam, co miał na myśli Johnatan. - Naprawdę nie rozumiem cię, Johnny, co trzcina ma wspólnego z romantyzmem?

Daj mi dokończyć – strofował mnie. - Co znajduje się po naszej lewej stronie?

Drzewo. Na moje oko pięćdziesięcioletnie, zapewne buk.

Cler – zwrócił się do mnie bezpośrednio, trzymając moje ramiona i obracając się tak, żebyśmy mogli swobodnie patrzeć sobie w oczy. - Kiedy nad tym polem dowodzenie przejmie wichura, to drzewo nie będzie w stanie się obronić. Połamie się, pęknie i po pewnym czasie obumrze, podczas kiedy trzcina będzie poruszać się zwinnie na wietrze, podrygując mu do rytmu oraz wytyczając własne ruchy. Nasza miłość, Cler, jest jak ta trzcina. Bez względu na przeciwności czy na to, jak długo się znamy, poradzimy sobie z każdym ciosem. Kiedy los postanowi zadać naszym sercom kolejne rany, jedno za drugim będzie stało murem, wiem o tym. Są na tym świecie pary, często nawet małżeństwa, które nie przetrwają takiego wiatru – podwiną im się skrzydła, rozpadną się, znienawidzą. My tacy nie jesteśmy. Będziemy trwać, Cler, po wsze czasy i nawet jeśli zostaniemy zakopani sześć stóp pod ziemią a nad nami rozbrzmiewać będzie marsz żałobny, ludzie o nas nie zapomną – może i nie będą znać naszych imion, pamiętać kiedy żyliśmy, ale miłość taka jak nasza jest niepowtarzalna i niezapomniana. Mam nadzieję, że kiedyś ktoś poczuje się podobnie do mnie, wygłaszając słowa głoszące uwielbienie do swojej ukochanej. Moje serce urosło dzięki tobie, Cleri, i wiem, że nigdy już się nie zmniejszy.

Johnny – w oczach miałam łzy wzruszenia.

Nie przerywaj mi – westchnął. - Kocham cię, Cler i nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jakim głupcem byłbym, gdybym zaprzepaścił taka okazję jak ta, aby wyjawić ci moje najskrytsze pragnienie.

Wstrzymałam oddech, kiedy mężczyzna uklęknął przede mną na jedno kolano i obdarzył mnie nieśmiałym wzrokiem.

Clemendro Treasure – zaczął niepewnie, ale po chwili zmienił się jego wyraz twarzy, jakby symbolizując, że stawał się gotowy na ten krok. - Ostatnimi czasy nie bywałem często w domu, mówiąc, że wyjeżdżam w krótką trasę ze znajomymi. Przepraszam, że tak perfidnie cię okłamałem, ale inaczej domyśliłabyś się wszystkiego. Dzwoniłem do twojej babci tysiące razy, starając się uzyskać odpowiedź na ważne dla mnie pytanie. Dzięki jej pomocy po kilku dniach odnalazłem to, czego szukałem – groby twoich rodziców.

Byłam zaskoczona, co z pewnością ukazało się na mojej twarzy.

Muszę przyznać, że nie było to proste, ale kiedy dopiąłem swego, wiedziałem, że postąpiłem słusznie. Mogę teraz zabrzmieć jak świr, lecz miej świadomość, że wyłącznie z twojego powodu tak oszalałem. Chciałem spytać twojego ojca o zgodę na oświadczyny i, jakkolwiek to brzmi, takową zgodę otrzymałem. Odnosiłem dziwne wrażenie, że naprawdę z nim rozmawiam, miałem nawet przy sobie whiskey na przełamanie lodów – wybuchł śmiechem, po czym spoważniał. - Cler, mamy błogosławieństwo twoich rodziców, dlatego pozwól mi spytać cię o twoje zdanie.

Wyjął z kieszeni małe pudełko, po czym otworzył je, a mały przedmiot, który się w nim znajdował, momentalnie olśnił mnie swoim blaskiem odbijanych promieni słońca. Na wewnętrznej stronie pierścionka znajdował się wygrawerowany napis „nasza miłość niczym trzcina na wietrze”, a szmaragdowy kamień po zewnętrznej stronie udawał kolor oczu bruneta. Znałam odpowiedź, nawet bez pytania.

Cler, czy zechciałabyś spędzić resztę swojego życia ze mną?

Tak, Johnatanie – uklękłam naprzeciwko niego i chwyciłam za jego włosy. - Chciałabym spędzić z tobą resztę mojego życia.


~~*~~

Witam!

Jeszcze dziś rano twierdziłam, że napiszę jeszcze dwa, trzy rozdziały, a tu nagle epilog? Cóż, kobieta zmienną jest ;) Doszłam do wniosku, że pisanie na siłę jeszcze co najmniej kilku stron byłoby niewłaściwe, toteż proszę bardzo - doprowadziłam opowiadanie do końca. Tfu, nie opowiadanie a telenowelę (mówię pół żartem, pół serio). W każdym razie, dziękuję wszystkim, którzy poświęcili czas na czytanie mojego dzieła i zapraszam już niebawem na Camomile Nights - nie dajcie zwieść się pozorom, nie będzie to typowe fanfiction z szalejącą za zespołem dziewczyną oraz niedostępnym i zamkniętym w sobie muzykiem. Zresztą, sami się przekonacie! Pozdrawiam serdecznie, składając gorące życzenia dobrego oraz obfitego w ambitne lektury roku. 

Buziaczki, A. xx

Trzcinowe polaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz