Capitulum VIII

363 33 79
                                    

POV. GABRIEL

— Ale, że z Heather? Myślałem, że wy się nienawidzicie. — powiedział Julian, gdy Walker zniknęła pomiędzy tańczącymi ludźmi. Nie wiedziałem gdzie zniknęła moja samokontrola i nienawiść do Heather. Nienawidziłem, gdy coś sprawiało, że traciłem swoją kontrolę. Czujność nad własnymi emocjami, uczuciami i zachowaniem.

Życie jest tak skonstruowane, że tracimy czasami kontrolę nad wszystkim. Wszystko się sypie, wszystko się pierdoli. I nikt nie jest w stanie tego opanować. Ani urodą, ani mięśniami, ani głową. Ja nawet nie pracowałem, aby stać się taką osobą, jaką właśnie jestem. Bezuczuciowy Gabriel Forest, który miał przybitą łatkę najgorszego skurwysyna i diabła, co było okrutną i najpiękniejszą prawdą.

— Zamknij pysk Moore. — powiedziałem i obdarzyłem Juliana śmiercionośnym spojrzeniem. Moja osoba zawsze potrafiła siać destrukcje i sam kres życia.

Śmierć to stan charakteryzujący się ustaniem oznak życia. Dla innych jednak mogło oznaczać to coś innego. Każdy miał własną interpretacje śmierci. Uznawana ona była za smutną i nieprzyjemną okoliczność, jednak nie dla każdego. Definicją jej było nie okazywanie oznak życia, lecz dla mnie oznaczała także destrukcje uczuć i duszy, o ile ktoś te rzeczy posiadał. Podobno ludzie się nie zmieniają, lecz jest to kwestia sporna. Człowiek zmienia się, bo dorasta do pewnych rzeczy lub coś zmieniło jego pogląd. Śmieszne było to, że ja nigdy nie wiedziałem co sprawiło, że byłem właśnie taki. Chodzący diabeł, który siał śmierć i sam się z nią utożsamiał. Jednak ona dotyczyła mojej umarłej duszy, której nikt nie był w stanie uratować. Nawet jakiś anioł, który postanowiłby wyciągnąć w moim kierunku swoją pomocną dłoń. Najlepsze było jednak to, że ja nie chciałem pomocy. Uwielbiałem siebie i swoją rolę istnego kata. Nie czekałem na pomoc i nie spodziewałem się, że nadejdzie ona od strony innego diabła.

— Gabriel! Chodź szybko! Heather leży w łazience. W ogóle się nie rusza ani nic. Chodź, proszę. — nagle podbiegła do mnie Sabrina, która była roztrzęsiona. Po paru sekundach dotarły do mnie jej słowa i pierwszy raz się wystraszyłem. Ostatni moment strachu nawiedził mnie, gdy musiałem iść do swojej nieco psychicznej ciotki. Kto normalny ma w domu dziesięć kotów i codziennie organizuje sobie z nimi maraton oglądania filmu „Minionki".

Działo się w moim umyśle bardzo dużo. Zawsze tak było i ciągłe myślenie niszczyło ludzi. Mnie już chyba nic nie było zniszczyć bardziej, więc nie robiło mi to różnicy. To co się działo w naszych głowach zawsze jest początkiem końca. Średnio wiedziałem co to znaczy. Teoretycznie bardzo mało rzeczy wiedziałem, lecz teraz byłem pewny, że w moim umyśle zapaliła się czerwona lampka strachu. Nie chciałem, aby cokolwiek stało się Heather. Nie ze względu na swoje uczucia, których swoją drogą zbytnio nie posiadałem, lecz z powodu pewnej bardzo istotnej rzeczy.

— Co do diabła... — powiedziałem, gdy dotarłem do łazienki, gdzie na płytkach leżała Walker, która prawdopodobnie zemdlała. Jej kruche ciało znajdowało się na zimnych, białych płytkach. Pochyliłem się nad nią i delikatnie klepnąłem w policzek. Od mojego dotknięcia automatycznie otworzyła swoje oczy i spojrzała na mnie. Nie mogła się ruszyć, lecz jednak udało jej się coś powiedzieć.

— O, przyszedł mój piesek. Nauczyłeś się już szczekać czy jeszcze nie? — zapytała, a ja nie zwróciłem zbytnio uwagi na jej słowa. Można powiedzieć, że w ciągu naszej znajomości obdarzała mnie gorszymi.

Zawsze wiedziałem, że trzeba uważać na znajomości. Nigdy nie było wiadomo jak dana znajomość może się skończyć. Było wiele możliwości. Nienawiść, strata czy co gorsza, miłość. Nigdy nie dopuszczałem do siebie zbyt wielu ludzi. Można by powiedzieć, że zapierałem się rękoma i nogami, aby nikogo nie poznawać. Nie zmieniało to jednak faktu, że każdy znał mnie i chciał być jak najbliżej mojej osoby, aby zabłyszczeć i co najlepsze dostać się do elity, do której chcąc czy nie chcąc należałem. Nie przepadałem za popularnością, bo ta często nie była dobra. Ciągła obserwacja i krytykowanie twoich czynów. Można by powiedzieć, że należę do elity przez wzgląd na najbliższych.

Dark AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz