•Rozdział 1•

170 19 20
                                    

Wiał lekki, chłodny wietrzyk. Słońce świeciło, dzieci się bawiły, sąsiedzi robili grilla.

Tylko jeden dom nie korzystał z lipcowego szczęścia. Ola od rana była przygnębiona. Zachariasz jej wtórował. W powietrzu wokół ich grupy, unosił się smutek, rozpacz i strata.

Ola starała się ugotować cokolwiek, ale wszystko leciało jej z ręki. Obiera ziemniaki — obierak jej upada na podłogę. Kroi marchewkę — nie może utrzymać noża. Miesza łyżką zupę — łyżka wpada do garnka, tak że nie może jej wyciągnąć.

Do kuchni wszedł Zachariasz.

- Gdzie jest piwo? – Jego oczy były wyprane z jakichkolwiek emocji. Był cały zmarnowany. Gdy Oli udało się utrzymać nóż, rzuciła nim na deskę i spojrzała wściekła na chłopaka.

- Nie dostaniesz piwa! – Zaha spojrzał na nią proszącym wzrokiem. – Nie! Na mnie to nie działa. Cały dzień siedzisz, chlejesz i płaczesz do ramki ze zdjęciem! Pomyśl o sobie! Pomyśl o Malory! Cały czas chodzi zmarnowana, nie chce się w ogóle bawić, a jak Juan i Valeria chcą ją pocieszyć to ich odtrąca! Weź się w garść! Nie popadaj mi tu w depreche bo ja sama już tego nie wytrzymuje!

Z kącików jej oczu poleciały samotne łzy. Zachariasz chwilę się na nią patrzył po czym wstał i ją przytulił.

- Masz rację. Muszę zacząć normalnie żyć. Takie płakanie nie zwróci mi Marcela, a tylko pogorszy mój stan. Dziękuję... – Dziewczyna skinęła głową i wróciła do krojenia warzyw. Znów próbowała utrzymać nóż, ale jej to nie wychodziło. Zachariasz przejął od niej nóż i pokroił marchewkę. – Ja dokończę robić obiad. Idź odpocznij.

Dziewczyna bez słowa ruszyła po schodach. W połowie się zatrzymała, gdyż do głowy wpadł jej wyśmienity pomysł. Od razu zawróciła do kuchni.

- Mam pomysł. Pojedźmy na wakacje. Nie wiem. Jakiś park rozrywki czy plaża. Jakiekolwiek wakacje. Taka miła odskocznia od rzeczywistości! Co ty na to? – Zachariasz rozchmurzył się i uśmiechnął od ucha do ucha.

- Malory! Zejdź tu proszę! – Po chwili ujrzał dziewczynkę, która miała czerwone oczy od płaczu. – Idź powiedz wujkowi i dzieciakom, żeby się pakowali. Jedziemy na wakacje!

Dziewczyna z trybu "Opłakiwanie Tatusia", przeszła na tryb "Wakacyjna Zabawa".  Pobiegła szybko na górę, a po chwili po całym domu rozniosły się piski i wrzaski ucieszonych dzieci. A gdy piski dzieciaków, rozbrzmiewały w ścianach domu, do kuchni zawitał Miguel.

- Czy ja dobrze słyszałem że jedziemy na wakacje? – Wszyscy energicznie pokiwali głowami twierdząco. Wszyscy rozeszli się do swoich pokoi, żeby się zacząć pakować.

***

- Halo?

- Cześć Tośka. Tutaj Marcel. Mogłabyś odebrać mnie ze szpitala? Nie chcą mnie wypuścić samego.

- Jezus Maria! Już jadę!

***

Tosia wbiegła do szpitala i już po chwili ujrzała martwego chłopaka stojącego o własnych siłach przy recepcji. Szybko do niego podbiegła i rzuciła mu się na szyję.

- Wszyscy myśleliśmy żeś martwy! Nawet ci pochowaliśmy! – Chłopak spojrzał na nią zdziwiony i zdezorientowany.

- Ja obudziłem się w szpitalu. Nie pamiętam co się stało, ale lekarze powiedzieli że to cud że żyje. A teraz nie chcą mnie wypuścić że szpitala.

- Dobra. Idź już do auta, jest na parkingu.

***

Marcel i Tosia siedzieli w salonie na kanapie.

- Oni mają tędy przejeżdżać. Jadą na wakacje. Ale się zdziwią gdy cię zobaczą. Co z tego że masz pół głowy zabandażowane. – Zaśmiała się na co Marcel podszedł do okna.

- Jadą. Poznaję to auto. – Uśmiechnął się i przez okno zobaczył dziewczynę wybiegającą pod koła auta.

- Dziewczyno! Co ty robisz!? – Zachariasz wyszedł z auta. – Życie ci nie miłe?

Dziewczyna z uśmiechem pociągnęła go za rękaw do domu. Ola pobiegła za nimi.

Tosia wepchnęła chłopaka do domu. Ktoś zakrył mu oczy swoimi dłońmi. Poznał ten dotyk. Z jego oczu poleciały łzy. Odwrócił się i wtulił w wyższego. Po chwili do domu weszła Ola, która stanęła w progu i omalże by nie opadła, gdyby Miguel jej nie złapał.

- Ja pierdole! – Oszołomiona wtuliła się w chłopaka. Ten ją przytulił jeszcze mocniej. Gdy się od siebie oderwali, dziewczyna spojrzała w oczy chłopaka. – Ale ja nie rozumiem...

Usiedli na kanapie. I zaczęło się wyjaśnianie.

***

- Boże! Zostawiliśmy dzieciaki w aucie! Już po nie idę. – Ola wyszła z domu. Po kilku minutach weszła z trójką dzieci. Malory pobiegła prosto na Zachariasza. Ten ją przytulił.

- Wiesz? Myślę że nie mnie teraz powinnaś witać. – Dziewczyna obejrzała się po pokoju i zobaczyła uśmiechniętego Marcela. Podbiegła do niego i go z całej siły przytuliła.

***

•W imię czego?• || Nadal nie jest za późno... || MagisterxZaha || YaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz