•Rozdział 4•

128 17 9
                                    

Ola ostrożnie postawiła pudełko na kolanach. Obejrzała pudełko. Było koloru czarnego i było trochę mniejsze od innych pudełek. Powoli uchyliła wieko pudełka.

Ujrzała coś czego jednocześnie się nie spodziewała i jednocześnie nie chciała żeby właśnie to tam było. Strzykawki. Ostrożnie wyjęła kilka strzykawek z pudełka, po to by ujrzeć kartki z prawie że nieczytelnym pismem Marcela. Wzięła pierwszą z brzegu i zaczęła czytać.

Trawa / Hera

Te dwa słowa rozbrzmiewały w głowie dziewczyny. Nie wierzyła że jej rodzony brat ćpał.

Odłożyła kartkę na bok i wyjęła kolejną. Na niej były liczby. Liczby, przy których były wypisane waluty. Do oczu Oli zaczęły napływać łzy. Czym prędzej odłożyła kartkę i chwyciła następną.

Na następnej były tylko jakieś niezrozumiałe dla niej ciągi liter. Nawet nie zagłębiała się w próbę rozszyfrowania wiadomości. Zauważyła że nie ma następnych kartek. Są tylko małe, przezroczyste torebeczki z resztką białego proszku.

Dziewczyna podłożyła kolana pod brodę i rozmyślała. Jakim sposobem jej brat zdobywał narkotyki? Jak on dał się w to wciągnąć? I czy ktoś jeszcze o tym wiedział? Z rozmyślań dziewczynę wyrwało głośne pukanie do drzwi.

- Ola! Ola, otwórz. - Blondynka mechanicznie podeszła do drzwi i przekręciła klucz w zamku. Otworzyła drzwi i ujrzała zmartwionego Zachariasza. Przytuliła go mocno. Ten zmieszany odwzajemnił gest i spojrzał na łóżko dziewczyny. Od razu się zmartwił. - Czy ty ćpasz?

Spytał ostrożnie, nie rozumiejąc sytuacji. Dziewczyna odsunęła się od niego, otarła łzy i spojrzała mu w oczy.

- To Marcela. Marcel ćpał. - Głos jej drżał, tak jakby ona sama jeszcze w to nie uwierzyła.

Oderwała się od chłopaka i odwróciła głowę, próbując ukryć łzy. Podeszła do łóżka i niedbale wrzuciła przedmioty do pudełka. Wzięła pudełko i włożyła je w dłonie Zachariasza, który cały czas przyglądał się jej ze zmieszaniem. Ten bez słowa wszedł po schodkach i padł na łóżko. Z pudełka wysypała się zawartość, a było to spowodowane uderzeniem o łóżko. Chłopak zamknął oczy i zaczął wspominać wspólne chwile z jego mężem.

***
Zachariasz właśnie zapinał koszulę, gdy dobiegł go głos zza pleców.

- Gotowy?

Chłopak odwrócił się w stronę głosu. Nie mógł zapiąć ostatniego guzika koszuli. Spojrzał na już gotowego Marcela, stojącego przy schodkach. Marcel był ubrany, tak samo jak Zachariasz, w śnieżnobiałą koszulę. Do tego bordowa muszka i grafitowa kamizelka. Zaśmiał się pod nosem, widząc jak jego mąż siłuje się z koszulą. Podszedł do niego i jednym ruchem zapiął uciążliwy guzik. Zaha burknął coś pod nosem, ale młodszy zignorował to. Po chwili starszy znów się siłował, tym razem z muszką. Marcel zaśmiał się krótko i zaczął zawiązywać muszkę mężowi.

- Nie musisz się tak stroić. Dla mnie i tak zawsze będziesz pięknie wyglądał. - Spojrzał na bursztynowe oczy starszego.

- Chciałem choć trochę nie wyglądać jak jakiś menel. Dobra chodźmy, bo się spóźnimy. - Mówiąc to złapał za dłoń Marcela i pociągnął go w stronę schodków. Tam puścił jego dłoń i zszedł na dół.

Jechali na kolację. Sami. Chcieli choć trochę odetchnąć i spędzić ze sobą dużo czasu, bez wrzasków Malory i upomnień Aleksandry.

Wyszli na podjazd. Zachariasz podszedł do przednich drzwi od strony pasażera i otworzył je, tak żeby Marcel mógł wsiąść. Po tym jak młodszy już zapinał pasy, Zaha zasiadł za kierownicą. I ruszyli do restauracji.

Po około dwudziestu minutach jazdy przez puste drogi, dotarli do prestiżowej, włoskiej restauracji. Mieli zarezerwowany stolik, więc od razu jak weszli podszedł do nich kelner i zaprowadził do stolika.
Gdy złożyli już swoje zamówienia, między nimi wisiała cisza. Marcel postanowił to przerwać.

- Cieszę się, że w końcu możemy spędzić trochę czasu razem. - Zachariasz przytaknął i spojrzał na młodszego.

- Ostatnio bardzo rzadko ze sobą rozmawiamy. Mam wrażenie że popadliśmy w monotonną rutynę. - Zachariasz postanowił poruszyć ten temat, ponieważ, jak wcześniej wspomniał wcześniej nie mieli czasu bo "popadali w rutynę". A to był dobry moment.

- Masz rację. Brakuje mi tych dni, kiedy jeszcze nie przejmowaliśmy się dorosłym życiem. Pamiętasz jak w akademiku był melanż i upiłeś się tak że wyznałeś miłość pustej butelce po wódce? - Zaha krótko się zaśmiał na wspomnienie o czasach studenckich, kiedy jeszcze żyli beztrosko, niczym się nie przejmując. Właśnie. Niczym się nie przejmując. - Teraz sobie coś uświadomiłem. - Jego twarz automatycznie spochmurniała. - Po studiach o sobie zapomnieliśmy, a wtedy w barze, poznaliśmy się na nowo. Jakbyśmy już nie istnieli.

Zachariasz słysząc te słowa, ujął swoimi dłońmi dłonie młodszego i spojrzał mu w oczy.

- Nawet tak nie mów. Między nami było wiele razy ciężko, ale zobacz. Zobacz jak daleko zaszliśmy. Pogodziłeś się z siostrą. Masz męża i córkę. Nie rób z igły widły i ciesz się tym co masz. - Te słowa otuchy ze strony Zahy, poprawiły humor Marcelowi. Zapanowała między nimi niezręczna cisza, którą przerwał kelner niosący zamówienia chłopaków.

Zjedli w ciszy, po czym rozpoczęli żywą rozmowę.

***
Ja przepraszam, ale ostatnio u mnie było krucho, mam nadzieję że mi to wybaczycie. W końcu coś się pojawiło. <3

•W imię czego?• || Nadal nie jest za późno... || MagisterxZaha || YaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz