Panic Attack (2/4)

736 70 9
                                    

Lee Yoochun był obecnie przywiązany do tarczy, domowej roboty tarczy ze skórzanymi pasami, przybitymi w najróżniejszych miejscach. Jungkook kazał bliźniakom ją skonstruować specjalnie na tą okazję i sądząc po samym wyglądzie, wykonali ją perfekcyjnie. Wielka drewniana tarcza była grubości kilku cali i została połączona z systemem kół pasowych. Dla większości oczu wyglądało to jak stół, ale gdy tylko jedna z dźwigni została pociągnięta, całość obniżała się tak, że głowa Yoochuna była pochylona niżej niż reszta ciała: idealnie do tego co zaplanował. Przy stopach Siwoona stała metalowa konewka, w tej chwili pusta ale gotowa do użycia.

- Wygląda fantastycznie - powiedział Jungkook wyciągając rękę, by przesunąć palcami po drewnianej tablicy, kompletnie ignorując przy tym Yoochuna. - Czy to działa?

- Wypróbowane i przetestowane - wyjaśnił Siwoo swoim zgrzytliwym głosem. - Może utrzymać większy ciężar niż on, wszystko działa sprawnie, szefie.

- Dobrze. - Jungkook w końcu zdecydował się poświęcić Yoochunowi trochę uwagi i to, co zobaczył na jego twarzy, było czymś bliskim do czystego terroru. Jak miło. Przez chwilę zastanawiał się, czy mężczyzna ma jakiekolwiek pojęcie co się wydarzy, zanim uznał, że zdecydowanie: nie. Lee Yoochun był ewidentnie idiotą, sądząc po jego decyzjach, które doprowadziły do obecnych okoliczności.

Inteligentni ludzie nie kończą w jego sytuacji. - Dzień dobry, Lee, jakiż to piękny dzień.

- Panie Jeon-

- Och! Gadasz szybciej niż się spodziewałem - zauważył Jungkook przesuwając palcami po jednym z ograniczników, skóra przy skórze. - Zamierzasz, w przeciwieństwie do Ahna, współpracować uprzejmie i bez trudu?

- Panie Jeon, powiedziałem pańskiemu ojcu wszystko ale-

- Ale?

- Myślę, że nie rozumiesz - Yoochun powiedział gwałtownie, mówiąc bardzo szybko - ja nic nie wiem! Robiłem tylko to, co kazał mi pan Kim, ze względu na jego groźby.

- Groźby? - Jungkook spojrzał przez ramię na głos Taehyunga, widząc jedną brew unoszącą się pod jego włosami. Koniec papierosa wciąż się tlił, dym unosił się w powietrzu. - Co masz na myśli przez groźby?

- Pan Kim, on- on groził mojej rodzinie - wyjąkał Yoochun, utrzymując swój wzrok bardzo opanowanym, nawet, gdy oczywistym było to, że był przerażony. - Mojej żonie Jaekyung, naszej trójce dzieci: Yooyoung, Yoobin, Jaehyo. - Jungkook słuchał jego paplaniny z bardzo małym zainteresowaniem odchodząc od niego, by stanąć tuż obok Taehyunga. Ach tak, rodzina. Co za cudowny sposób, by spróbować wzbudzić w nim współczucie. Tak jakby szanował swoją żonę i nie miał kochanki za Morzem Wschodnim, jakby był kochającym i troskliwym ojcem dla dzieci, których prawdopodobnie nigdy nawet nie widział. Nie, to nie wzbudziło w nim niczego i zastanawiał się czy ten mężczyzna wiedział; czy widział puste spojrzenie w jego oczach. - Groził, że zrobi im krzywdę, jeżeli tego nie zrobię. „Po prostu wyślij pieniądze na te konta" to jest to, co mi powiedział. Nie wiedziałem do czego ten sukinsyn użyje tych pieniędzy, przysięgam, nie wiedziałem. Gdybym wiedział, kazałbym mu strzelić w moją pierdoloną głowę, by mieć już to za sobą.

Jungkook lekko odwrócił głowę, by spojrzeć na Taehyunga. Wciąż palił, papieros szybko kurczył się miedzy jego wydymanymi wargami. On również nie wydawał się odczuwać niczego bliskiego współczuciu, sądząc po wyrazie jego twarzy. To nie było dla niego żadnym zaskoczeniem, skoro Yoochun był częściowo odpowiedzialny za to, że dostał kulkę w ramię. Trudno było współczuć komuś, kto mógł być odpowiedzialny za ich śmierć, przez zapewnienie funduszy. Nie, Taehyung wyglądał na zbyt rozproszonego, próbując odkryć, do czego służy urządzenie, do którego był przywiązany Yoochun. Wkrótce miał się dowiedzieć. W rzeczywistości naprawdę chciał się tym już zająć, ponieważ stawało się to dość męczące.

House of CardsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz