³

290 27 13
                                    

Jimin pierwszy raz w życiu był tak bardzo podekscytowany, że nie mógł w nocy zmrużyć oka. Mimo, że tego dnia jechali wyłącznie na rozmowę z dyrekcją, on nie potrafił ukryć rosnącej euforii. Odnosił wrażenie, że za moment eksploduje ze szczęścia niczym balon. Wstał o piątej i zmuszał się, aby zasnąć. Drugi raz obudził się o siódmej i nie zamierzał już wracać do łóżka, chociaż do szkoły wybierali się dopiero o dziesiątej.

Przez trzy godziny krzątał się bez celu po domu, zarabiając dzięki temu skonsternowane spojrzenia mamy. Ona w przeciwieństwie do niego bardzo niechętnie podchodziła do tej całej sytuacji i przez większość czasu milczała. Nie była obrażona, tylko po prostu musiała w samotności pogodzić się z faktem, że jej syn w końcu wyjdzie na zewnątrz i dostanie szansę, aby rozwinąć swe skrzydła (oczywiście niedosłownie) poza bezpiecznym terenem swojego domu.

Za piętnaście dziesiąta wsiedli do samochodu i wyjechali. Jimin wiercił się na siedzeniu, wyglądając z radością przez okno niczym małe dziecko podziwiające świat. Kiedy wreszcie przed jego oczami wyrósł masywny budynek szkoły, jego serce wykonało piruet. Trwały zajęcia, więc niestety na zewnątrz oprócz kilku woźnych nikogo nie zauważył. Lekko posmutniał, ale wiedział, że prawdziwe lekcje zacznie dopiero jutro. Musiał się uzbroić w cierpliwość, co okazało się niebywale trudne.

Mama zatrzymała samochód niemal pod samym wejściem, a on w mgnieniu oka wyskoczył na zewnątrz. Odetchnął głęboko, delektując się przyjemnym zapachem wolności. Ubrany w ogrodniczki pracownik szkoły po zauważeniu Jimina upuścił grabie i znieruchomiał z szoku. Blondyn uśmiechnął się nieśmiało i do niego pomachał, a on odwzajemnił gest, chociaż wyglądało to trochę, jakby miał za chwilę stracić przytomność.

Mama chwyciła go za rękaw bluzy i poprowadziła w stronę wejścia. Jimin korzystając z okazji, zajrzał do jednego okna i spostrzegł siedzących w środku uczniów. Zmarszczył brwi. Wyglądali na całkowicie pozbawionych życia, a on do tej pory nie rozumiał dlaczego. Przed nimi poruszał się ospale zgarbiony, równie znudzony nauczyciel, pisząc coś na tablicy. Jimin nie zdążył się wszystkim dokładniej przyjrzeć, ponieważ mama zaprowadziła go do środka.

- Wow... - westchnął, rozglądając się z zachwytem dookoła, zupełnie jakby znalazł się w galerii sztuki.

Mama poprowadziła go do drzwi pokoju dyrekcji, zaciskając usta. Przez cały czas była spięta i nie wymawiała ani słowa.

Jimin dokładnie przyglądał się każdemu elementowi szkoły. Z utęsknieniem patrzył na zamknięte klasy, z których dobiegały przytłumione głosy nauczycieli i uczniów, skupiał się na numerach sal, próbując je zapamiętać i złudnie doszukiwał się jakiegoś rówieśnika.

Po dotarciu do pokoju pani dyrektor, kulturalnie zapukali do drzwi i zanurzyli się w jego wnętrzu. Wzajemnie się pokłonili i usiedli naprzeciwko siebie przy szerokim, drewnianym stole.

Na oko Jimina była to młoda kobieta. Jej wiek oszacował na mniej więcej trzydzieści pięć lat. Kruczoczarne włosy upięła w niski kok, a starannie wyprasowana, biała koszula niemal świeciła pod wpływem ostrych promieni wpadającego przez okna porannego słońca.

Zmierzyła Jimina zdumionym, zaciekawionym wzrokiem, wyglądając zza czarnych, okrągłych okularów. Ze wszystkich sił starała się zachować obojętny wyraz twarzy, chociaż widok ,,słynnego chłopca ze skrzydłami" wyraźnie ją dekoncentrował.

Schyliła się, aby spojrzeć na trzymane w ręku papiery.

- Chętnie cię przyjmiemy Jiminie - rzekła, zamyślając się na chwilę. - Do tej pory miałeś wyłącznie nauczanie prywatne?

Pokiwał głową.

- Jesteś na bieżąco z materiałem?

Chłopak siedział wyprostowany jak struna, starając się zachowywać naturalnie.

𝙿𝚝𝚊𝚜𝚣𝚔𝚒 𝚝𝚛𝚣𝚢𝚖𝚊𝚖𝚢 𝚠 𝚔𝚕𝚊𝚝𝚌𝚎 | 𝚈𝙾𝙾𝙽𝙼𝙸𝙽Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz