Rozdział 8: Louis

685 61 5
                                    

Kolejne dni minęły naprawdę cudowanie. Po odstawieniu dzieci w Doncaster i unikania Lottie przy kawie uciekliśmy do Londynu. Mama na odchodnym powiedziała jedynie, abyśmy uważali na drodze i spędzili ten czas najlepiej, jak możemy bez dzieci. Wiedziałem, że ta końcówka miała podtekst, ale nawet się tym nie przejąłem.

Harry bardzo się cieszył, że wyzbył się małych potworów na tydzień, a może nawet więcej. Moja mama miała sporo czasu, szczególnie we wakacje. Nie musiała wstawiać wcześniej, aby szykować moje rodzeństwo do szkoły. Nie musiała też pracować; robił to tylko mój ojczym. To, co on zarabiał i drobna pomoc finansowa moja czy Lottie, zdecydowanie im wystarczała. Cieszyłem się, bo Doris i Ernest byli jeszcze dosyć mali. Hazz też wielokrotnie się upewniał, czy na pewno możemy ich przywieść, czy to nie będzie za dużo. Jednak ona mówiła, że bardzo chętnie zajmie się wnukami, których długo nie widziała. Ba! Ona sama chciała nam to zaproponować. Wyznała też, że bardzo rzadko, ale rozmawiała z nim przez Skype; zazwyczaj było to raz na dwa, trzy miesiące. Ostatecznie i tak to się urwało. A Harry i tak nie przywiązywał wielkiej wagi do regularnych rozmów. Czasami wysyłał też zdjęcia bliźniaków, ale tylko czasami.

— O czym tak intensywnie myślisz? — Zapytałem, kiedy spojrzałem na Styles'a. Wpatrywał się w ekran laptopa. — Co tam masz?

— Nowe e-maile. Ludzie się pytają, czy wracam do pracy. Dzisiaj dałem informację, że zwolniłem Lottie. Nie podałem powodu, nie chciałem pisać, że nie mogliśmy się dogadać — powiedział i parsknął śmiechem. — Jestem głupi. Ona mogła mówić takie rzeczy. Nie mogłem jej zabronić, ale bardzo mnie to zabolało. Nie wiem, czy ona nie siedziała ze mną tylko dla kariery. Trochę zabolało, nie powiem, ale... Ugh, mam wrażenie, że zaraz wszystko się posypie.

— A dlaczego nie chcesz wrócić sam do pracy?

— Nie chcę nigdzie wyjeżdżać. Nie chcę cię zostawić, dzieci. Po prostu nie.

Westchnąłem i przysunąłem się do niego. Oparłem głowę o jego ramię i znowu bardzo się zdziwiłem - naprawdę prestiżowe marki do niego pisały.

— Proszę cię, Hazz. To sprawia, że jesteś szczęśliwy. Lottie się nie przejmuj. W sumie to nie przejmuj się niczym.

— Nie rozumiesz, Louis.

— Rozumiem. Wiem, że masz blokadę, ale nie potrzebnie. Nawet jak pojedziesz gdzieś na tydzień, nie odezwiesz się - ja i tak tutaj będę czekać. Rozumiesz? Będę na ciebie czekać, aby potem spędzić z tobą kolejny dzień, przytulając się na kanapie, a pomiędzy nami dzieci i bajki w tyle.

Zobaczyłem jego uśmiech i moje serce się rozpłynęło.

— Bliźniaki są za małe.

— No daj spokój! Umiem się zająć dziećmi.

— Louis, ostatnio ci się schowali, jak byłem na zakupach. Szukałeś ich godzinę, a potem zadzwoniłeś w panice, czy na pewno ich nie mam ze sobą — powiedział rozbawiony.

— To był tylko jeden raz. Weź! Oni siedzieli w ogrodzie, w tym swoim śmiesznym namiocie co chcieli.

Odsunąłem się od niego i założyłem ręce na krzyż. Harry parsknął tak głośnym śmiechem; byłem niemal pewny na sto procent, że sąsiad po drugiej stronie ulicy mógłby go usłyszeć nawet w piwnicy.

— Właśnie! Mam nadzieję, że nic im więcej nie kupiłeś. Oni są zbyt rozpieszczeni i rozpuszczeni. Nie mam zamiaru potem ja ich karcić za coś, być tym złym rodzicem.

Odwróciłem wzrok, i chwilę się nie odzywałem. Byłem pewny, że kolejny kurier wywoła niezłą awanturę. Ciszę przerwał dzwonek do drzwi. Podskoczyłem wystraszony i spojrzałem na drewnianą powłokę. To nie był kurier. Tylko nieliczni znali kod do furtki. Westchnąłem i wstałem.

— Jestem ciekawy, kogo znowu niesie — powiedziałem, a Harry parsknął. — Och, cicho bądź.

Otworzyłem drzwi, aby potem je zamknąć. Nie miałem w planach zobaczyć siostry Harry'ego przez najbliższe... Sto lat. Brunet podszedł do mnie i spojrzał na drzwi.

— Kto...

— Cicho! — powiedziałem. — Idź do góry. Chcesz, aby Gemma cię zobaczyła?

— Och! Otwieraj je! Chcę zobaczyć jej sukowatą twarz, zanim jej powiem coś od siebie, za wtrącanie się w moje życie i zapytam, jak było za kratkami.

Uśmiechnąłem się szeroko, widząc minę Harry'ego. Otworzyłem szeroko drzwi.

— Louis, kochanie, masz ochotę na se... Harry?

— O cześć! Przyszłaś nas odwiedzić czy pomóc planować ślub? Właście patrzeliśmy nad jakimiś wycieczkami. Miesiąc miodowy musi być idealny, co nie, kochanie? — Zapytał, a ja jedynie kiwnąłem głową. Byłem naprawdę zdziwiony. Oparł się o framugę drzwi i wpatrywał się w kobietę. — A może chcesz być chrzestną kolejnego dziecka? Nie krępuj się, mów co chcesz.

— Wy... Co?

— Planujemy wspólne życie? A co w tym dziwnego? Lepiej mi powiedz, jak było za kratkami. Bardzo fajnie? Wow i świat już wie, jaką jesteś suką, Gemma — powiedział lekko i spojrzał na mnie. — Chyba musimy się jednak przeprowadzić. Nasze dzieci nie mogą być tak blisko z tą wariatką. A teraz, żegnaj siostro. Masz trzy sekundy, aby wyjść z tej posesji albo zadzwonię na policję. Zakaz zbliżania nadal cię obowiązuje.

Zamknął drzwi z trzaskiem, a potem przekręcił zamek. Wyjrzał przez małe okienko przy drzwiach, a potem odetchnął.

— Poszła sobie!

Zacząłem się głośno śmiać, a potem Hazz sam do mnie dołączył. Oparł się o drzwi i odgarnął swoje loki. Miał je coraz dłuższe i bardzo mnie to cieszyło!

— Woah. Tego się nie spodziewałem.

— Teraz poleci do mediów. Każdy jej uwierzy. Pewnie miała włączony dyktafon bądź cokolwiek innego. Mam to w dupie.

Uśmiechnąłem się lekko. Podobało mi się to.

— Hmm, w takim razie... Nie powinieneś nosić pierścionka? — Zapytałem, patrząc na niego.

— Jeżeli jakiś masz, to chętnie go przyjmę.

— Jeżeli jesteś taki chętny, to poczekaj chwilę. Zaraz wracam.

Obróciłem się w stronę schodów i pobiegłem do góry, schodząc co drugi schodek. Pod koniec, prawie przewróciłem się, ale utrzymałem pion. Wpadłem do naszej sypialni (nadal nie mogłem w to uwierzyć) i szybko podszedłem do jednej z szafki przy łóżku. Otworzyłem ją i w oczy wrzuciło mi się czarne pudełko. Wziąłem je do ręki i powoli uchyliłem. To był bardziej sygnet niż pierścionek. Sygnet był z czarnego złota z małym szmaragdem. Kiedy zobaczyłem go w Los Angeles, od razu pomyślałem o Harry'm i o tym, że pięknie wyglądałby na jego palcu. Wtedy moje plany wydawały się dobre, a ja nie zdawałem sobie sprawy, w jakim kierunku to wszystko pójdzie. Mimo wszystko - ja go zachowałem.

Wróciłem na dół, a Harry nadal stał przy drzwiach. Zagryzłem wargę i podałem mu pudełeczko.

— Chciałem ci się oświadczyć trzy lata temu, kiedy tylko wrócę z trasy. Kupiłem go w Los Angeles. To jest coś innego niż, nosisz. Jest z czarnego złota, a nie z żółtego czy ze srebra jak nosisz. I... Szmaragd bardzo pasuje do twoich oczu.

Otworzył pudełeczko i szeroko się uśmiechnął.

— Och. Bardzo... Ślicznie. Jest cudowny — powiedział i zerknął na mnie.

— Czy teraz powinienem paść na kolana i powiedzieć, jak bardzo cię kocham i pragnę spędzić z tobą resztę swojego życia?

— Nie musisz. Wystarczy to, że zachowałeś ten sygnet. To wiele znaczy. Większość osób wyrzuciłoby to albo sprzedała, aby nie mieć nic wspólnego z przeszłością.

Wyciągnąłem go delikatnie z pudełka i założyłem na jego palec. Wpatrywałem się chwilę na dłoń Harry'ego.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo o tym marzyłem.

— Chyba wiem, bo sam tego chciałem.

Love Again → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz