4. Ten ze spadającymi gwiazdami

293 18 1
                                    

Mimo że zostałam zaproszona jedynie na zupę, pani Cornelia uraczyła mnie jeszcze daniem głównym, deserem i kompotem z suszonych owoców. Byłam jej bardzo wdzięczna, bowiem w moim mieszkaniu znajdowały się tylko puste garnki i zupki chińskie. To jest to, co nazywam zdrowym odżywaniem.

Ciągle łapałam się na podglądaniu Johnatana. Prowadziliśmy przyjemną konwersację cała trójką, ale niespodziewanie zapragnęłam znaleźć się w pomieszczeniu tylko z nim, zapalić świece,zdewastować wszelkie inne źródła światła, pozwolić muzyce z głośników płynąć spokojnie i najzwyczajniej w świecie patrzeć sobie w oczy. Zdawało mi się, że jedynie chwila zapomnienia w zwierciadłach jego duszy o kolorze głęboko zielonym z czekoladowymi plamkami na źrenicach, wystarczyłaby w zupełności na całą wieczność, ale dopiero po pewnym czasie przyznałam przed sobą, że nie byłoby to wystarczające. Miał zbyt piękne oczy.

- Cler?

- Tak tak, oczywiście.

- Słyszałaś wszystko co powiedziałem?

- Tak - zastanowiłam się. - Nie, przepraszam... Zamyśliłam się. Mógłbyś powtórzyć?

- Oczywiście - puścił mi oko. - Gram w sobotę koncert w filharmonii, byłbym zaszczycony, gdybyś mogła uraczyć mnie swoją obecnością.

- Z przyjemnością przyjdę - uśmiechnęłam się szeroko. - O której godzinie?

- Koncert zaczyna się o 18:30, ale możesz przyjść wcześniej. Motyw to "Styczniowe Spotkania", mam szczerą nadzieję, że przypadnie ci do gustu.

- Dziękuję za zaproszenie, możesz się tam mnie spodziewać - uśmiechnęłam się delikatnie i wstałam od stołu. - Dziękuję pani Cornelio za ten wspaniały obiad, coś mi się wydaje, że zajdę tu jeszcze nie raz.

- Och, nie ma problemu, panno Treasure, byłam uradowana mogąc panią gościć.

-Pani Cornelio, proszę mi mówić Cler - położyłam dłoń na ramieniu starszej kobiety, która spojrzała na mnie ciepło i mimo że była spokojna, w jej oczach można było dostrzec iskierki ognia.

- Oczywiście. Johnatanie, odprowadź panienkę do domu - mrugnęła do chłopaka porozumiewawczo.

Johnatan pomógł mi ubrać płaszczyk, po czym sam narzucił na siebie kurtkę i wyciągnął do mnie rękę, gestem prosząc, abym się do niego zbliżyła.

Szłam ulicą z mężczyzną wyjętym ze snu niemalże każdej dziewczyny - przystojnym, inteligentym, zabawnym muzykiem, opierając się o jego ramię. Co jakiś czas przejeżdżały samochody, śnieg chrupał przyjemnie pod nogami, a towarzystwo odpowiadało mi w zupełności. Mimo iż cała droga upłynęła mam w milczeniu, nie czuło się tej ciszy - była zagłuszona lekkimi uśmiechami, ukradkowymi spojrzeniami i ciepłym dotykiem dłoni. Gdy znaleźliśmy się pod moim domem, włożyłam ręce do kieszeni i spojrzałam na czubki butów.

- Nie chciałbym być nieuprzejmy, ale czy moglibyśmy wstąpić do ciebie na coś ciepłego do picia? Muszę przyznać, że zmarzłem - odrzekł nieśmiało, łapiąc się za głowę.

- Jasne, oczywiście, pewnie - zaczął plątać mi się język. - Przepraszam, że sama nie wyszłam z inicjatywą. Zamyśliłam się.

Weszliśmy na górę i poleciłam zielonookiemu rogościć się na kanapie w salonie oraz wybrać odpowiednią muzykę, podczas gdy ja przygotowywałam zieloną herbatę i przekąski w postaci warzywnych szaszłyków, do których wykorzystałam cała zawartość lodówki. Obiecałam sobie, że po wyjściu Johnatana wybiorę się na zakupy do sklepu spożywczego. Po kilku minutach byłam już blisko niego i rozkoszowałam się widokiem, który rozpościerał się przede mną. Uśmiechnęłam się mimo woli i westchnęłam cicho. Jak się jednak okazało, moje 'cicho' wcale nie było takie dyskretne.

- Czemu tak mi się przyglądasz, Cler? - spytał, odkładając kubek z herbatą i spoglądając na mnie najwspanialszym wzrokiem, jaki kiedykolwiek widziałam. - Nie twierdzę, że mi to przeszkadza, ale jednak wolałbym znać przyczynę.

- Przepraszam, po prostu się zamyśliłam - powtórzyłam formułkę i odchrząknęłam, siadając prosto. - Porozmawiajmy o czymś.

- Dobrze. Jeśli masz ochotę, możemy zagrać w grę dziesięciu pytań. Pytanie - odpowiedź, zasady banalne, co ty na to?

- Zaczynajmy.

Zatraciliśmy się w zabawie i z dziesięciu pytań namnożyło się czterdzieści, a my wciąż nie chcieliśmy zaprzestać gry. Było już ciemno, kilka dzbanków herbaty przetoczyło się przez niski stolik z salonie, a ja wpadłam na pomysł godny uwagi.

- Zabiorę cię gdzieś Johnatanie, ale musimy się ubrać. Chodźmy! - podbiegłam jak na skrzydłach do wieszaka i zabrałam nasze kurtki. Zamknęłam drzwi i pociągnęłam zdezorientowanego chłopaka za rękę w kierunku schodów przeciwpożarowych, którymi dostaliśmy się na dach. Miałam tam swoje miejsce do przemyśleń. Był to jedyby skrawek podłogi, na którym czułam się kompletnie wolna, kiedy spoglądając na gwiazdy, planowałam, śniłam, marzyłam.

- Wprowadzam cię w mój świat, więc jeśli chcesz z niego zniknąć w najbliższym czasie, przyspiesz swoje postępowanie i wyjdź w tej chwili - ostrzegłam mężczyznę. Popatrzył na mnie trochę rozbawionym wzrokiem i ucałował zewnętrzną część mojej dłoni, po czym splótł nasze palce ze sobą.

- Gdybym nie chciał zagrać jednej z głównych roli w przedstawieniu twego życia, nie przyszedłbym na przesłuchanie. Jestem tu i nigdzie się nie wybieram - deski tej sceny są dla mnie ukojeniem, z którego nie chcę rezygnować - spoważniał, dzieląc się ze mną tą metaforą. Kiedy stałam tak na przeciwko niego, nie wiedząc jak odpowiedzieć, zostałam uraczona szerokim uśmiechem.

Usiedliśmy na brzegu prostego dachu, znajdującego się na wysokości drugiego piętra.

- Kiedy doświadczyłaś pierwszego pocałunku? - spytał nagle, reaktywując nasze umilenie czasu - grę.

- Nie doświadczyłam nigdy pocałunku - przyznałam. - Ostatniego chłopaka miałam w przedszkolu, a naszym wyznaniem miłości było skradanie sobie buziaków w policzek, kiedy pani przedszkolanka nie patrzyła, na przykład w toalecie.

Zaśmiałam sie na wspomnienie Matta i naszych wspópnych przeżyć. Wciąż utrzymywaliśmy ze sobą dobry kontakt, a jego żona, Ann, była cudowną kobietą i jedną z najbliższych mi osób.

- Nigdy się nie całowałaś? Przez te dwadzieścia siedem lat swojego życia?

- Nigdy.

- A gimnazjum, liceum, studia? Nie miałaś tam chłopaka, kogoś z kim byłoby ci łatwiej?

- Nie potrzebowałam nikogo, miałam niewielką grupkę bliskich znajomych i to w zupełności mi wystarczało. Byłam wyrzutkiem w liceum ze względu na to, że średnia moich ocen zawsze przekraczała 5.00, nie chodziłam na imprezy tylko zostawałam w domu z książką i miałam dobre kontakty z rodziną - wtedy nie było to "pochlebne" dla szkolnego społeczeństwa.

- Wiesz, że musimy to zmienić?

- Tak też sądzę, chociaż gdy spotykam młodzież, zaczynam odbudowywać swoją wiarę w nowe pokolenie.

- Nie o tym mówiłem - przegryzł dolną wargę i spojrzał głęboko w moje oczy.

Zanim zdążyłam spytać, co miał na myśli, poczułam jego pełen ciepła pocałunek na moich zmarzniętych wargach. Z początku delikatny, po chwili stał się coraz bardziej namiętny i zachłanny. Oderwaliśmy się od siebie na odległość kilku centymetrów tak, że nasze czoła wciąż stykały się, a nosy łagodnie ocierały o siebie.

- Spadające gwiazdy - wyszeptał. Otworzyłam na chwilę oczy, po czym znów je przymknęłam. Pragnę tylko szczęścia.
I żeby ta chwila nie musiała się kończyć.

**~**

Epizod z przedszkolnymi buziaczkami w toalecie - historie z życia wzięte ;)

Trzcinowe polaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz