28.

2.1K 109 124
                                    

- Louis, czy możemy już wyjechać? - spytał Harry, gdy szatyn cały czas grzebał w bagażniku w poszukiwaniu koca. Niestety starszy był na tyle uparty, że nie słuchał chłopaka, który mówił, że mogą po prostu położyć bluzę na tylne siedzenia w razie gdyby któremuś zrobiło się zimno.

- Nie możemy Hazz, muszę znaleźć ten koc. - sapnął.

- Stoimy na tutaj już od dwudziestu minut, mogłeś myśleć o tym zanim wyjechaliśmy. - warknął. - Pewnie teraz nawet tego nie znajdziesz jak schowałeś to do jakieś torby. Daj mi chociaż kanapkę, głodny jestem. - usiadł na trawie i oparł się rękami z tyłu. Szatyn pokręcił głową i podał mu jedną z przygotowanych kanapek.

- Zamiast stękać i jeść mógłbyś mi pomóc. - spojrzał na niego zdenerwowany, od rana miał zły humor i wszystko go denerwowało, więc to była kwestia czasu kiedy pokłóci się z Harrym.

- No jasne, jeszcze mi jeść zabroń. - spojrzał na niego z oburzeniem. - Sam sobie szukaj tego pierdolonego koca, ja pójdę spokojnie zjeść tam gdzie mi tego nie zabraniają.

- Harry! Zostań! - krzyknął widząc jak brunet idzie w stronę lasu.

- Pieprz się. - usłyszał w odpowiedzi i młodszy później nawet się nie obrócił idąc przed siebie. Obydwoje byli na siebie zdenerwowani i w tej chwili żaden nie miał ochoty jechać wspólnie na wakacje, a czekały ich jeszcze cztery dni odliczając dni podróży. Louis przesunął torby i usiadł w bagażniku biorąc głębokie oddechy. Musiał się uspokoić przed powrotem Harry'ego i przeprosić go, wiedział że ta cała kłótnia jest tylko i wyłącznie z jego winy, bo to on uparł się na ten cholerny koc. Jednak mimo wszystko dla niego ten koc był wyjątkowy, kupił go specjalnie na wyjazd i miał on wyhaftowane imię bruneta na rogu, zapłacił niezłą sumę krawcowej, aby ta zrobiła to szybko i porządnie, jednak efekt był naprawdę zadowalający.

Gdy po kilku chwilach on sam się uspokoił i po nerwach nie było nawet śladu zaczął na nowo przeglądać wszystkie torby, po pięciu minutach znalazł go zwiniętego w małym schowku w bagażniku. Odłożył go na tylne siedzenie za sobą i postanowił poczekać na Harry'ego, o którego zaczynał się martwić, mimo wszystko poszedł on do obcego lasu i mógł się zgubić. Szatyn postanowił jednak od razu oczyścić swoje myśli z czarnych scenariuszy i poczekać na chłopaka jeszcze kilka minut. Na całe szczęście chwilę później ten wolnym krokiem wyszedł z lasu i zaczął kierować się w stronę auta.

- Dlaczego byłeś tak długo? Martwiłem się o ciebie. - podszedł do niego zmartwiony.

- Znalazłeś w końcu ten koc? - uniósł brew, w jego głosie słyszana była złość.

- Znalazłem. Przepraszam cię Hazz, nie robił bym takiego zamieszania, ale ten koc jest specjalny. - podszedł do auta i wyciągnął go z tylnich siedzeń.

- Nie obchodzi mnie to Louis. Byłeś okropny w stosunku do mnie. - wyminął go i wsiadł do auta. Louis westchnął cicho i wsiadł za kierownicą kładąc materiał na kolanach bruneta tak, aby ten dokładnie widział haft.

- Lou? To przez to ten koc jest taki specjalny? - wziął go w rękę i zaczął się dokładnie przyglądać.

- Tak, twoje imię i niebieskie serduszko, które ma ci o mnie przypominać kiedy nie będziemy razem. - spojrzał na niego, jednak po chwili spuścił wzrok. - Wiem, że nie powinienem mieć do ciebie pretensji o to wszystko, ale naprawdę byłem zdesperowany, żeby to znaleźć. Bałem się, że zostawiłem to w Doncaster, a zależało mi na tym, żeby dać ci go akurat dzisiaj, będzie przypominał ci o naszych pierwszych wspólnych wakacjach i mam nadzieję, że nie ostatnich. - odparł ostatecznie podnosząc wzrok i patrząc w zielone oczy, które teraz błyszczały ze wzruszenia, w końcu nie od dziś wiadome było, że Harry był romantykiem i takie drobnostki bardzo go rozczulały.

English Tea	|LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz