"Każdy człowiek boryka się w życiu z jedną prawdą, której nigdy w pełni nie pojmie. Musi przerabiać wciąż te same lekcje, popełniać takie same błędy, zanim ich sens dotrze wreszcie do jego świadomości."
Dni mijały, a ja coraz bardziej miałam dosyć siedzenia w czterech ścianach. Mieszkanie z Danielem miało też swoje dobre strony, miałam przynajmniej do kogo się odezwać i mogłam to robić, kiedy miałam na to ochotę, bo chłopak się nie narzucał. Chwilami miałam wrażenie, że to on czuje się jak dziki lokator, który tylko broń Boże nie chce się narazić właścicielowi. Jednak Tande sporo swojego czasu spędzał na treningach, a ja zostawałam sama w mieszkaniu, marnując czas na nadmiernym rozmyślaniu. W tej wolnej od towarzystwa Norwega chwili mogłam zrzucić maskę uśmiechniętej, silnej Zoji, która byłam na co dzień, odkąd tylko moje nogi przekroczyły próg samolotu i wrócić do tej prawdziwej mnie. Starałam się pomagać Norwegowi w domu na tyle ile mogłam, prałam, gotowałam, sprzątałam, by choć trochę odpracować, to że mogłam tutaj być. Nienawidziłam, kiedy ktoś się nade mną użalał, ale chyba bardziej nie lubiłam być komuś coś dłużna a fakt, że skoczek nie chciał wziąć ode mnie ani złotówki za to, że tu byłam w niczym mi nie pomagał.
Kiedy na zegarze wybiła godzina jedenasta co oznaczało, że Daniel za dwie godziny kończy trening, wyłączyłam telewizję i zabrałam się za wycieranie kurzy. Postanowiłam, że zrobię chłopakowi niespodziankę i zjawię się na skoczni, dlatego musiałam się pospieszyć. To było moje pierwsze większe wyjście do ludzi odkąd tu przyleciałam, bo nie mogę powiedzieć żebym w ogóle nie wychodziła z domu, Tande już o to zadbał. Codziennie wyciągał mnie na jakieś dłuższe wieczorne spacery, bym pooddychała świeżym powietrzem. Czułam się jak pies wyprowadzany na spacer, który czeka cały dzień w domu aż jego pan wróci z pracy i pójdzie z nim do parku. Nie mniej jednak nawet lubiłam te nocne przechadzki parkowymi ścieżkami w jego towarzystwie. Zabrałam z łazienki wszystkie rzeczy, które przydadzą mi się podczas sprzątania i udałam się do kuchni, od której zaczęłam. Pozmywałam naczynia, którymi były głównie sztućce, dwa talerze oraz duże naczynie żaroodporne, których nikomu nie chciało się wstawić do zmywarki po wczorajszej kolacji. Wytarłam jeszcze ciemny blat i przeniosłam się do salonu, gdzie czekało mnie o wiele więcej sprzątania.
Po dwudziestu minutach salon niemal lśnił. No prawie, bo na jednej półce do której nie dosięgałam wciąż osadzał się kurz. Dlatego też przyniosłam z kuchni krzesło i trzymając się mocno jedną ręką najbliższej szafki, wspięłam się na krzesło. To co właśnie robiłam nie było najmądrzejszą decyzją, zauważywszy na mój stan zdrowia, ale nie mogłam przejść obojętnie obok tej brudnej półki. Przejeżdżając mokrą ścierką, po jasnej desce natrafiłam na pewną przeszkodę, w postaci złożonej ramki na zdjęcia. Wzięłam ostrożnie ramkę w rękę i zdjęłam ją z półki, przecierając z kurzu, który się na niej osadził. Na trzymanej przeze mnie w ręku fotografii znajdował się Daniel razem z Anją, chłopak obejmował Norweżkę całując w policzek, a ta szczęśliwa uśmiechała się do obiektywu aparatu, który prawdopodobnie trzymała w ręku. Wyglądali na zakochanych, byli zakochani, ona w nim a on w niej. Wpatrywałam się w zdjęcie smutnym wzrokiem, próbując sobie przypomnieć czy istniała choć jedna chwila, kiedy będąc ze mną mężczyzna był taki szczęśliwy. Z rozmyślań wyrwał mnie dopiero dźwięk dzwoniącego telefonu, przez który o mało nie spadłam z krzesła. Odłożyłam pośpiesznie ramkę na miejsce i ostrożnie zeszłam z krzesła, odbierając telefon.
-Celina, nie strasz ludzi!- zawołałam kładąc rękę na klatce piersiowej, czując jak szybko bije mi serce.
-Skoro się boisz, to najwidoczniej masz coś na sumieniu.- skomentowała moją wypowiedź Norweżka, a kilka sekund później do moich uszu dotarł jej śmiech.
CZYTASZ
Fallen
Fiksi PenggemarUpadek zdarza się nawet najdzielniejszym. Prawdą jest, że im wyżej się znajdujemy, tym jest on bardziej bolesny. Nie myśli się wtedy o tym co już mamy, ale o tym czego nie zdołało się osiągnąć, co wymknęło nam się z rąk. Każdy dążący do sukcesu nie...