therapy

1.1K 190 3
                                    

                Jak się pieprzy, to się pieprzy. Na całego! Nigdy się nie pieprzy w życiu na pół. Albo na trzy czwarte. Zawsze na całość.

                Arabella zniknęła. Przestała odbierać telefony, mieszkanie pozostało puste, a jej matka zdawała się nie mieć najmniejszego pojęcia, co działo się z jej córką. Luke odchodził od zmysłów, pytał wszędzie, każdego. Był gotowy zgłosić sprawę na policji, ale powstrzymał go szorstki ton Johna, mówiący, żeby zapomniał o dziewczynie z niebieskimi włosami. Że z własnej woli podjęła decyzję o wyjeździe, nie chcąc go o tym informować. Kłamstwo, wymyślone wspólnie z dziewczyną, miało naprostować sytuację.

                Blondyn nie potrafił uwierzyć, że go zostawiła. Nie wierzył w to, że zostawiła go po ośmiu latach, bez żadnej wiadomości. Mieli tyle wspaniałych wspomnień, które zostały przykryte grubą płachtą niepewności. Czy był niewystarczająco dobry? A może po prostu się znudziła, a te wszystkie słodkie słowa były jedynie przykrywką…

                Myśli kotłowały się w głowie, podsuwając przeróżne obrazy. Bolała go sama myśl o Arabelli w ramionach kogoś innego. Bolało, że jej wargi mogłyby muskać kogoś innego. A najbardziej chyba to, że ją utracił – jedyną osobę, która starała się go zrozumieć takim, jakim był. Zawsze znajdowała dla niego czas, wysłuchiwała, służyła dobrym słowem, radą, czułością, na którą tylko ona mogłaby się zdobyć. A teraz jej zabrakło. I nie miał pojęcia, co się z nią działo.

                W międzyczasie Arabella miotała się na szpitalnym łóżku, nie mogąc znieść bólu, zafundowanego przez nowotwór. Złośliwiec postanowił zareagować na zmaksymalizowaną dawkę leku i zaatakować niewyobrażalnym wręcz bólem. Lekarze obserwowali jak próbowała sobie radzić i załamywali ręce. Rak trzustki był jednym z niewielu, który tak naprawdę pozostawiał człowieka bez jakichkolwiek szans. Arabella już dawno powinna umrzeć, jedynie silna wola walki niebieskowłosej pozostawiała jej jakiekolwiek szanse. Och, poprawka. Po niebieskich włosach nie pozostał ślad. Pozostała jedynie czarna bandanka, której uparcie nie ściągała, nawet kiedy była sama na sali. Zauważyli, że nawet w niej spała.

                - Panie Ackles, co z nią zrobimy? Badania histopatologiczne wykazały, że nie ma przerzutów, a guz się zmniejsza.

                - Nie zniknął całkowicie?

                - Bądźmy realistami, trzustka nie daje dużych szans. Wcześnie ją wykryliśmy, unikając przerzutów do wątroby, ale to jest jak jeden do miliona.

                Mężczyzna westchnął i oparł się o zimną ścianę – nigdy nie spotkał się z takim przypadkiem. W większości jego pacjenci przeżywali i nie miał zamiaru dopuścić, żeby ten przypadek był inny. W myślach rozpoczął cichą modlitwę, wziął głęboki oddech i postanowił stawić czoła temu, co miało przyjść. Nieważne, czym miało by być.

                - Ma przeżyć. Podajcie jej pentazocynę, wieczorem zrobimy kolejne badania i wtedy zadecydujemy, co dalej.

                Kobieta przytaknęła i zniknęła w niewielkiej sali. Doktor Ackles uważał, że onkologia była niewdzięcznym oddziałem. Pokręcił głową i wcisnął dłonie w kieszenie fartucha, zwracając się do wszystkich znanych mu świętych, żeby dziewczyna przeżyła. 

        a.n/ no tak czasami wychodzi.... 

arabella / lrhOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz