Finale

185 18 5
                                    

Po skończonym treningu zostałem z Seungcheolem i Mingyu, by posprzątać. Im dłużej stałem na boisku, tym trudniej było z niego zejść. Wiele razy wyobrażałem sobie to uczucie, ale nie mogło równać się z tym, co czułem, stojąc tu naprawdę. Uciekałem tak długo od marzenia, które tak naprawdę zawsze było na wyciągnięcie ręki.

Poczułem, jak Mingyu delikatnie szturcha mnie łokciem w bok. Uznałem w pierwszej chwili, że się wygłupia, więc machnąłem tylko ręką, zbierając leżące na ziemi piłki. On jednak zrobił to ponownie. Dźgnął mnie delikatnie pod pachą, na co złapałem mocno jego palec, chcąc powiedzieć mu, by przestał zachowywać się jak łaknące uwagi dziecko, ale w momencie, w którym odwróciłem się do niego, zorientowałem się, że nie jesteśmy sami. Trener musiał stać tu od dłuższej chwili. Lekko opuściłem głowę, wciąż nie mając odwagi i pewności, by móc dumnie spojrzeć mu w oczy.

— I jak trenerze? Mówiłem, że Jeon Wonwoo jest naprawdę...

Mingyu zdusił w sobie jęk, kiedy wsunąłem dłoń w kieszeń na jego pośladku i ścisnąłem go boleśnie, dając mu do zrozumienia, by nie mówił już nic więcej. Zrozumiał od razu. Naturalnie uniósł dłoń, drapiąc się po uchu, po czym opuścił ją bez podejrzeń, ukrywając za swoimi plecami. Odnalazł moje palce, które leniwie splotły się z jego.

— To aż nieprawdopodobne, że miałeś tak długą przerwę w baseballu. Z pewnością masz ogromne szczęście. Ta gra musi cię kochać — przyznał.

Te słowa sprawiły, że po mojej piersi rozlało się nagłe ciepło. Dlaczego miałby mówić to tylko po to, bym poczuł się lepiej? Miał taką moc, że mógł bez problemu wyrzucić mnie z treningów i zabronić mi tu przychodzić.

— Jeon Wonwoo to prawdziwy diament — oznajmił Mingyu. Spojrzałem na niego, czując, jak jego palce zaciskają się mocno na moich. Jego oczy błyszczały. Widziałem w nich ogromną dumę oraz szczęście, zupełnie, jakby słowa trenera były kierowane do niego, nie do mnie.

— Przyznam, że to było ryzykowne. Ale jesteś ryzykiem, które chcę podjąć.

— Dziękuję — powiedziałem, pochylając nisko głowę z wdzięcznością. Serce w mojej piersi zaczęło walić naprawdę głośno i byłem pewny, że wszyscy doskonale to słyszą. Nie obchodziło mnie to jednak. Rozpierało mnie niesamowite uczucie. Coś, czego nigdy wcześniej nie miałem okazji doświadczyć. Ciepłe słowa nie tylko od Mingyu, ale również od trenera.

— Chcę zobaczyć, jak poradzisz sobie z łapaczem jako battery — usłyszałem nagle.

— Słucham?

Ramię Mingyu owinęło się wokół mojej szyi. Przyciągnął mnie do siebie, klepiąc po piersi z szerokim uśmiechem na twarzy.

— Seungcheol łapał już jego piłki, więc są całkiem zgrani — zapewnił. Znów to robił. Zachowywał się jak dumny rodzic wychwalający bez końca swoje dziecko. Mimo, że irytował mnie ten fakt, nie potrafiłem długo się gniewać. Błyszczące oczy Mingyu były niesamowicie cennym widokiem. O wiele cenniejszym od jakichkolwiek słów.

Po odejściu trenera ramiona Mingyu ścisnęły mnie naprawdę boleśnie, pozbawiając resztki tchu. Stanąłem na palcach, czując jak ciągnie mnie do góry. Zaplątany w jego objęciu niemal straciłem równowagę i gdybym nie oparł się na nim całym ciężarem, leżałbym na ziemi. Miałem zamiar odepchnąć go z głośnym westchnieniem irytacji, ale nie potrafiłem tego zrobić. Po prostu odwzajemniłem jego spojrzenie, orientując się, że widzę swoje odbicie w jego oczach. Jednak ten Wonwoo, którego widziałem był taki inny. Czy właśnie takiego mnie widział? A może to był rodzaj hipnozy?

Mingyu ścisnął mnie mocno, wydając z siebie wysoki dźwięk pełen entuzjazmu. Odsunąłem się, nabierając głęboki haust powietrza. Wygładziłem koszulkę, choć wcale nie była wygnieciona. Próbowałem zachowywać się naturalnie, ale w ogóle mi to nie wychodziło, co pewnie nie umknęło jego uwadze.

A diamond shaped heartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz