Pov. Roxanne
– A co powiesz na owoce morza? – usłyszałam w słuchawce kolejne pytanie Amelie, na które przekręciłam oczami.Na szczęście nie widziała mojej zniechęcającej miny, gdy popchnęłam z całej siły drzwi do sklepu muzycznego, znajdującego się na końcu jednej z tych ciemnych, szemranych ulic Sydney. To, jak się tutaj znalazłam, było czystym przypadkiem. Był to pierwszy lepszy sklep, do którego zaprowadziły mnie mapy google. Co najśmieszniejsze – najbardziej oddalony od mojej okolicy.
– Liczę, że masz na myśli krewetki a nie ryby. – wytknęłam jej ironicznie. Amelie wiedziała co miałam na myśli. – Wiesz, że ich nienawidzę.
Moja nienawiść do ryb zrodziła się około dwóch lat temu. Wujek, razem z jego córką, która niestety teraz jest jedną z moich bliższych przyjaciółek, postanowili pojechać ze mną nad jezioro. W planach było łowienie rybek, a potem upieczenie ich nad ogniskiem. Nie byłam dobrym rybakiem, więc przyglądałam się wszystkiemu z boku. Jednak moja popieprzona natura i tak musiała zepsuć mi niezły dzień. O czym by tu więcej mówić? Nadepnęłam na niczemu winną płotkę, która pozbawiona wnętrzności, zmieniła się w nieapetyczną miazgę. Tak, wujek potem ją upiekł.
– Myślę, że mojemu kochanemu kuzynowi się spodoba, nie martw się. – przed oczami wyobrażałam sobie jej wredny wyraz twarzy, zanim się rozłączyła. Oh, tak. Amelie nie trawiła Luke'a od zawsze. To ten typ kuzynostwa który widzi się tylko od święta. Szkoda, bo uwielbiałam słuchać ich kłótni i oglądać walki mma.
Odłożyłam telefon do tylnej kieszeni jeansów, po czym przerażona podskoczyłam w miejscu. Dopiero teraz zauważyłam młodego chłopaka, stojącego za sklepową ladą. Patrzył na mnie ze znudzoną miną, mrużąc oczy. Właściwie nie musiał tego robić, bo i tak przez białe jak śnieg włosy, które opadały mu na jego lewe oko, pewnie ledwo coś widział.
– Miło, że w końcu skończyłaś rozmawiać. – mruknął poprawiając włosy. Dobra, teraz było mu widać oczy. Chyba zielone. – Ja tam lubię ryby.
Uśmiechnęłam się pod nosem i pokiwałam głową. No tak, moja rozmowa telefoniczna do najnormalniejszych nie należała.
– Potrzebuję gitary. – wypaliłam nagle ale jego spojrzenie ostudziło mój entuzjazm. No tak, idiotko. Gitara wiele mu mówi.
Białowłosy uniósł brwi i wyszedł zza lady powolnym krokiem. Zapewne chciał pokazać mi gitary, ale jego dziwny uśmiech dawał mi sprzeczne sygnały. Zlustrowałam ciało chłopaka od góry do dołu. Czarny to chyba jego ulubiony kolor, bo luźna koszulka, jeansy z dziurami oraz sportowe buty wyglądały jakby ktoś porwał go z czyjegoś pogrzebu. Przygnębiająco? Trochę. Jednak nie dziwiłam się. Wyglądał na znudzonego i opuszczonego, w końcu niewiele osób tutaj przychodziło.
Dopiero teraz rozejrzałam się po sklepie. Możliwe, że sprzedawca przesiadywał tutaj samotnie całymi dniami ale nie mogło być mu źle. Samo miejsce miało swój klimat. Ściany były wyłożone dekoracyjną, pomarańczową cegłą, a na niej powywieszane były stare płyty winylowe. W każdym kącie pomieszczenia wisiały dekoracyjne lampki, które o tej porze utrzymywały półmrok w całym lokalu. Dlatego półki z płytami oraz akcesoriami do instrumentów muzycznych były ledwie widoczne.
CZYTASZ
[ZAWIESZONE] Youngblood | 5SOS
FanfictionMichael Clifford jest sprzedawcą w małym sklepie muzycznym, na końcu jednej z wielu ponurych ulic Sydney. Mijając się z powołaniem, młody chłopak może oddawać się pasji jedynie w swoim cichym kącie. W międzyczasie Roxanne wpada na pomysł podarowania...