Incipit prologus

1.5K 72 76
                                    

— Heather, wszystko dobrze? — zapytała Pani Anderson, która była dyrektorką akademii, do której chodziłam. Pytanie przez nią zadane słyszałam jakbym była pod powierzchnią wody. Nie dochodziła do mnie sytuacja, która właśnie się wydarzyła. Czułam jakbym spadła z wysokości na twardą powierzchnię. Ciężko mi się oddychało, a jedyne czego chciałam to cofnąć się w czasie i sprawić, że nic takiego się nie wydarzyło. Wzięłam parę głębokich oddechów i próbowałam się uspokoić. Starałam się wziąć w garść i nie rozpłakać przed całą akademią, która zebrała się wokół naszej dwójki. Jedni mieli łzy w oczach, a drudzy patrzyli z szokiem. Ktoś mi współczuł, a innych to wcale nie obchodziło. W sumie powinno, bo zamordowana osoba była najbardziej lubianą i cenioną osobowością w akademii. Teraz nasza placówka utraci to coś, co zyskiwała właśnie dzięki niej.

Ludzie w mojej akademii byli przeróżni i niektórzy wyjątkowo dziwni. W sumie normalność była zupełnie do kitu i lepiej było być na swój sposób pokręconym. Ja byłam po prostu sobą. Dla jednych byłam dziwna, a dla reszty zupełnie zwyczajna. Po dzisiejszym wydarzeniu wiedziałam, że moje bycie sobą się skończy. Mrok przyćmił mój umysł i nie wierzyłam, że kiedykolwiek będzie dobrze. Teraz twierdziłam, że gdzieś między nami jest zabójca. Potworny morderca, który zdobył się na taki okropny czyn, którego nikt o zdrowych zmysłach by się nie dopuścił. To już kolejne takie zdarzenie w tym pokręconym miejscu, którego tym razem, nikt nie potrafi rozsądnie wytłumaczyć. Nikt nie umie, gdyż sprawca ubiegłych morderstw został już dawno złapany. Zagadka zatoczyła koło i wszystko zaczyna się od nowa.

Znowu zostałam sama. Zupełnie sama. Kolejna osoba mnie zostawiła, a tylko ona sprawiała, że widziałam sens w dalszym życiu. Czułam, że mam dla kogo żyć. Teraz pragnęłam dosłownie jednej rzeczy. Zemsty. Słodkiej zemsty, która jak mi się wtedy wydawało, byłaby w stanie ukoić mój ból, którego właśnie doświadczałam. Nienawidziłam bólu fizycznego, ale jeszcze bardziej nie cierpiałam bólu psychicznego, a ten który właśnie czułam chciał rozsadzić mnie od środka. Z pozoru wydawałam się niewzruszona obecną sytuacją. Patrzyłam prosto przed siebie, a z moich oczu nie poleciała ani jedna łza. Moja twarz miała kamienny wyraz twarzy i nikt nie mógł z niej nic odczytać. W sumie mógłby w niej coś dostrzec, gdyby choć trochę mnie znał. A składało się na to, że nikt w akademii nie znał mnie na tyle, aby dostrzegać moje emocje. Znała mnie tylko jedna osoba, ale jej już nie ma, a ja czuję potworne wyrzuty sumienia.

— Nie, Pani Anderson. Nic nie będzie dobrze, dopóki nie znajdziecie sprawcy tego zdarzenia. Sama dołożę starań, aby drań został złapany. — powiedziałam i z kamiennym wyrazem twarzy opuściłam miejsce morderstwa. Nie chciałam tu dużej przebywać, bo jedyne czego pragnęłam to zemsty na człowieku, który dokonał tej potwornej zbrodni.

Zbrodni mojej starszej siostry.

~

Hej kochani!

Mam nadzieję, że wreszcie mogę napisać, iż do was wracam! Nie wiecie, jak bardzo brakowało mi pisania na watt i czytania waszych komentarzy i niekiedy bulwersów, po tym jak zrobiłam jakiś Polsat...

Zatem jak wam się podoba prolog mojej nowiutkiej książki? Czekam na wasze komentarze!

klymena

Dark AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz