Capitulum VI

359 34 84
                                    

Cisza.

Zwykła nicość, gdy stoję pośród ludzi na pogrzebie mojej siostry. Ubrana jestem w czarną dłuższa sukienkę na ramiączka oraz szpilki tego samego koloru. Na moim nosie są okulary, które zakrywają oczy. Zwierciadło duszy, w którym jednak nie da się nic odczytać.

Cisza.

Nie dochodzą do mnie lamenty ludzi i słowa księdza na pogrzebie. Jestem w swoim własnym diabelskim świecie, w którym istnieje tylko moje ja. Obserwuję, gdy moja starsza siostra chowana jest do wielkiej dziury w ziemi. Piękna trumna, w której nie ma nic. Z jej ciała pozostały jedynie resztki i to dobijało moich rodziców i bliskich. Ja natomiast czułam pustkę, nicość oraz...

Cisza.

Dla większości to chwila na większy oddech, na więcej przemyśleń. Dla mnie to słowo oznacza upadek, chwile słabości... Cichy, przerażający koniec, którego nikt z obecnych nie jest świadomy. Jest to także krzyk mojego czarnego serca o pomoc, która nigdy nie nadejdzie. Od dawna byłam w rozsypce, że już nawet nie miałam siły płakać. Można stwierdzić, iż po prostu nie potrafiłam wylewać łez mimo, że kiedyś było inaczej.

Czemu jesteś cicho, Heather? — zapytała Cynthia w czasie, gdy w moich oczach błyszczały łzy. Pojawiały się zawsze, gdy nie potrafiłam sobie radzić z emocjami. Nigdy nie umiałam i było wtedy dla mnie nie pojęte, jak ktoś mógł być obojętny na całe zło świata. Teraz to rozumiałam.

— Nigdy nie będę taka idealna i dobra jak ty. Zawsze coś robię źle i jestem krytykowana, nie chcę takiego życia. — powiedziałam z żalem w głowie i obserwowałam widok przed sobą. Biała ściana, która poobwieszana była rysunkami moimi i Cynthii. Na nich wszystko wydawało się lepsze, ale rzeczywistość była gorsza.

— Kwiatuszku, jesteś krucha, lecz to się zmieni. Kiedyś staniesz się silniejsza i opinia ludzi, którzy chcą twojego upadku, nie będzie robić na tobie wrażenia. — powiedziała, zakładając pasmo moich włosów za ucho.

Miała racje, co do dwóch rzeczy. Stałam się silniejsza i widział to raczej każdy. Również przestałam się martwić opinią innych, którzy zazwyczaj chcieli, abym po prostu poczuła się gorsza. Co do kruchości, to nadal gdzieś wewnątrz taka byłam. Zawsze byłam krucha i nigdy nie będę w stanie poradzić sobie z tym, co się dzieje. Moje serce przepełnione bólem, a głowa pełna żalu.

Najzwyczajniej na świecie byłam słaba. Udawałam silną, ale wewnątrz nie było nic, co świadczyłoby o tym, że tak jest. Nazywana byłam samym diabłem i potrafiłam taka być, ale nie miało to nic wspólnego z siłą. Byłam słaba. Za słaba by żyć i aby się zabić. Bez Cynthii czułam to jeszcze bardziej, bo nie było osoby, która sprawiałaby, iż widziałabym sens w mojej egzystencji.

Powoli ludzi zaczynało się robić coraz mniej. Pogrzeb dobiegł końca, a oni po kolei odchodzili. Tylko ja, stałam w miejscu i patrzyłam na jej grób. Miałam ochotę wykrzyczeć całemu światu, jak bardzo go nienawidzę. Znowu nie miałam nikogo. Zostałam sama ze swoimi popieprzonymi myślami.

Czułam, że jeszcze bardziej pogubię się w całym syfie tego świata. Każdy dzień będzie wydawał się coraz cięższy do przeżycia, a każdy oddech będzie coraz cięższy do wzięcia, jakby z każdym momentem wydychania powietrze ciężko rozrywało płuca. Będzie ranić każdy mikroelement duszy i cała spotka się z żałosną próbą życia w tym chorym świecie, który jest jebaną pustką. Jeszcze większą, gdy jej już nie ma.

Straciłam wszystko, co kochałam. Moja siostra umarła, rodzice się ode mnie odwrócili przez bycie taką osobą oraz mój przyjaciel stał się kimś zupełnie innym. Stracenie nachodzi szybciej niż myślimy. Najpierw jest spokojnie. Los daje, a potem zabiera więcej niż dał. Życie było niesprawiedliwe i raczej nic nie mogliśmy z tym zrobić.

Dark AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz