W Krakowie nie działo się dobrze. Po wystawnej sztuce, jaką panna Teofila zaprezentowała rodzicom i wszystkim zebranym gościom, w mieście zapanowała powszechna psychoza. Wielkie nieszczęścia opanowały dom państwa Jagodzińskich, a już najbardziej zdawała się to odczuwać pani Regina — kobieta, jak sama mawiała, była już na wykończeniu, atakowała ją masa dziwnych chorób, często wzywała lekarza — ba! nawet księdza na ostatnie namaszczenie — a odkąd tylko otrzymała list z Warszawy, zamknęła się w sobie i przepowiadała sobie rychłą śmierć. Teraz była już niemal pewna, że stara krakowska Cyganka miała rację. Teofila wpadła w sidła jakiegoś imbecyla, to było wiadome, a ta wprost budząca grozę świadomość, że będzie to aż tak zgodne z tarotem, rujnowała ją jedynie psychicznie i fizycznie. Mało kiedy wychodziła z łoża, a jak już wychodziła, to tylko po to, aby zobaczyć, czy z Królestwa nie zajechała przypadkiem jej młodsza i znacznie jej usłuchańsza córeczka. Wzdychała wówczas ciężko, celowo, aby zwrócić na siebie uwagę Mikołaja, z którym, jak stwierdziła, nie mogła się już normalnie dogadać, i patrzyła się w okno. Podobnie jak kiedyś pani Miałkowska teraz to ona zawierzała go w swojej modlitwie Maryjce w opiece, bo zdziwaczał on ostatnio strasznie — milczał jak grób, chodził za często do kościoła albo zamykał się w swoim gabinecie i wyrabiał tam zapewne jakieś głupstwa — co wbrew pozorom bardzo jej się nie podobało. W gruncie rzeczy mało z nim rozmawiała, a jak już to robiła, ich konwersacja się nie kleiła i w większości dotyczyła tego tajemniczego człowieka, który — jak według listu objaśniła im Gryzelda — zwał się tym całym Wokulskim. Mąż, jak gdyby nigdy nic, reagował na to dość smętnie, jakby też to, że Teofila niszczy im wszystkim reputację, mało go w zasadzie obchodziło, a to tylko powodowało w Regince niechęć i niepożądane konwulsje. Ba, śmiem rzec, że to właśnie to było jej najbardziej dotkliwsze! Ogółem zawaliło się już wszystko, cała świetność szlachecka Jagodzińskich razem wzięta, a za tę zdradę tylko i wyłącznie Regina obwiniała swoją starszą córkę. Miała wrażenie, że odwróciło się już od nich całe krakowskie wielkomiejskie towarzystwo, że całe miasto, ba! cała Galicja nawet, huczała jedynie od plotek na ich temat, powielając to różne wersje z Teofilą związane.
Dziś w salonie było niezwykle ciemno i jakoś pochmurno, jak wówczas całe Reginie dotychczasowe życie, i tak spoglądając w okno, matrona wyczekiwała na swoją młodszą córkę, bo akurat miała teraz na to taką ochotę. W ręce trzymała pewien list, informację, która kiedyś mocno zwaliła ją na podłogę, a później musiała przez to wołać lekarza. Od tego czasu nie mogła myśleć już o niczym innym, jak tylko o tym, że jakiś idiota Wokulski istnieje na świecie, a Teofilka jeszcze — o zgrozo! — ma z nim romans. Ciągle widziała go w snach — w jej własnym wyobrażeniu sennym był jej on wówczas najohydniejszym potworem z bagien i choć próbowała się go pozbyć, odgonić te wszelkie obrazy złe, on powracał, jakby chciał się mścić. Nie mogła przez niego sypiać i często budziła się cała zalana potem — duchowo i dosłownie.
Oto ta tajemnica wieczysta, pokrótce też romansowa, którą zdradziła jej kiedyś Gryzelda:
"Kochana Mamuś! Nawet nie uwierzysz, ile mam Ci do opowiedzenia! Teosia porobiła w Warszawie tyle skandalików, że aż głowa mała, a o większości z nich zapewne opowiem Ci, jak wrócę cała i zdrowa do Krakowa, bo nie ukrywam — Teofilka trochę mi tym nerwów naciągnęła.
Teofila to jest aktualnie milionerka, gwiazda warszawskiej prasy, filantropka, kobieta interesów, pijaczka i palaczka, a nawet kochanka. Zachowuje się jak mężczyzna, a jak już przy mężczyznach jesteśmy, to warto mi zdradzić, kim jest ów człowiek, w którym to nasza Teosia kocha się bezmyślnie. Równie trudno jest mi w to uwierzyć, Mamuś — zapewne podobnie jak Tobie — ale jest to jednak jak najszczersza prawda — z różnych już wiadomych mi źródeł potwierdzona. Facet nazywa się niejaki Wokulski i Teofila pojechała z nim teraz do Paryża. Bardzo mną to wstrząsnęło, bo dobrze wiem, jaka Teosia była za te wszystkie lata mężczyznom niemiła, a teraz nagle okazuje się, że ona umie być jednak romansowa... Doprawdy straszne! Oboje mają zerżniętą reputację na wskroś, podobno to jakiś zwykły kupiec, straszny wariat... Gada już o nich dosłownie cała Warszawa — szczególnie, że ten cały Wokulski miał kiedyś jakieś nieudolne zaloty u takiej jednej panny, która teraz siedzi przez niego w klasztorze. Jak widać teraz spodobała mu się nasza Teosia — fircyk to i brutalny amant, jak mniemam. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że Teofila miała tam jeszcze innego zalotnika. Kuzyn to nasz, pan hrabia Wilski, wychowanek ciotki, miły, elegancki i przystojny, a nasza Teofilka — jak to zawsze ona — wstyd mu tylko zrobiła, odrzucając jego oświadczyny i znieważając go publicznie. Mamo, przecież ona mu powinna dziękować! Za to, że choć jeden na nią litościwe spojrzał i że ją chciał za te wszystkie lata staropanieństwa... Doszło do pewnej bijatyki w Teatrze Narodowym, a jej inicjatorem był właśnie ten cały Wokulski... Straszna sprawa. Nie myślałam, że Teofila da się tak omamić. Pewnie obiecał jej jakieś sklepy i ona głupia na to poszła... Jak na razie nie wiem, co począć, okropne towarzystwo ma tam ta nasza Teofilka, ale postanowiłam na nich poczekać, aż przyjadą obydwoje, i popatrzeć na tego jej całego Wokulskiego i sprawdzić, czy to też jest jakiś Apollo, czy nie, ale szczerze w to wątpię... Szkoda na to nerwów, Mamuś! Ja już tam Teofilę nauczę myśleć, a tego jej kochanka to ja na policję zgłoszę! Przeklęty łowca posagów!
CZYTASZ
pozytywka, czyli magnetyzm serca » lalka
FanficKobieta, która wyklęła swój własny stan. Mężczyzna, który miał już nigdy nie wrócić. I ona - upadła zakonnica, która za wszelką cenę starała się odzyskać swoją własną tożsamość. Wiosna 1880. Przed świętami Wielkiej Nocy panna Teofila Jagodzińska u...