"Ten, kto kocha naprawdę, kocha w milczeniu, uczynkiem, a nie słowami."
-Tak bardzo nie znosisz tego tańczyć, a muszę przyznać, że naprawdę dobrze ci idzie.- pochwaliłam mężczyznę, siadając na jednej z ławek, zarządzając tym samym krótką przerwę. Wyjęłam z torby dwie butelki wody, które zabrałam ze stołówki i rzuciłam jedną Norwegowi, który po chwili dosiadł się do mnie biorąc z niej solidnego łyka.- Jestem pod wielkim wrażeniem, że pamiętasz w ogóle jak się tańczy.
-Ćwiczyłem to z tobą dniami i nocami, więc co nie co zapamiętałem, ale muszę przyznać, że i tak obejrzałem kilka razy ten nieszczęsny filmiki, by się przed tobą doszczętnie nie skompromitować.
-Jakie poświęcenie!- zaśmiałam się uderzając blondyna lekko w ramię. Byłam jednocześnie zaskoczona, że chłopak z własnej woli włączył ten filmik. Stosunek Daniela do tego krótkiego materiału w dalszym ciągu mnie śmieszył. Przecież to nie było nic strasznego!- Ale nie martw się, jedyną osobą z naszej dwójki, która może się skompromitować, jestem ja.
-Nie przesadzaj, będzie dobrze.
Norweg położył rękę na moim barku, chcąc dodać mi odrobinę otuchy. To bardzo miłe z jego strony, ale to nie było takie łatwe. Stres już zaczął dawać o sobie znać i jeszcze ta kłótnia z Kubą, która w tych okolicznościach była gwoździem do trumny. Chowając na moment dumę do kieszeni udało mi się w końcu przemóc i zadzwonić do Meyera, głównie w celu opieprzenia go na czym świat stoi za odwalanie takich cyrków. Ostatecznie nie miałam nawet okazji tego zrobić, bo najbardziej poszkodowany przez los i skrzywdzony przeze mnie, za każdym razem odrzucał moje połączenie. Chociaż jeśli miałby konkurować z kimkolwiek w tej drugiej kategorii, to przegrywa walkowerem z tutaj becnym Tande.
-A jak sprawa z... No wiesz.- Norweg bał się poruszać ten temat w miejscach publicznych z obawy o to, że mógłby mi zaszkodzić. Dlatego postanowił wykorzystać okazję i dopytać się o to co go interesowało. Obejrzał się dookoła, czy aby na pewno w sali nie znajdował się nikt oprócz naszej dwójki, o co sama zadbałam i oparł się plecami o ścianę przy oknie, uważnie mi się przyglądając.- Dalej cię boli?
-Wiedziałam, że w końcu o to zapytasz.- oznajmiłam zmuszając się do śmiechu, co wyszło niesamowicie sztucznie i on bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Tak naprawdę myślałam, że nie poruszy tego tematu albo nawet o nim zapomni. Znam go, a jednak zapomniałam, że on nie odpuszcza tak łatwo.- W tym momencie jest w porządku, ale najbardziej skutki tego treningu odczuję dopiero wieczorem. Dam radę, nie martw się.
-Wiem, że nie uda mi się zmienić twojej decyzji, dlatego musisz wytrzymać jeszcze kilka dni.- dało się wyczuć w jego głosie nutkę zawodu. Choć jako sportowiec mnie rozumiał, tak jako mój bliski nie mógł się pogodzić z tym co chciałam zrobić. Jednak Tande był wspaniałym przyjacielem, wspierał mnie nawet w decyzjach, z którymi nie do końca się zgadzał.- Jeśli cokolwiek cię zaboli, to mów natychmiast, zrobimy od razu przerwę.
Wytarłam spoconą twarz oraz szyję małym ręczniczkiem, który zawsze nosiłam ze sobą na treningi i ruszyłam na środek gumowego parkietu, stając tyłem do lustrzanej ściany. Po chwili dołączył do mnie dwudziestolatek ujmując jedną ręką moją dłoń, a drugą obejmując mnie w talii. Zarzuciłam wolną rękę na jego ramię i kiedy tylko usłyszeliśmy muzykę zaczęliśmy tańczyć. 1, 2, 3 obrót. 1, 2, 3... Tande nie deptał mi po nogach tak jak się tego początkowo obawiał, z mężczyzną tańczyło mi się zupełnie inaczej niż z Kubą. Tak lekko, a zarazem bardzo przyjemnie do tego stopnia, że przez chwilę zapomniałam, że w ogóle byliśmy w trakcie treningu. Wszystko szło wręcz idealnie, aż do momentu wyskoku. Niby w teorii to było bardzo łatwe, ja trenowałam to już wiele razy, a Daniel robił to na prawie każdym swoim treningu. Co prawda to nie on podnosił kogoś, tylko ktoś podnosił jego, ale wiedział na czym to polega. Bałam się tylko, że któremuś z nas coś się przeze mnie stanie, czego bym sobie chyba nie wybaczyła.
Odeszłam kawałek robiąc trochę miejsca i słysząc charakterystyczny fragment piosenki, który tym samym dawał mi znać co powinnam teraz zrobić, wzięłam głęboki wdech i zaczęłam biec w jego stronę, wybijając się kawałek przed nim. Tande złapał mnie w talii i uniósł nad sobą. Nie bałam się, że mnie upuści wręcz przeciwnie, tylko w jego objęciach czułam się bezpieczne. Kiedy mnie powoli opuszczał, spojrzałam w dół prosto w jego stronę. Wpatrywałam się w jasną o owalnym kształcie twarz, na której przez brak nawet lekkiego zarostu, wyeksponowane były wystające kości policzkowe oraz mocno zaznaczona linia żuchwy. Do wysokiego, wilgotnego od portu czoła przylepiło się kilka pasemek przydługich blond włosów, psując tym samym chłopakowi fryzurę na Marka Mostowiaka. Jego błękitne oczy, w których wydawało mi się, że widziałam znajome iskierki ani na moment nie spuszczały że mnie wzroku, a pełne różowawe usta układały się w lekkim, naturalnym uśmiechu. Czułam jak cały świat dookoła nas zwolnił na kilka sekund, doprowadzając do tego, że nawet ruch uliczny w Tokio zatrzymał się na chwilę, byśmy mogli trwać w tej niesamowicie dziwnej chwili. Wypatrywaliśmy się w siebie nawzajem, zachowując się jak w jakimś transie, a nasze twarze dzieliło dosłownie niewiele. W końcu jakby zaczęła mi wracać świadomość, świadomość tego co za kilka sekund prawdopodobnie może mieć miejsce. Natychmiast oderwałam wzrok od jego hipnotyzujących oczu, zrywając tym samym to wzrokowe połączenie. Norweg tracąc całą koncentrację zrobił kilka kroków do tyłu, potykając się przy tym o własne nogi przez co runęliśmy na podłogę. Guma, którą była wyłożona podłoga z pewnością w jakimś stopniu zamortyzowała upadek, ale mnie przed uderzeniem uchroniło coś bardziej miękkiego, albo raczej ktoś. Leżałam na klatce piersiowej chłopaka, obejmowana przez niego mocno w talii.
-Nic ci nie jest?- zapytał chłopak poluźniając uścisk. Podniosłam głowę jednocześnie powoli otwierając oczy, które nieświadomie zamknęłam podczas upadku. Oparłam jedną rękę na jego torsie, drugą zaś przykładając do jego twarzy, by odgarnąć do tyłu jego grzywkę, która opadając na czoło przysłaniała mu widok.
-To chyba ja powinnam ciebie o to zapytać. Ty w przeciwieństwie do mnie nie miałeś miękkiego lądowania.- oznajmiłam próbując się podnieść, co zresztą w końcu mi się udało. Stojąc już nad nim wyciągnęłam w jego stronę obie ręce, by pomóc mężczyźnie wstać.
-Czyżbyś sugerowała, że jestem gruby?
-Sugeruję, że jesteś wygodniejszy niż twarda podłoga, ale patrząc na twoją wątłą postawę i wystające żebra, to tylko odrobinę.- wbiłam mu palec w brzuch, drocząc się z nim. Skoczkowie byli niesamowicie chudzi, ale gdyby przecież ważyli nie wiadomo ile, to siła grawitacji ściągała by ich natychmiast w dół zaraz po wybiciu. Swego czasu miałam nawet teorię, że oni żywią się jedynie jakimś ziarnem dla ptaków przez co odnoszą takie niesamowite wyniki, ale widząc pewnego popołudnia jak Stoch obrzeża się goframi z bitą śmietaną, obaliłam jej słuszność.- Ty w ogóle coś jesz?
-Jakbyś na obiedzie usiadła z innej strony to byś widziała. Siedzę tylko dwa stoliki dalej.
-Serio? Nie zauważyłam.- odparłam nieco ironicznie, ale bez względu na to jaki wydźwięk miały wypowiedziane przeze mnie słowa byłam szczera. Naprawdę nie zauważyłam, gdzie siedzieli Norwegowie, wiedziałam jedynie, który stolik zajmowali Niemcy, ale było to głównie spowodowane faktem, że nie rozglądałam się jakoś za bardzo.
Postanowiłam nie męczyć dłużej mężczyzny, w końcu to był już jego trzeci trening w ciągu dzisiejszego dnia. Dlatego kilka minut później oznajmiłam, że możemy się już zbierać. Przebrałam się w wygodniejsze spodnie, jakimi oczywiście były dresy i zbierając wszystkie swoje rzeczy, każdy wrócił do siebie.
CZYTASZ
Fallen
FanfictionUpadek zdarza się nawet najdzielniejszym. Prawdą jest, że im wyżej się znajdujemy, tym jest on bardziej bolesny. Nie myśli się wtedy o tym co już mamy, ale o tym czego nie zdołało się osiągnąć, co wymknęło nam się z rąk. Każdy dążący do sukcesu nie...