VII

367 63 7
                                    

Dla niego wojna zaczęła się naprawdę dopiero tam, na Wieży Astronomicznej, gdy usiłował utrzymać w dłoniach różdżkę i zabić Albusa Dumbledore'a. To wtedy zdał sobie sprawę z tego, co ukrywał przez wiele nocy, próbując wyprzeć ten fakt z umysłu — jest wojna, jest więc też śmierć. Śmierć, którą on musi zadać. Odebrać oddech, tlący się w piersiach ofiar.

Nie zabił go. Nie potrafił. Słowa zaklęcia nie chciały mu przejść przez gardło. Wpatrywał się w jego jasne oczy i łkał, ledwo trzymając się na nogach. Nie mógł pozbyć się tego zapachu, zapachu śmierci, który wdzierał się w nozdrza, który rozszarpywał resztki nadziei i odbierał rozum.

Nie wiedział, co się potem działo. Słyszał śmiech Bellatriks, widział zmarszczone brwi Snape'a i oślepiający błysk zaklęcia, czuł, jak ktoś szarpie go za ramiona i każe biec po schodach, a on krzyczał, że nie może, ale nikt go nie słuchał i musiał biec, musiał uciekać, musiał się ratować, chociaż chciał, by któryś z aurorów go schwytał. Chciał, by to wszystko się skończyło, by mógł przespać spokojnie noc i pisać eseje, by mógł uśmiechnąć się bez powodu i przywitać dzień zwykłym śniadaniem ze zwykłymi rodzicami.

Później często miał te sceny przed oczami, gdy stawał oko w oko z kolejnym niewinnym człowiekiem i pospiesznie odwracał wzrok, widząc jak twarz ofiary wykrzywia cierpienie. Natykał się na śmierć wszędzie i coraz częściej to on miał krew na rękach.

Przestał wierzyć w idee Voldemorta i zarazem postrzegać ofiary jako ludzi. Wiedział, że musi się na to uodpornić — nawet nie chciał wiedzieć, jakie czekałyby go konsekwencje, gdyby tego nie zrobił.

Czuł się jak Lady Makbet, gdy w łazience próbował domyć dłonie po kolejnych misjach, jak je szumnie nazywano wśród śmierciożerów, choć dla Dracona stanowiły eufemizm bezkarnego mordu. Miał wrażenie, że w sieci żył widać każdy jego grzech i do końca swoich dni będzie wiódł życie tak splamione jak w tamtym momencie.

Wojna kojarzyła mu się z wieczną ucieczką.

Z brakiem tchu, narastającą paniką i przyspieszonym pulsem.

Nigdy nienawidził kogoś tak bardzo, jak wojny.

Nawet samego siebie, chociaż przecież był jej dzieckiem.

Dusza grzeszna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz