"Trzeba sto razy przegrać, żeby raz wygrać."
Sport jest takim wydarzeniem, przy którym zawsze się ekscytuję. Niezależnie czy występuje tam bliska mi osoba, czy zupełnie obcy człowiek. Oglądając w telewizji relację z igrzysk ciągle widzimy historie sportu, walki bez zwycięstwa. Jednak tego dnia wszyscy potrzebowali drobnego elektrowstrząsu. Zarówno polscy kibice potrzebowali jakiejś chwili, by świętować sukces swojego rodaka, tak i sportowcy po nieudanych startach musieli dostać motywacyjnego kopa w tyłek. Mimo, że do mojego startu w igrzyskach zostało jeszcze dobre kilka dni, szczególnie potrzebowałam jakiejś zmiany w tabeli medalowej. Rosjanie i Norwegowie wygrywali większość konkurencji jak leci, niezależnie od tego w jakich dyscyplinach startowali danego dnia. Składy reprezentacji takich państw jak Rosja, Norwegia, Niemcy, czy nawet Ameryka były obszerniejsze, to też ich zawodnicy obstawiali większą ilość dyscyplin sportowych niż my, co tym samym dawało im większe prawdopodobieństwo wygranej w czymkolwiek. Tak więc skoki były jedną z nielicznych dyscypliny, w których mogliśmy wygrać jakikolwiek medal.
Stałam z Ewką na skoczni obserwując ostatni tego dnia skok w wykonaniu Polaka. Zaciskałam zziębnięte od panującej na dworze niskiej temperatury kciuki, widząc jak Kamil zasiada na belce. Przeżegnał się, sprawdził wiązania i już sunął w dół zeskoku. Wstrzymałam na moment oddech, spoglądając na siostrę, która nawet moment nie oderwała wzroku od swojego męża pomyślałam, że już nie takie konkursy wygrywał. Wracając ponownie wzrokiem na zeskok, obserwowałam jak kilka sekund później Stoch lądując na ubitym śniegu osiąga sto trzydzieści sześć i pół metra. Wellinger skoczył sto czterdzieści dwa metry, ale za to Kamil skakał w gorszych warunkach... Mój mózg wariował od tych wszystkich przeliczników oraz dodawania i odejmowania punktów przez warunki panujące na skoczni podczas danego skoku.
"Czy będzie medal? Czy Kamil zdobędzie medal?"
Kamera pokazywała właśnie Stocha, który w towarzystwie swoich kolegów z drużyny patrzy na telebim, na którym przez dłuższy czas nic się nie wyświetlało. Wszyscy z niecierpliwością czekali na ostateczny wynik zawodów, jednak sędziowie niemal do ostatniej chwili podtrzymywali napięcie. W końcu na wielkim ekranie pojawiło się nazwisko Stocha, a przy nim prostokącik, który powoli zaczął wypełniać się na żółto. Po chwili z naszych, jak i z ponad kilkudziesięciu ust Polaków, którzy byli na skoczni wydobył się okrzyk radości, bowiem Kamil Stoch wygrał właśnie złoty medal! Dzięki jego dzisiejszej wygranej, Polacy mieli na koncie pierwszy medal na tegorocznych Igrzyskach Olimpijskich i to w dodatku złoty.
Kilkanaście minut później Stoch razem z Wellingerem i Johanssonem zostali zaprowadzeni na zeskok, na którym odbyło się symboliczne wręczenie maskotek. Oficjalne wręczenie medali wraz z bukietem kwiatów odbywało się zawsze pod koniec dnia i obejmowało kilka dyscyplin, których konkursy przebiegały się w ciągu całego dnia. Stojąc razem z Maćkiem oddaleni kawałek od tego całego tłumu, przyglądaliśmy się jak szczęśliwa Ewka patrzy dumnym wzrokiem na swojego męża, który właśnie odbierał maskotkę białego tygrysa.
-I to jest prawdziwa nagroda, a nie jakieś tam złote medale.- skomentowałam widząc jak Wellinger schodząc z podium dzierży w ręce pluszowego zwierzaka, ściskając go mocno, by nikt nie ośmielił mu się go zabrać. Wyglądał jak duże dziecko z małym misiem.
-Powinni chociaż dostosować wielkość maskotki do zajmowanego miejsca na podium.
-Myślę, że dla kogoś kto stoi w tamtym miejscu jej rozmiar jest bez znaczenia, ale i tak bym ją chciała.
-Jak przegrasz swoje zawody, to ci oddam swoją.- oznajmił, po czym naciągnął mi czapkę na oczy ograniczając tym samym pole widzenia. Zdjęłam puchową czapkę z głowy i z całej siły uderzyłam nią w nogę chłopaka. Może nie była to idealna zemsta, ale mam nadzieję, że bolało go choć odrobinę, kiedy oberwał pomponem.
-Dzięki Maciek, ale najpierw to wy wygrajcie drużynówkę, żebym jeszcze nie musiała się dzielić swoją.
Poprawiłam swój szalik z napisem "Polska", który Ewa specjalnie przywiozła ze sobą z Polski i ruszyłam w stronę Tandego. Mężczyzna przed chwilą skończył rozmawiać z kimś z norweskiego sztabu i przeglądał coś na swoim telefonie. Początkowo miałam podejść do Stocha i pogratulować mu wygranej, ale jak tylko przeszedł obok barierek, to dziennikarze nie pozwolili mu odejść dopóki nie odpowiedział na wszystkie pytania. Ale i tak pierwsze co zrobił po zejściu z zeskoku, to podszedł do swojej żony, by się przywitać. Takiego faceta, to tylko ze świecą szukać.
-Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się zobaczyć ciebie na podium.- stanęłam obok Norwega, opierając się o barierkę przez co stykaliśmy się ze sobą ramionami na tyle, na ile może to robić niższa od niego o dziesięć centymetrów osoba. Mężczyzna natychmiast oderwał swój wzrok od telefonu i uprzednio go blokując, schował urządzenie do kieszeni swoich czarnych dresów.
-I vice versa.- zaśmiał się spoglądając w moją stronę. Już myślałam, że chce mi zsunąć na oczy czapkę, tak jak zrobił to chwilę wcześniej Kot, ten jednak złapał za suwak od mojej kurtki i zapiął ją do końca.- Chyba nie chcesz się przeziębić przed samymi zawodami?
-Nie.
Jego zachowania względem mnie były niby normalne, ale za każdym razem gdy to robił czułam się nieswojo. Nie spotykaliśmy się już, więc w jego obecności czułam się trochę dziwnie, mimo tego iż dalej się przyjaźniliśmy. Chciałam, by stanął na podium. Kto jak kto, ale według mnie zasługiwał to. Starał się jak mógł, trenował jak wół i chciałam, by szło mu jak najlepiej i wiedziałam, że nie ważne co jeszcze bym mu zrobiła, to on pragnąłby dla mnie tego samego.
-Kiedy masz zawody?
-Za kilka dni. Dzień przed waszą drużynówką.- dopiero kiedy powiedziałam, to na głos dotarło do mnie jak niewiele czasu pozostało. Drużynówka była ostatnim konkursem skoczków na tych igrzyskach. Kiedy to zleciało?
-Boisz się?- zapytał niespodziewanie, odwracając głowę w moją stronę. Jego pytanie nie było spowodowane chęcią podtrzymania rozmowy, chyba rzeczywiście go to interesowało. Możliwe, że jakimś cudem wyczuwał moje obawy.
-Wiesz, że bardzo mi na tym zależy, w końcu tak wiele poświęciłam...- jakby nie patrzeć on też sporo ucierpiał przez moje ambicje i podejmowane przeze mnie decyzje. Nie miałam zamiaru się przed nim uzewnętrzniać, a już tym bardziej wspominać o problemach z biodrem.
-Bilan, coś cię ciągnie do naszego Daniela.- Forfang jak zwykle pojawia się w najlepszym momencie. Mężczyzna w wesołym nastroju trącił łokciem wyższego od siebie o głowę kolegę, stając naprzeciwko nas.
-Tak jak ciebie do podium, które to dzisiaj miejsce? Piąte?
-Zołza.- skomentował, chwilę później widziałam jedynie wnętrze swojej czapki. Co oni wszyscy mają z tą czapką? Czy dzisiaj jest światowy dzień zasłaniania ludziom oczu?- Nie jesteś tak miła jak siostra. Widać, że jesteście do siebie podobne jedynie z wyglądu.
-Nie można mieć wszystkiego, Forfi. Gdybyśmy były identyczne również z charakteru, to ludzkość by tego nie przeżyła, a tak to jest jakieś urozmaicenie.
Porozmawiałam z Norwegami jeszcze chwilę i zaczęłam się zbierać. Było już po piętnastej, a ja miałam tego dnia jeszcze trening, do którego musiałam się przygotować. Łyżwiarstwo figurowe, to nie tylko jazda na lodzie. To także spędzanie kilku godzin w tygodniu na sali i ćwiczenie skoków na "sucho". Rano miałam problem z niektórymi skokami przez ból w nodze, ale zarówno trenerowi, jaki i partnerowi skłamałam, że na ostatnim treningu naciągnęłam sobie jakiś mięsień, co czasem się zdarzało. Niestety ból na popołudniowym treningu także mnie nie opuścił. Chwilę wytchnienia miałam na skoczni, gdzie biodro nie dawało jakoś bardzo o sobie znać. Po skończonym treningu postanowiłam zrobić kilka kółek na lodowisku i ewentualnie poćwiczyć skakanie w samotności.
CZYTASZ
Fallen
FanfictionUpadek zdarza się nawet najdzielniejszym. Prawdą jest, że im wyżej się znajdujemy, tym jest on bardziej bolesny. Nie myśli się wtedy o tym co już mamy, ale o tym czego nie zdołało się osiągnąć, co wymknęło nam się z rąk. Każdy dążący do sukcesu nie...