Prolog.

1.2K 50 54
                                    


W pewnym północno-wschodnim lesie, była droga. Prowadziła ona do pewnej posiadłości. W tym magicznym a zarazem spokojnym miejscu żyła sobie rodzina. Niezwykła. Dlaczego? Nie byli jak inni. Oni są krajami.

Małżeństwo to zaskało szacunek. Pokonali oni krzyżaków którzy byli niebezpieczni. Przeciwnik ich został lennem Królestwa Polskiego i Księstwa Litwijskiego oraz wygnany na swoje tereny.

To zdarzenie połączyło ich miłością.
On mimo że był głupi w walce wręcz, jest genialnym strategiem a ona, zimna kobieta która jest dzika ale jaka waleczna. Przez swoje minusy i plusy pokonali zakon i uzyskali wewnętrzny spokój.

Aktualnie znajdują się na swoim dworku wraz z swoim synkiem. Miał na imię Rzeczpospolita obojga narodów. Z wyglądu przypomina swojego ojca. Miał po nim skrzydła o kolorze bieli. Natomiast charakter po matce...choc nie do końca bo miał talent do pakowania się w kłopoty jak jego tata.

Chłopiec miał czerwone oczy, czerwone włosy z białymi pasemkami. Miał on ostre zęby względu na to że ich nie mył i jadł mięso. Ubrany był w bogate ubrania.  Jednak dziś akurat miał włosy związane w kitkę, białą koszule, spodnie że skóry i buty z jelenia.

Chłopiec nie chciał ubierać się bogato jak idzie do miasta. Zbyt mocno przyciągał uwagę innych. Ciekawił go ludzki świat jak i mitologiczny. Jego mama zawsze przed snem opowiadała mu jedną z historii, a tu o utopcach raz o południach czasem o lepszym. Zachwycony chłopak zawsze udawał się do miasta na wschodzie. Oczywiście była to tajemnica ponieważ matka zakazała mu iść w tereny wchodu. Kiedy się pytał zawsze albo ruzge dostawał albo szlaban. Mama wtedy się ostro denerwowała a ojciec musiał ją pocieszać.

Chłopiec szedł już dwie godziny przez las. Nie był zmęczony ponieważ nie było za zimno i za gorąco. Także znał trasę i skróty do tego miejsca. Kiedy przekroczył już próg miasta wielkiego  szukał jedzenia. Zapomniał on zabrać pieniędzy od k. Polskiego. Westchnął zrezygnowany i zaczął się rozglądać na lewo i prawo. Jego uwagę przykuło targowisko z pięknymi jabkami. Ron na samą myśl oblizał się, dodatkowo zaburzał mu brzuch. Postanowił działać. Stanął koło straganu i czekał na odpowiedni moment.

....

Czas mijał. A okazji brak. Spadkobierca posmutniał ale dalej stał. Nagle obok niego pojawił się chłopak podobny wiekowo co do niego. Miał czarne włosy z pasmami złotymi i złote oczy. Ubrany był bardzo bogato. Nieznajomy spojrzał się zimnym wzrokiem na niego lecz w jego oczach można było zobaczył iskierki. Chciał coś powiedzieć ale facet że straganu powiedział.

PS-książę! Znowu przechadzasz się bez matki? - zapytał się.

Ron postanowił działać. Na ślepo złapał kilka owoców i zaczął uciekać. Usłyszał krzyk

PS-złodziej!

? - hej! - nieznajomy zaczął biec za nim.

Chłopakowi dzięki swojej orientacji w terenie uciekł do lasu. Sprawdzał kilka zarazy czy nie ma pościgu za nim. Westchnął z ulgą kiedy zobaczył ze odpuścili. Ron kierując się w głąb lasu postanowił zrobić przerwę na ucztę. Usiadł pod jednym z drzew z grubym konarem. Złapał za jedno z jabuszek i kierując go do swoich ust, nagle usłyszał łamanie gałęzi. Nie zdążył nic zrobić ponieważ napastnik pojawił się dosłownie przed nim z sztyletem przegardłem.

Ron-jak? - odpowiedział zdziwiony.

? - magia... - powiedział bez emocji-nie zabije cię. - oznajmił-szczerze mam dość tego fałszywego piernika i darmowych owoców od niego.

Ron-czemu mnie goniłeś? - zapytał się zdziwiony

? - dla rozrywki hihi. - zaśmiał się - chyba będziesz umnie mieszkał. Podobasz mi się. - oznajmił

Ron-co? Jesteś magicznym stworzeniem? - zapytał się a jego oczy zaświeciły się jak pięcio złotówki.

? - można tak powiedzieć... Ale teraz idziesz że mną-powiedział radośnie.

Ron-eeee nie dzięki mama czeka-odsunął palcem sztylet i uśmiechnął się miło do starszego. Wstał z ziemi i odwrócił się od niego-no to część!

? - ej! - złapał go za ramię- nigdzie nie idziesz... - wysyczał.

Ron-ach tak? - powiedział już zł]y Polak. - spierdalaj zboku! - nagle otworzył skrzydła odpychając nieznajomego. Wbił się w powietrze i krzyknął-do nie zobaczenia nigdy frajerze! - odleciał.

? -.... Ha-zaśmiał się-więc też jesteś krajem... Idealnie-wstał na równe nogi-nie wiem kim jesteś ale odnajdę cię.-spojrzał się w kierunku gdzie poleciał polak- dopadnę cię~-ruszył w tamtym kierunku-będziesz tylko mój...

Niech zgaśnie nas nadzieji blaskOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz