7. Ten, w którym nie tylko "księżna" cierpi.

255 13 3
                                    

- To cała historia? - spytał, spoglądając niepewnie na wyraz mej twarzy.

- Tak, to już wszystko - westchnęłam cicho, zakańczając monolog. Sięgnęłam po chusteczkę i wytarłam nią wilgotne od łez oczy.

Johnatan milczał chwilę, jakby zastanawiając się nad czymś bardzo intensywnie, po czym wstał z hotelowego łóżka, które minionej nocy dzieliliśmy. Zaczął krążyć po pokoju, nerwowo podchodząc do drzwi, które sekundę później otworzył. Chciał przez nie wyjść, ale kiedy wystawił stopę za framugę przystanął i odwrócił się w moją stronę, lustrując moje zdziwienie przemykające nieostrożnie przez twarz. Westchnął głęboko i zamknął drewniane wejście do małego pokoiku. Zaczął uderzać otwartymi dłońmi w ściamę z niesamowitą siłą. Byłam zaskoczona jego zachowaniem, nie wiedziałam jakie myśli przetaczały się przez jego głowę. Kompletnie zdumiona podeszłam do niego i położyłam dłonie na jego barkach, zmuszając mężczyznę do popatrzenia w moją stronę. Obrzucił mnie zmęczonym, przygnębionym wzrokiem, a w zieleni jego oczu gromadziły się przeźroczyste krople. Zaszokowana, w przypływie emocji, ujęłam go w ramiona i uspakajałam cichym szeptem słów konsolacji. O nic nie pytałam, nie zastanawiałam się nad tym, że to ja powinnam być w tej sytuacji osobą cierpiącą, pocieszaną objęciem, zważywszy na to, jak nieszczęśliwe zakończenie miała historia, którą opowiedziałam chłopakowi. Obdarowałam go ciepłym spojrzeniem, przyglądając się kilkudniowemu zarostowi, włosom w nieładzie oraz kącikom ust, które, zwykle zwrócone ku słońcu, wyginały się w nieznośnym grymasie naśladując podkowę.

- Johnatan? - zaczęłam nieśmiało. - Johnny, spójrz na mnie. Co się stało, czemu tak się zachowujesz?

- Czy to ważne? - warknął nieprzyjemnie, na co odpowiedziałam krzywym spojrzeniem i odsunęłam się pół kroku do tyłu. - Rozczulasz się nad sobą, pochlipujesz cicho, że straciłaś bliskich... Oświecę cię, księżno wszechświata, nie ty jedyna.

- Johnatan, uspokój się – poleciłam, zamykając oczy tylko po to, aby znów je otworzyć i przybrać zupełnie inny, poważny, wyraz twarzy. Podeszłam do krzesła umiejscowionego tuż obok okna i wskazałam na nie palcem. - Siadaj i powiedz mi, proszę, co cię tak zdenerwowało. 

Mężczyzna rzucił mi pełne politowania spojrzenie, ale pod moim nieugiętym, hardym wzrokiem uległ i usiadł okrakiem na krześle, które niebezpiecznie się zachwiało.

- Naprawdę chcesz wiedzieć? - spytał, wypuszczając z płuc sporą ilość powietrza.

Chciałam.

***

[Johnatan]

Pożar w Toronto.

Chyba każdy coś, bądź kogoś, stracił w wyniku tego wypadku. Za przyczynę podawano nieszczelną instalację gazowa, ale co poniektórzy uważali, że był to celowy zamach na życie kontrabasisty. Tamten wieczór zapadł mi wyjątkowo w pamięć, bowiem kończyłem wtedy osiemnasty rok życia. Miałem w zamiarze wybrać się na koncert, do czego gorąco namawiała mnie babcia, z którą po śmierci mojej mamy dwa lata wcześniej przeprowadziłem się z Londynu do Cache Creek, ale wraz z najlepszym przyjacielem, Emilem, postanowiliśmy świętować w pobliskim barze. Babcia Cornelia twierdziła, że na auli będzie ktoś, kogo chciałbym zobaczyć i kto chciałby zobaczyć mnie, ale prowadzony dzikimi, młodzieńczymi myślami, zrezygnowałem z ewentuanego spotkania.

Przez wiele następnych lat żałowałem tej decyzji.

Pokój, który jeszcze godzinę wcześniej wydawał mi się przytulnym, ciepłym pomieszczeniem, zamienił się w piekło wspomnień i niewypowiedzianych słów.

Tak bardzo liczyłem na rozmowę z nim, odkąd na moich dziewiątych urodzinach moimi jedynymi towarzyszami były mama i babcia. Na każdą wzmiankę o nim przechodził po moim ciele nieprzyjemny dreszcz, przypominający o samotności i niefortunności losu, który jak zawsze chciał wymierzyć mi siarczyste uderzenie w policzek.

W szkole nigdy mi się nie powodziło. Byłem prymusem, pupilkiem nauczycieli i wyrzutkiem. Miałem jednego, jedynego, przyjaciela, z którym nigdy się nie nudziłem. Emil pochodził z wysoko postawionej na szczeblu społecznym rodziny i znajdował się w centrum zainteresowania, ale znajdował dla mnie czas o każdej porze dnia i nocy. Mimo że różni, zawsze pozostawaliśmy bliskimi sobie osobami. Czasem zastanawiałem się, jak poradził sobie ze stratą miłości swojego życia - cztery lata starszej skrzypaczki, która, jako jedna z wielu, akompaniowała "Marcowi". Nie utrzymywałem z nim kontaktu, po nocy moich urodzin i tego nieszczęsnego wypadku, oddaliliśmy się od siebie.

Tydzień później babcia poprosiła mnie o rozmowę. Usiadła w swoim ulubionym fotelu bujanym i opowiedziała mi historię, która miała się ciągnąć przez całe moje życie.

- Johnatan, uspokój się - usłyszałem głos Cler. Była przerażona, jej oczy zdradzały strach i chęć ucieczki z tego miejsca. Poczułem się głupio, a po mojej głowie zaczęły krążyć myśli, usprawiedliwiające nasilające się uczucie winy w sercu. Wiedziałem, że to tylko brednie, tak naprawdę byłem świadomy, jak bardzo ją w tamtym momencie raniłem swoją obojętnością. Chciałem położyć swoje dłonie na jej talii, przysunąć ją blisko i pocałować tak, jakby to był ostatni raz, kulminacyjny punkt, w którym wyznałbym jej tak wiele. Było jednakże zbyt wcześnie, przynajmniej dla niej, toteż zdobyłem się jedynie na parsknięcie i wzrok pełen politowania. "Idiota", pomyślałem - Siadaj i powiedz mi, proszę, co cię tak zdenerwowało.

- Naprawdę chcesz wiedzieć? - spytałem, uspakając się nieznacznie. Westchnąłem głęboko, wyczekując jej odpowiedzi. Odgarnęła niesforny kosmyk miodowych włosów za ucho i potarła palcami kark, jak zwykle, gdy się denerwowała. Nagle stanęła prosto, wypinając dumnie klatkę do przodu.

- Tak - odpowiedziała stanowczo.

- Cieszę się, że pod koniec przekonałaś się do Corama, myślę, że by to docenił - starałem się zachować poczucie humoru.

- Jakiego Corama? Kim on jest? -  zmarszczyła czoło, pociągając za tym swoje brwi do środka twarzy.

- Moim ojcem.

Trzcinowe polaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz