263 28 2
                                    

Jimin biegał w pośpiechu po domu, intensywnie myśląc nad tym, jak się ubrać. Nie sądził, że kiedykolwiek w życiu stanie przed takim problemem.

- Wychodzimy! - krzyknęła z domu mama. - Co ty tam tak długo robisz?

Odetchnął głęboko i w końcu zdecydował się na czarne dżinsy z dziurami na kolanach i białą bluzę. Zszedł na dół i wybrał białe converse za kostkę. Miał nadzieję, że prezentowało się to dobrze, bo nie starczyło mu czasu, aby spojrzeć w lustro.

- Pamiętaj, że masz nie wychodzić poza teren szkoły do momentu, aż po ciebie przyjadę - mama maglowała przez całą drogę, a Jimin słuchał jej tylko jednym uchem.

Był zbyt bardzo podekscytowany, aby poświęcać uwagę wygłaszanej przez nią całej konstytucji przydzielonych mu praw. Kiedy nareszcie dotarli do znajomego budynku, zabrakło mu tchu. Dookoła było pełno ludzi. Uczniowie mieszali się z nauczycielami i innymi pracownikami szkoły, śmiejąc się i rozmawiając. Przed wejściem parkowały samochody, z których wychodziła kolejna porcja młodzieży niczym wyjmowane, świeże jedzenie z lodówki.

Mama nagle złapała go za rękę i spojrzała mu w oczy.

- Uważaj na siebie - powiedziała poważnym tonem i przeniosła wzrok na znajdujące się na zewnątrz osoby. - Oni cię nie rozumieją i nie znają. Nie przejmuj się, jeśli powiedzą coś obraźliwego.

Kiwnął ze zrozumieniem głową i posłał jej szeroki uśmiech.

- Jasne, do zobaczenia! - po tych słowach zarzucił na ramię torbę, otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz.

Wziął głęboki wdech i ruszył przed siebie, zaciskając nerwowo palce na uchwycie torby. Serce biło w jego klatce piersiowej jak oszalałe i nie mógł powstrzymać cichych westchnień zachwytu opuszczających jego lekko rozchylone usta. Największe marzenie chłopaka właśnie się spełniało, co wydawało się nieprawdopodobne. Musiał się kilka razy uszczypnąć, aby zrozumieć, że nie znajduje się w jednym ze swoich snów, w których wszystko jest wytworem budowanej na mocy wewnętrznych pragnień, bujnej wyobraźni.

Nigdy szczęście tak bardzo go nie rozpierało. Odnosił wrażenie, że za moment eksploduje.

Dopiero po kilku minutach uświadomił sobie, że wszystkie oczy znajdujących się na zewnątrz osób były zwrócone w jego stronę. Przeleciał po nich wzrokiem i nieśmiało się uśmiechnął. Na twarzach uczniów przeważnie malował się szok z dezorientacją, ale na niektórych dostrzegł... obrzydzenie? Ponadto wydawało mu się, że w oczach jednego chłopaka iskrzyła żywa nienawiść. Mimo tego nie dał się zbić z tropu i szedł dalej przed siebie, aż dotarł do drzwi wejściowych.

Musiał zamrugać kilka razy, aby przyzwyczaić się do tego widoku. Jego oczy nie były przystosowane do obserwowania tak dużego ruchu. Uczniowie kręcili się po korytarzach jak mrówki, trzymając w rękach książki, zeszyty i telefony. Każdy wyglądał inaczej, ich twarze wyrażały różne emocje, a kolory ubrań od panującego zamętu potrafiły zlewać się w jednolite, kolorowe smugi. Wielobarwne głosy roznosiły się po całej szkole, ale po wejściu Jimina większość ucichła. Od tylu bodźców chłopakowi zakręciło się na moment w głowie. Czuł się tak, jakby w jego życiu zostało wykonane agitalo. Musiał zapomnieć o spokojnym, monotonnym spędzaniu czasu w domu i wstrzelić się w panujący tu szybki rytm, ponieważ na razie czuł się wyalienowany.

- Ej stary patrz, kto przyszedł! - krzyknął opierający się o ścianę szatyn, szturchając zapatrzonego w telefon kolegę.

Jimin uśmiechnął się ciepło.

- Cześć wszystkim! - pomachał radośnie, szukając kogoś, z kim mógłby porozmawiać.

- Ale odlot... - odezwała się czarnowłosa dziewczyna, powoli zbliżając się do Jimina. - Będziesz chodził z nami do szkoły?

𝙿𝚝𝚊𝚜𝚣𝚔𝚒 𝚝𝚛𝚣𝚢𝚖𝚊𝚖𝚢 𝚠 𝚔𝚕𝚊𝚝𝚌𝚎 | 𝚈𝙾𝙾𝙽𝙼𝙸𝙽Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz