•Rozdział 7•

111 16 1
                                    

 Chłodne powietrze uderzało w twarz chłopaka. Mając dłonie w kieszeniach czarnej bluzy, maszerował wzdłuż głównej ulicy. Uroku spacerowi dodawała pełnia księżyca. Jaki był powód nocnego wyjścia chłopaka? Otóż chciał poukładać myśli. 

 Myślał nad tym jak udało mu się przeżyć. Strzał w tył głowy - czegoś takiego chyba jeszcze nikt nie przeżył, prawda? Dla niego bardzo nieprawdopodobne było to że teraz, właśnie w tej konkretnej chwili, jeszcze żyje. 

 Ale nie powinien się tym zamartwiać. Przecież ma kochającego męża, zawsze tęskniącą za nim córkę i wiecznie zmartwioną siostrę. Ale to jedno pytanie cały czas nie dawało mu spokoju. Dla niektórych wydawałoby się że takie myślenie jest nie na miejscu, ale nie. Może właśnie było bardzo potrzebne. 

 Gdy dotarło do niego że myśli o takich rzeczach wygonił te myśli z umysłu. Na głowę narzucił kaptur, by bardziej się uchronić przed chłodnym wiatrem. Był tak pogrążony w myślach, że nie zauważył kiedy dotarł na miejscowe molo. Podszedł do krawędzi i ręce oparł na zimnej barierce. 

 Osoba która cały czas szła kawałek za nim, stanęła tuż obok niego. Marcel głośno wypuścił powietrze. Przybysz postanowił się odezwać.

- Piękny widok. - Chłopak tylko tyle dał radę powiedzieć.

- To prawda. Ale przez was  - Marcel powiedział melancholijnie, po czym jego ton głosu stał się bardziej stanowczy - mógłbym go już nigdy nie zobaczyć.

- Przepraszam, okej? Nie chciałem żeby do tego doszło - Patryk spojrzał wilgotnymi oczyma w księżyc. - Sylwia gdy się dowiedziała o pogrzebie, wiedziała że to moja sprawka i chciała mnie ukatrupić. Nawet nie wiesz jak się ucieszyła gdy  dowiedziała się że jednak żyjesz. Ja też byłem w szoku. Nap-

- Nie kończ. Było minęło. Trzeba brnąć do przodu. - Marcel sam się zdziwił na swoje słowa. Odkąd udało mu się wrócić, cały czas szykował swoją, już i tak nadszarpniętą, psychikę na tą szczególną rozmowę. 

 Chłopak wyprostował się. Zmarznięte od barierek dłonie schował do kieszeni bluzy. Bez słowa się odwrócił i odszedł w stronę domu. Patryk nawet nie chciał za nim iść. 

 Marcel brnął przed siebie. Wiatr momentalnie przestał wiać, by po chwili zawiać ze zdwojoną siłą. Ale chłopakowi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Bardzo lubił wiatr, ponieważ według Marcela wiatr symbolizował przemijający czas, przyszłość i lepsze jutro. Kiedy się zorientował że jest już w okolicy domu, natychmiastowo zwolnił. 

 Dlaczego zwolnił? Trafne pytanie. Nie lubił wracać do domu. Nie w tym sensie że nie lubił tej atmosfery i ludzi tam bytujących - bardzo to lubił. Ale konkretniej nie lubił wracać do domu na noc. Gdy starał się zasypiać, nawiedzały go demony przeszłości. Wtedy się budził z niemym krzykiem, czym martwił Zachariasza. Można by powiedzieć że się bał. Bał się zasypiać. Bo bał się przeszłości. Która za kolorowa nie była.

====

Tak, możecie już na mnie krzyczeć, ale moja wena poszła na spacer i dziś dopiero wróciła :)

Po drugie, założyliśmy serwer Discord dla fanów Kwadratowej Masakry. Kto chce, zapraszam na pv. 

•W imię czego?• || Nadal nie jest za późno... || MagisterxZaha || YaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz