II

713 83 15
                                    

Z czasem umyślnie zapominał wiele dziecięcych wspomnień — były zbyt wyraźnymi obrazami ojca, którego nie chciał pamiętać. Przywoływały wszechogarniający chłód Malfoy Manor, jego barwy i cienie.

Są jednak wydarzenia niemożliwe do zapomnienia. Lgną do pamięci jak ćmy do ognia i nie sposób się ich pozbyć. Draco ma takich kilka, chociaż i tak zbyt wiele.

Wzburzone chmury. Przybrudzona zieleń parku. Matka zajęta rozmową z inną czarownicę. Charakterystyczny zapach perfum. Błękitna sukienka.

Zabrała go tam po wizycie u Gringotta — była dość znużona i Draco widział, że nie chciała od razu wracać do domu. Potrafił po paru spojrzeniach wyczuć jej nastrój. Mimo że ojciec kształtował go na podobnego sobie, syn o wiele bardziej przypominał matkę.

Tamtego dnia spotkała jakąś znajomą ze szkoły, a on — zazwyczaj trzymany pod kloszem — skorzystał z chwili nieuwagi.

Pamięta, jak biegł po trawie z obcą lekkością, zaskoczony płynnością ruchów i swobodą. Było mu niewygodnie w szacie wybranej przez matkę, ale wtedy nie miało to aż tak dużego znaczenia. Liczyło się ostre powietrze, wypełniające płuca i dźwięk rozdeptywanej trawy. Miał wrażenie, że już nigdy się nie zatrzyma, lecz zrobił to wcześniej, niż podejrzewał.

— Ale masz śmieszne buty.

Draco zamarł w jednej sekundzie. Odwrócił się ze zmarszczonymi brwiami i wysuniętym nieznacznie podbródkiem. Piskliwy głos należał do chuderlawego chłopca, siedzącego na krawędzi murku otaczającego fontannę i bawiącego się zabawką, której Draco wtedy nie rozpoznał. W milczeniu zrobił krok do przodu.

— Dlaczego nie masz adidasów?

Pamięta, że jedyne co wtedy zrobił, to wzruszył ramionami, spąsowiał i spuścił wzrok na swoje absurdalnie drogie trzewiki. Chłopcu jednak to chyba wystarczyło. Zeskoczył z murku, otrzepał dżinsy, a potem sięgnął kieszeni.

— Ej, chcesz gumę?

Nie wie dokładnie, co się później działo. Wspomnienia są zamglone — a może wręcz przeciwnie, tak ostre i wyraźne, że przywoływanie ich sprawia ból. W jednej chwili przyglądał się tej dziwnej zabawce oraz talii kart, które ani trochę nie przypominały tych z czekoladowych żab, i śmiał się z jakiegoś żartu, którego nie rozumiał, a potem matka chwytała go mocno za ramię i odciągała na bok.

Rzadko kiedy widywał ją tak zdenerwowaną. Jej bladą twarz wykrzywiały lęk oraz irytacja. Grymasy tak bardzo niepasujące do rysów Narcyzy, szpecące jasne oczy i malinowe usta.

Później w nocy, po poważnej rozmowie z ojcem, w głowie brzmiały mu jedynie trzy słowa — mugol, czystokrwisty, hańba.

Słowa, które coraz częściej miały odbijać się echem od zimnych ścian domu.

Z perspektywy czasu wie, jak potężna była ta trucizna sączona do jego młodych uszu.

Ukształtowała kolejne lata i sprawiła, że wszystko, przez co potem wypłakiwał sobie oczy, nabrało tragizmu godnego Szekspira.

A Draco nie był pewien, jak skończy.

Miał jedynie lichą nadzieję, że bezboleśnie.

Dusza grzeszna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz