5 - C A L U M

58 12 171
                                    

Pov

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Pov. Calum
Wyrzuciłem starą lasagne, którą mama zostawiła mi do odgrzania zanim wyjechała Hiszpanii. Wzięła sobie dwutygodniowy urlop, a mnie w końcu zostawiła samego, niczym na pożarcie rekinom. Żartuje, bardzo podobała mi się wizja wolnej przestrzeni.
Jednak trochę jej zazdrościłem, bo pewnie się opalała gdy ja chodziłem po mieszkaniu w puchowych skarpetach.

Rozespany, przejrzałem się w lustrze, ogarniając, że to chyba nie będzie mój dzień. Czekała mnie jakaś porażka. Umiałem to przepowiedzieć. To nie tak, że zawsze mi się nie szczęściło.
Rozplątałem siłą moje pokołtunione, już lekko przydługie włosy a potem zostawiłem je w stanie rozwalenia. Wyglądały jakby przeszedł przez nie huragan, ale niestety zgubiłem jedyny grzebień jaki był w tym mieszkaniu. Ubrałem czarny golf, szare rozjebane jeansy no i moje nieśmiertelne Nike'i. Zarzuciłem na siebie jeszcze grubą skórzanę kurtkę. Wyglądałem jak jakiś gangster-gej ale ostateczny efekt mi się spodobał. W moich planach było jakieś szlajanie się po mieście. Niestety Luke zostawił mnie w ten przeklęty weekend dla jakiejś dziewczyny. W sobotę mieli iść na oficjalną randkę a w niedzielę na zabawę do luna parku. Hemmings był pomysłowy, musiałem przyznać. Sam nie miałem tyle siły aby spędzać z kimś dwa dni z rzędu. No chyba, że spałem.

Gdy wyszedłem z budynku w którym mieszkałem, na mój telefon przyszło przypomnienie, które ustawiłem sobie jakieś dwa tygodnie wcześniej.

– Kurwaaa. – jęknąłem ze zrezygnowaniem.

Cudownie. Calum z przeszłości przypomina mi abym odniósł papierki na uczelnie. Studia były czymś, co wywoływało u mnie skręty żołądka i ochotę ma wymioty. Jednak jakoś dziwnie wewnątrz siebie wiedziałem, że mi na nich zależało.

Oczywiście musiałem zmarnować ponad pół godziny na powrót na drugie piętro, szukanie kilku głupich kartek i powrót na dół.
Nie chciałem iść w miejsce docelowe od razu, należała mi się mała nagroda. Myślałem nad czymś słodkim do zjedzenia albo chociaż jakąś dobrą kawą, która pomoże mi ogarnąć moje życie.
Wtedy zorientowałem się, że jak pójdę w ulicę na wprost, to mogę wpaść po drodze do małej kawiarenki.
Jedyną rzeczą, która odradzała mi aby tam nie iść, była świadomość kto tam pracuje. No tak, Amelie. Dziewczyna, która przez długi okres czasu była moim prywatnym koszmarem. Niestety ciągle zdarzało mi się na nią wpadać, przez to, że była kuzynką Luke'a.
To co między nami zaszło było zagadką dla wielu. Szczególnie Roxy lubiła dociekać, co zniszczyło nasz kilkudniowy związek. Szczerze, to wtedy obydwoje byliśmy debilami, a ja w tym momencie nie tknąłbym jej nawet kijem.

Gdy wszedłem do kafejki, usiadłem na krześle przy pustym stoliku. Oczywiście musiałem trafić na zmianę Amelie. Ta bardzo wolno obsługiwała klientów, jeszcze wchodząc z nimi w konwersacje. Tak więc czekałem kolejne minuty, ogarniając, że chyba szybko nie zamówię tego czego chcę.

Ostatecznie, trochę zirytowany miałem już wychodzić z lokalu gdyby nie jedna osoba, siedząca przy długim blacie przy kasie, na wysokim, plastikowym krześle. Młoda dziewczyna, zapewne studentka, co wywnioskowałem po tym, że akurat pisała na swoim laptopie. Miała krótkawe, brązowe włosy z blond pasemkiem z przodu. Była ubrana w marynarkę i dresy. Kurde, odważnie. Może nawet bardziej niż ja.
Lubiłem osoby, które się wyróżniały.
Ogólnie mój gust i to co kręci mnie w dziewczynach przez ostatni czas bardzo uległo zmianie. Dlatego nikogo nie miałem, ale też nieczęsto próbowałem do kogoś zagadać.

[ZAWIESZONE] Youngblood | 5SOSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz