Moja szkoła

671 49 40
                                    

Nastał wieczór w dworze rodzinnym Rona. Od zdarzenia z nieznajomym minęło kilka dni, mimo to czuje jego wzrok na sobie od tego dnia. Czuje się osaczony. Nie chciał mówić rodzicom, głównie matce której się boi. Ledwo co uszedł z życiem jakim stanie wrócił Polak do dworu. 

Chłopiec szykował się do spania i czekał na swoją matkę. Uwielbiał jak opowiada mu opowieści , legendy i mity, głównie mitologia słowiańska. Mimo że skończył czternaście wiosen kochał to, jak go otula do snu. Jest to chyba jedyny moment gdzie Litwa ukazuje mu miłość. Ojciec jego mówił że mama zmieniła religie dla niego ale kiedy ron widzi jak kobieta tęskni za starym życiem.

Nagle drzwi zostały uchylone. Chłopiec odwrócił głowę w stronę drzwi. Stała tam osoba na która czekał.

KL-Witaj skarbie...chciałam sprawdzić czy śpisz...-uśmiechneła się. Trzymała w dłoni świeczkę .Była ona wysoko z czerwonymi włosami związane w kucyka, ubrana w białą suknie do spania.

Ron-Mamo! czekałem na ciebie-uśmiechnął się do niej.

KL-Skarbie jesteś już za duży na takie rzeczy...-powiedziała smutno-musisz być silny i dojrzały a nie ,,wieczne dziecko''.-podeszła do niego.Prawą dłoń wylądowała na jego plecach, powoli go pochwała w stronę łóżka-no, no już.

Ron-Matko proszę! Ostatni raz!-powiedział smutno jej syn- będę marudzić jak ojciec po trzech godzinach drogi...

KL-... niech ci będzie-westchnęła. Czekała aż mniejszy kraj wejdzie pod kołdrę. Jak zobaczyła że usadowił się na swoim miejscu, usiadła obok- Więc? Co mój kochany wojownik życzy sobie.

Ron-mamo... Opowiedz mi bajkę o tym Panu w lesie. - powiedział mały Ron.

KL-kochanie ale to leszy... - powiedziała dumnie byłe pogańskie królestwo Litwińskie.-znowu mam do tego wracać?-westchnęła

Ron-... Hmmm to może o tym chłopcu co mnie śledzi?-zapytał się.

KL-co? Nie ma takiej opowieści kochanie... - odparła kobieta głaszcząc swojego syna po głowie.- uważać na siebie w przyszłości...- zmarszczyła swoje brwi i zastanawiała się nad czymś-dziś odpuścimy. Jutro idziesz do szkoły dla rycerzy.-oznajmiła. Wstała, skierowała się do wyjścia-dobranoc synu mój.

Ron-dobranoc...-powiedział smutno.

Kiedy drzwi się zamknęły wyjrzał przez okno z którego miał widok na las. Po raz kolejny raz zobaczył postać. Ukryta w mroku. Zawsze patrzyła się w jego okno. Westchnął bez radnie chłopiec i poszedł spać.

.......................................................................................

Następnego dnia Ron ubrany w mundur szkolny który był w kolorze bordowo-złotym z jego godłem. Miał też miecz w zabezpieczony w pochwie. Smutno mu było że musiał wyjechać na długi okres do tej szkoły dla krajów. Uczyli w niej walki z mieczem głównie i wiedzy podstawowej. Nie chciał  sprowadzić na swoją rodzinę hańby. Niestety w jego czasach ważny był honor. Nie którzy stawiali go ponad ważne dla człowieka wartości.

Syn królestwa Polskiego wyjrzał przez okno. Była jak na ranek piękna pogoda. Świeciło słońce, niebo było czyste, ptaki ćwierkały czyli normalny dzień jak co dzień. Koniec lata a początek jesieni zawsze taki był.

Nagle jego powóz się zatrzymał się. Dając znak że dojechali. Ron  pełny radości wysiadł i czekał na swoją walizkę którą podać miał kierowca. Kiedy otrzymał swoje rzeczy udał się w stronę budynku szkolnego.

Nagle zauważył przed budynkiem trzy kraje które się kłóciły. Dokładnie było dwóch na jedną. Jeden kraj miał niebieskie włosy z spinkami żółtymi, Była wysoka i ubrana w niebieski mundur a  obok niej chłopiec z  małym turbanem białym. Podobny mundur miał podobny do rona tylko jego herb był z trzema pół księżycami. Natomiast poszkodowana dziewczyna miała czerwone włosy z lekkim zielono białym ombre. Miała dziwne godło. Nie umiał Polak opisać go.

Chłopiec nie mógł patrzeć. Rzucił walizkę i ruszył w kierunku oprawców dziewczyny. Wyjął z pochwy miecz i  stanął pomiędzy ofiarą a nimi, mierząc w ich stronę swój miecz.

Ron-zostawcie ją w spokoju...-warknął. Mrużył oczy.

?-Patrz kogo tu mamy, księcia na białym koniu...-zaśmiała się kobieta- Os trzeba pokazać plebsowi gdzie jego miejsce- zwróciła się do kompana.

I.Osmańskie- Racja Szwecjo-zaśmiał się pod nosem. Wyciągał maczetę z pochwy po prawej stronie. Nagle zamachnął się w stronę Rona w stronę jego twarzy. Chłopak nie zdążył zrobić uniku i przeciął policzek przeciwnikowi. Polak stracił równowagę. Turek wykorzystał to i podciął jego nogi. Mały husarz upadł na ziemie. Chciał wstać ale  przeciwnik nastawił broń ku gardła pokonanemu.- Słaby tyś... haha-zaśmiał się- może... poprawie ci trochę twarz co?-zapytał sie uśmiechając się wrednie.

Nagle  Turcja  znienacka  dostała w lewy bok od kogoś innego gdzie spowodowało upadek jego. Warknął, próbował wstać ale kogoś noga blokowała go.

??- Słaby ten twój bóg Osmania...- powiedział nieznajomy-chwalisz się na lewo i prawo nim a powaliłem cię kopnięciem.

I.O- Jebał cię pies Rusku...-wyzwał rosjanina.

I.R-oh? Musze znowu pokazać kto tu rządzi?-przycisnął bardziej swój obuwie powodując krzyk leżącego.- Brudas-prychnął i odsunął się od niego.- Idź za nim znowu cię zleje.- Imperium wraz z Szwecją uciekli jak poparzeni z miejsca zdarzenia. Rosjanin spojrzał  się w stronę polaka który  leżał w ramionach dziewczyny. Zrobił niezadowoloną minę i ścisnął zęby ze złości.

???-nic ci nie jest?!- spytała się Rona.

Ron- ah... nie martw się o mnie.-uśmiechnął się słabo-ważne że tobie nic nie zrobili.-powoli wstał z jej kolan i odwrócił się do niej pomagając jej wstać- Moja pani nazywam się Rzeczpospolita obojga narodów w skrócie Ron-złapał jej dłoń i ją ucałował.

K.W- Jam jestem królestwo Węgierskie- przedstawiła się dziewczyna.

I.R-ehem!-dał znać o sobie zły chłopak- Jak nie zauważyłeś to ci tyłek uratowałem ...-wysyczał-Choć podziwiam  cię za to że podstawiłeś się drugiej najsilniejszej osobie w szkole-uśmiechnął się wrednie.

Ron-ta... ta dzięki- Popatrzał sie przelotnie na chłopaka. Mineła chwila zeby zrozumiał  kto stał koło niego- CO KURWA?!TO TY!-krzyknął w szoku Polak.

I.R- Mi też miło cię widzieć-zaśmiał się- Nie przedstawiłem się jestem Imperium ros...-nie dokończył bo polak mu przerwał.

Ron- TY CHCIAŁEŚ MNIE PORWAĆ!-Krzyknął Ron pokazując palcem na niego.

I.R-haha-zaśmiał się mrocznie. Szybko podbiegł  do Litwina i złapał go za rękę- Wiesz... jak czegoś chce to dostaje więc zaklepałem się...-oznajmił mu.

Ron-do nikogo nie należę! A na pewno nie do ciebie!-wyrwał rękę z uścisku Moskala.

I.R-jeszcze zobaczymy...-uśmiechnął się wrednie. Nagle usłyszał głos za sobą jak by ktoś go wołał-Musze iść. Jutro cię znajdę. Do zobaczenia!-odwrócił się i szedł w strone osoby nawołującej.

Ron-CO!? chyba matka cię wychędorzyła!-powiedział oburzony.

K.W-Może oprowadzić cię po szkole?-Jąkała się dziewczyna ze strechu przed Ruskiem.

Ron-oh... pewnie... był bym wdzięczny.-uśmeichnął się przyjacielsko i ruszyli w stronę budynku.



.............................

Wykładowca mi zdedał to macie drugi rozdział

Niech zgaśnie nas nadzieji blaskOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz