Rozdział 3. - O krok od śmierci.

28 2 2
                                    

Bartkowi po raz kolejny śnił się ten sam dziwny sen, leżał w nim półnagi pośrodku łąki, nie mógł się ruszyć. Otoczony był zakonnicami, które zataczały koło wokół niego nucąc wspólnie coś pod nosem. Po chwili chmury nad nimi zaczynały gęstnieć i ciemnieć, zaczynał padać deszcz, czarny jak smoła. Zakonnice na to nie zważały, tajemniczy rytuał odprawiany na Bartku trwał w najlepsze, gdy leżącego na ziemi Bartka przeszywało zimno i niepokój. Chciał uciekać ale nie miał sił żeby w ogóle się ruszyć, szlochał jedynie po cichu i po chwili budził się. 

Bartek zbudził się zlany potem, a jego serce biło jak szalone, uznał że musi coś ze sobą zrobić, nie wychodził on bowiem z domu od tygodnia wystraszony atakiem agresji Marcina. Usiadł na łóżku i powiedział sobie, że jeszcze dziś wyjdzie z domu i odwiedzi kobietę swoich marzeń nie dając się zastraszyć. Poszedł się umyć i ogolić, zjadł na szybko bułkę z twarogiem i rzodkiewką po czym założył swoją ulubioną koszulę w kratki a na nią schludny płaszcz. Wyruszył przed siebie na spotkanie z ukochaną po drodze wstępując do kwiaciarni po bukiet róż, aby niemówiąca po polsku Azjatka z pewnością zrozumiała jego intencje. 

W końcu dotarł do celu, miejsce to przypominało mu strzeżoną przez złego smoka wieżę z księżniczką czekającą na wybawienie, a on jako odważny rycerz musiał przezwyciężyć swoje słabości. Wszedł do środka, po czym po schodach na drugie piętro i zapukał do drzwi, nikt nie otworzył, zaczął pukać głośniej, bez skutku. Nacisnął klamkę, drzwi były otwarte, po chwili zawahania wszedł do środka. Bartek nie miał zamiaru przeszukiwać rzeczy starszej pani, a jedynie sprawdzić czy nic jej się nie stało. Azjatki nie było w mieszkaniu więc Bartek pomyślał, że skoro już tu jest to może zaglądnąć do kilku szuflad. Nie znalazł nic wyjątkowego, ale wywnioskował, że mieszkała sama. Starsza pani nie miała jednak telewizora, a jej łóżko było tanie i  niewygodne, nie znalazł też nigdzie żadnych drobnych, uznał więc że Azjatce nie powodzi się zbytnio. Ucieszył się bo w kwestii pieniędzy mógł jej pomóc.

Po pewnym czasie uznał że może już spokojnie wracać do domu. Nagle przed drzwiami na korytarz usłyszał głos Marcina

- Mówiła ku*wa, że ma 16 lat! - kłócił się z kimś przez telefon - Jaki masz ku*wa problem gościu!? 

Bartek znieruchomiał, mało brakowało, a doszłoby do tragedii.

- Dobra ku*wa dzwoń na tą policję, zobaczymy ku*wa czy jak cię znajdę z kolegami też będziesz taki ku*wa odważny - kontynuował rozmowę Marcin

W tej chwili Marcin rozłączył się i poszedł do swojego mieszkania. Bartek jeszcze chwilę stał w miejscu, po czym uznał że teren jest bezpieczny i wrócił do domu.

W domu usiadł przed swoim piecykiem i otworzył butelkę wina, a potem kolejną i jeszcze jedną. Normalnie Bartek ograniczał się do jednej butelki dziennie, tym razem jednak targały nim zbyt silne emocje, żeby na tym poprzestać. Przezwyciężył swój strach, zaryzykował wszystko i mało brakowało a skończyłby prawdopodobnie martwy, a wszystko zostało tak jak było wcześniej, całe te nerwy poszły na marne. Myślał tak, aż przypomniał sobie bukiet róż. Zostawił go w mieszkaniu Azjatki. W tym momencie przestał płakać i uznał że jednak na coś wpłynął, dał ukochanej sygnał, przygotował ją na to co według jego planów miało nastąpić. Nagle telefon Bartka zaczął dzwonić, on sam aż podskoczył wystraszony. Mało kiedy miał okazje odebrać od kogoś telefon. Spojrzał na ekran aby sprawdzić kto dzwoni, na ekranie widniał napis "Marcin".


Chołd ku ŻabojadomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz