¹⁰

412 37 33
                                    

Jimin siedział przy biurku i odrabiał matematykę. W domu panowała wręcz usypiająca cisza, którą przerywał wyłącznie dźwięk sunącego po kartce długopisu i ledwo słyszalnego tykania zegara w salonie.

Po ósmym wyrwaniu strony z zeszytu a następnie wyrzuceniu jej do kosza Jimin zdał sobie sprawę, że nie może się skupić. Spojrzał z rezygnacją na kolekcję zgniecionych kartek z nieudolnie zapisanymi równaniami niczym na kiepską wystawę origami i głośno westchnął.

Problem polegał na tym, że w jego głowie kotłowało się zbyt wiele myśli. Minął równy miesiąc, odkąd zaczął chodzić do szkoły i schemat wyglądał cały czas tak samo: mama zawoziła go na miejsce i natychmiast po zakończeniu lekcji go odbierała, czekając pod bramą niczym pies Hachiko. Ani razu nie spotkał się ze znajomymi po zajęciach i zaczynał odczuwać tego skutki. Brakowało im wspólnych tematów do rozmów i przeżyć, które mogliby wspominać. Słuchając ich opowieści rósł w nim smutek, a nawet zazdrość, ponieważ oddałby wszystko, aby prowadzić takie samo życie.

Bez skrzydeł i bez dziwnych, niebezpiecznych eksperymentów, których skutki odbijały się na nim jak na koźle ofiarnym.

W takich momentach często myślał o ojcu. Jakie emocje i wartości nim kierowały, gdzie się podziała jego moralność? Chciałby z nim porozmawiać, ponieważ tylko on stanowił źródło wszystkich odpowiedzi. Właściwie Jimin nie powinien nazywać go tatą, tylko... stwórcą. Zgorszył się na samą myśl o tym, ale bolesna, brutalna prawda była taka, że Donghae nie zrobił dla niego niczego poza wyrządzeniem mu olbrzymiej krzywdy. Powinien go nienawidzić, ale nie potrafił. Nawet nie dostał szansy, aby go poznać, zamienić parę słów, spytać się, dlaczego postanowił go tak mocno zranić. Chciał odkryć tajemnice o sobie bez obaw, że ktoś mógłby je wykorzystać w złym celu. Jimin został obarczony olbrzymią odpowiedzialnością za siebie, praktycznie całą ludzkość i równowagę natury, ale mimo związanej z nią presji uparcie starał się normalnie żyć. On najbardziej ucierpiał, dlatego zasługiwał na rekompensatę od losu, prawda? Miał prawo do wolności, nawet jeśli nie był do końca człowiekiem i konwencjonalny, podążający za aksjomatami człowiek stwierdziłby, że prawo ludzkie mu nie przysługuje.

Westchnął z rozgoryczeniem i powędrował wzrokiem w stronę okna.

Wtedy zamarł.

Znowu tam stał.

Mężczyzna z wysoko powiniętym podbródkiem i szarym, filcowym kapeluszem o szerokim rancie.

Gwałtownie się poderwał i podbiegł do okna, łapiąc za klamkę. Niestety się spóźnił i mężczyzna uciekł, pozostawiając po sobie wyłącznie wzburzone nagłym ruchem liście na chodniku. Jimin przeklął cicho pod nosem i wtedy fala świadomości uderzyła w niego jak cegła. Atawistyczne odruchy przejęły kontrolę nad jego ciałem, kiedy zaczął zbiegać po schodach. Z głośnym uderzeniem serca nacisnął klamkę od drzwi wyjściowych i zastygł w miejscu, kiedy okazały się otwarte. Szybko przekręcił klucze w zamku i odetchnął z ulgą.

Nie mógł wejść.

A co jeśli był wystarczająco szybki?

Mógł się gdzieś schować i czekać na odpowiednią okazję, aby wyciągnąć nóż i...

Nie. Niemożliwe. Nie stałby wtedy za oknem.

To nonsens.

Odetchnął głęboko, pozwalając opaść wszystkim emocjom. Powoli wrócił do swojego pokoju i przeszedł go zimny dreszcz, kiedy wyobraził sobie, jak długo tamten mężczyzna musiał stać za oknem i na niego patrzeć. Jimin widywał go parę razy w miesiącu od kilku lat i do tej pory nie rozumiał celu jego wizyt. Za każdym razem, gdy chłopak próbował nawiązać z nim kontakt, znikał jak kamfora. Ani razu nie miał szansy zobaczyć jego twarzy, ponieważ chowała się pod dużym kapeluszem. Nie znał też zamiarów faceta, dlatego otaczająca go aura tajemniczości wywoływała u Jimina strach.

𝙿𝚝𝚊𝚜𝚣𝚔𝚒 𝚝𝚛𝚣𝚢𝚖𝚊𝚖𝚢 𝚠 𝚔𝚕𝚊𝚝𝚌𝚎 | 𝚈𝙾𝙾𝙽𝙼𝙸𝙽Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz