Rozdział 14

1.1K 69 13
                                    

"Obudź się.", warknął wytatuowany mężczyzna, otwierając drzwi do klatki.

Peter zamrugał, przypominając sobie wydarzenia poprzedniego dnia. Usiadł prosto, trzymając lewe oko zamknięte od światła. Paliło mu głowe: sprawiało, że jego migrena była dziesięć razy gorsza.

"Mamy kogoś, kto chce się z tobą zobaczyć."

Peter przetarł oczy. Czy w końcu mógł zobaczyć swojego tatę? Miał taką nadzieję, wiedział, że to mało prawdopodobne, ale ta odrobina nadzieji błyszczała w nim. Musiał zachować nadzieję, prawda?

Zza porywacza Petera wyszedł mężczyzna, jego ciemne oczy błyszczały złośliwie. - "Witaj ponownie, Peter, tęskniłeś na mną?

Vyde

Peter rzucił się na swojego poprzedniego porywacza - wykorzystując całą energię, jaką posiadało jego obolałe ciało. Jednak to nie wystarczyło i został zmuszony do upadku na ziemię mocną ręką Vyde.

"Witaj, spokojnie tygrysie. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi." - zastąpił Vyde, uśmiechając się do małego chłopca, tak jak przedtem.

Peter próbował uspokoić oddech, ale nie mógł. Widział za dużo, a potem nic: i to zmieniło się w tę i z powrotem, powodując, że jęczał z bólu.

"Wyłącz światło.", rozkazał mężczyźnie Vyde, zniecierpliwiony, gdy się wahał, "Potrzebujemy aby Spider-boy czuł się bezpiecznie, czyli tam, gdzie jego miejsce." Głos mężczyzny stał się bardziej nikczemny. "Zamkniętego. Jesteś bezpieczny przed tymi, którzy chcą Cię skrzywdzić. A społeczeństwo jest bezpieczne przed Tobą.

Peter pokręcił głową z niedowierzaniem. - "To wy chcecie mnie skrzywdzić. I nie jestem zagrożeniem. Z wyjątkiem.... was, kiedy się stąd wydostanę - wziął głęboki oddech. Dlaczego w ogóle tu jestem? Nie wiedziałem, że Hydra ani kimkolwiek jesteś, pracuje z Brookemanem"

Vyde wyszczerzył zęby. "Przyniosłem Ci prezent.", z kieszeni wyciągnął igłę i szybko wstrzyknął nastolatkowie nieznane serum. "To było twoje, a to - powiedział, wręczając porywaczowi pilota. "Jest ich"

Peter przykucnął, pobierając przestanę - miejsce, w które właśnie zostało mu coś wstrzyknięte - aż stało się czerwone. - "Co to jest?" - zapytał spanikowanym głosem. Jego ramiona drżą: jego nogi się trzęsą.

"Coś, co da im kontrolę."

•••

Tony znalazł się z powrotem w wieży, jego głową wciąż się kręciła po wcześniejszych wydarzeniach. Musiał dostać się do reszty zespołu. Musiał uratować Petera.

"Ludzie, ubierzcie się, później będziecie zadawać pytania." - krzyknął, wchodząc do salonu - jego zbroja pojawiła się na nim, gdy mówił.

"Co?" - zapytał Cap, najwyraźniej nie słysząc instrukcji Tony'ego...w końcu jest starym człowiekiem.

"Słyszałeś mnie, Rogers? Pytania później." - warknął.

"W porządku, wyluzuj. Ludzie, chodzimy za Starkiem tam gdzie on chce."

Wszyscy przybyli, nawet Thor, który właśnie przybył na Midgard ze swoim bratem. Nigdzie jednak nie było widać Boga psot. Prawdopodobnie czytał o wszystkich nowych wynalazkach i czarach Midgaru.

•••

Peter wrzasnął, chwytając się za szyję, podczas gdy jego porywacz naciskał guzik. Ból przeszył jego ciało - przez żyły, rozrywając wszystko na swojej drodze. Twarz miał mokrą od własnych łez i potu, ale dwaj mężczyźni nie robili nic poza obserwowaniem i chichotaniem z bezradnego chłopca.

"Proszę, przestań." - błagał, a jego głos łamał się, gdy w gardle zaczęło pulsować.

"Chcesz, żebyśmy przestali?" - zapytał Vyde, był w nastroju do gier.

Peter skinął głową i wkrótce potem opadł na bok.

"Więc co powiesz?"

Chociaż odpowiedzi wyszła cicho i zniekształcona, było to zrozumiałe, gdy Peter sapnął: "Tak...proszę Pana."

"A od teraz przyjmujesz rozkazy tylko odemnie, panny Brookeman i pana Sutton."

Peter skrzywił się, starając się działać odważnie, ale nie udało mu się, żałosne. - "Tak proszę pana." - powiedział, kładąc nacisk na słowo pan.

Sutton, który przypuszczał, był wytatuowanym mężczyzną, ponownie nacisnął przycisk. Włączył ładunek bólu, który przenikał Petera.

•••

"Tony, będziesz musiał opowiedzieć nam o misji, zanim tam dotrzemy." - wykrzykneła Nat, gdy pędzili ulicami Queens.

Tony zignorował ją, próbując wyprzedzić Steve'a - wciąż był kilkaset metrów przed nim.

"No dalej, Stark, ty i dzieciak na jakiś czas zniknelście, tylko ty wróciłeś. Umiemy połączyć dwa do dwóch." - stwierdził Clint.

Nat wyniosła brwi i zaśmiała się. "Umiesz dodać dwa do dwóch, Barton? Chciałbym zabaczyć jak próbujesz."

"Hej!"

"No dalej, już prawie jesteśmy." - mruknął Tony przez komunikator niecierpliwym głosem.

"Stark, plan?" - zapytał Steve, tym razem swoim głosem "Kapitana".

"Dobra - jęknął Tony. - znajdujemy Petera, wyciągamy go stamtąd, zabijamy Sylvię Brookeman."

Steve kiwnął głową aż do tego momentu: "Zabić? Nie sądzę, żebyśmy mogli kogoś zabić lub pozwolić tobie to zrobić."

"Zraniła mojego Petera, zasługuję na ból."

Steve nie odpowiedział: miał dokładnie taką samą potrzebę zabijania ludzi, kiedy już znalazł Bucky'ego, jeszcze podczas wojny.

•••

Szyja Petera okropnie bolała. Był w niewygodnej pozycji przez prawie dwie godziny - ale nie mógł się ruszyć...był przerażony, że znowu wcisnął przycisk.

Drzwi się otworzyły - brakowało tylko twarzy Petera. Blady chłopiec po prostu siedział i czekał.

"Wstawaj" - rozkazał Sutton, trzymając pistolet w kierunku Petera.

Mały chłopiec zerwał się na nogi, wychodząc z klatki. Był wdzięczny, że się stamtąd wydostał, ale zmysły podpowiadały mu że coś jest nie tak.

"Twoi przyjaciele są tutaj, więc musimy coś z tym zrobić."

Kiedy Peter został zepchnięty na krzesło, a ograniczenia niemal natychmiast zatrzasneły się na jego rękach, zebrał się na odwagę, by powiedzieć: "Nie mam zamiaru z nimi walczyć...jeśli taki jest twój plan."

Sutton uśmiechnął się złośliwie. - "Możesz nie chcieć, ale kiedy już z Tobą  skończymy, ta część Ciebie zniknie."







Stolen// Irondad TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz