Capitulum XIII

366 38 98
                                    

— Dzień dobry. — powiedziałam, wchodząc do rodzinnego domu w sobotnie popołudnie.

Udałam się do salonu, gdzie siedziała moja babcia razem z znienawidzoną przeze mnie ciotką Judith. Kobieta była siostrą mojego ojca. Ciemnowłosa, starsza Pani z zielonymi tęczówkami. Egoistyczna, narcystyczna i pozerska kobieta. Ciotka Judith od zawsze zaskakiwała swoim odważnym ubiorem, którym chciała przyciągnąć do siebie innych. Razem z Cynthią jej nienawidziliśmy, gdyż wytykała błędy wszystkich, tylko nie swoje. Zjechała po mnie swim wzorkiem, w celu przyczepienia się do mojego wyglądu. Czarne dresy, biała koszulka na ramiączka i włosy spięte w koka. Nie wyglądąłam najlepiej, jednak nie czułam potrzeby strojenia się jak szczur na zlot z kolegami.

— Witaj Heather. Jak w akademii? — zapytała Angelina, która uśmiechnęła się w moją stronę ciepło. Cała atmosfera w tym domu była zasługą mojej babci. Jak zwykle była nienagannie ubrana, a całe dobro promieniowało od jej osoby.

— Jakoś leci. Gdzie mama? — zapytałam, gdyż tak naprawdę przybyłam tutaj dla niej. Nigdy nie miałam z nią dobrych relacji, jednak pragnęłam się dowiedzieć co u niej. Jak trzyma się po tym wszystkim, co nas spotkało.

— W sypialni. Prawdopodobnie śpi. — odpowiedziała Angelina.

— Pójdę do niej. — odparłam od razu i zaczęłam iść po schodach ku górze. Stres rósł z każdym mijanym przeze mnie schodkiem. W końcu zatrzymałam się przed drzwiami. Stałam tam z dwie minuty. Myślałam co mogę jej powiedzieć. Byłam ciekawa jak w ogóle ta cała rozmowa przebiegnie. Stres rósł we mnie nieubłaganie, a ja wreszcie postanowiłam podjąć krok.

— Dzień dobry. — powiedziałam, wchodząc do sypialni i zamykając za sobą drzwi. W pomieszczeniu ujrzałam Loren Walker. Piękną czarnowłosą kobietę, która leżała na łóżku, z twarzą zwróconą w kierunku dużego okna. Loren od zawsze tryskała energią. Dzisiaj wydawała się dziwnie nieobecna. Jakby w ogóle nie usłyszała, że ktoś znalazł się w jej pokoju. Utrata Cynthii, wpłynęła na nią aż za bardzo.

Zawsze baliśmy się utraty tych, na których zależało nam najbardziej. Jednak czasami zastanawiało nas, czy istnieje ktoś, kto boi się stracić nas.

— Cynthia? — zapytała, gdy podeszłam do łóżka i położyłam dłoń na jej ramieniu. Zamurowało mnie pod wpływem szoku, jaki przeżyłam. Nie wiedziałam, co się stało z moją mamą. Schudła, i to bardzo. Jej gęste włosy zamieniły się zaledwie w garstkę pukli. Oczy, były podkrążone i dziwnie nieobecne. Przeraził mnie ten widok, a po moim ciele przeszedł dreszcz przerażenia.

— Nie mamo. To ja, Heather. — odpowiedziałam, siadając na łóżku i przyglądając się jej oczom. Wzrok, miała nadal utkwiony w widoku za oknem. Po paru sekundach doszły do niej moje słowa i spojrzała na moją osobę.

— Ooo, cześć córciu. — powiedziała bez krzty emocji i pustym wzorkiem patrzyła na moje oblicze.

Pragnęłam ujrzeć radosne, błękitne tęczówki mojej rodzicielki. Zamiast tego dostałam puste spojrzenie, bez krzty ciepła jaka zawsze od niej biła. Zupełna pustka, jakby jej osoby nie było. Jakby była wrakiem człowieka i zupełnie nieobecną egzystencją.

— Jak się trzymasz mamo? — zapytałam, kładąc dłoń na jej ramieniu. Ponownie, nie dostałam niczego w zamian.

— Widziałaś Cynthię? Nie odzywała się w ogóle. — powiedziała, a ja poczułam zupełne zmieszanie. Mimo iż nie zawsze czułam od mojej mamy miłość i zrozumienie, to mogłabym za nią zginąć.

Chciałabym jej powiedzieć o wszystkim. Otworzyć się przed nią na milion procent. Porozmawiać naprawdę szczerze. Oznajmić, co się dzieje w moim życiu. Powiedzieć, że tak naprawdę nie zna swojej córki. Nie wie, ile nosi na swoich barkach. Jak mocną ma psychikę. Jednak czułam, że nigdy to nie nastąpi. Nie miałam takiej odwagi, aby powiedzieć jej diabelską prawdę o jej córce.

Dark AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz