Rozdział 5

145 17 1
                                    

Wskazówki, które dał mi Mingyu, sprawiły, że nabrałem pewności siebie. Wystarczyło tylko kilka szczerych słów, bym zrozumiał, że nie osiągnę swojego celu, jeśli założę z góry, że już przegrałem. Byłem mu naprawdę wdzięczny. Przez tak krótką chwilę powiedział mi więcej rzeczy niż trener przez moje wszystkie lata liceum. Tym bardziej, że nie musiał tego w ogóle robić. Nie musiał dzielić się ze mną swoją techniką czy trikami. Miał wszystko podczas, gdy ja nie miałem niczego, a i tak po prostu postanowił wyciągnąć do mnie rękę. Nie mogłem jednak jej chwycić, nie dając niczego od siebie.

— Na co tak patrzycie? — wtrącił Seungcheol, podchodząc bliżej. To był najwyższy czas, by się otrząsnąć. Otarłem prędko policzek rękawem, jak gdybym chciał zetrzeć bród, mimo, że na twarzy miałem jedynie rumieńce.

— Jeon Wonwoo, masz ochotę wybić moją piłkę? — spytał nagle Mingyu, klepiąc mnie po ramieniu.

— Znowu chcesz popisywać się narzutami? — westchnął cicho Seungcheol. Ja jednak potaknąłem niepewnie. Nie byłem przekonany, czy w ogóle uda mi się złapać kontakt z piłką Mingyu, ale pomyślałem, że to może obudzić w nim uśpioną miłość do baseballu.

Poczułem, jak Mingyu zakłada mi kask, klepiąc go delikatnie. Wcisnął mi kij do ręki, na co zacisnąłem na nim mocno palce. Stanął za mną, chwytając moje ramiona i delikatnie się zamachując. Już dawno zapomniałem o tym uczuciu. Lekko się skuliłem w jego ciasnym objęciu. 

— Wiem, jak wybija się piłkę — mruknąłem cicho, choć miałem nadzieję, że tego nie usłyszał. Roześmiał się nad moim uchem, puszczając moje dłonie i się odsuwając.

— Przepraszam. Wiem, że potrafisz to zrobić.

Stanąłem przy Seungcheolu, robiąc kilka wymachów na próbę. Uniosłem wzrok, patrząc, jak Mingyu odchodzi kawałek i odwraca się leniwie, trzymając się za daszek czapki. Wyglądał niesamowicie, kiedy stał taki dumny i wyprostowany. Nie sądziłem, bym kiedykolwiek wyglądał choć w połowie tak pewnie jak on.

— Nie szpanuj, Mingyu. Narzuć coś spokojnego — polecił Seungcheol z głośnym westchnieniem.

— Jasne! — zawołał.

Zacisnąłem więc palce na kiju, czekając cierpliwie. Mingyu poruszał się z gracją. Uniósł leniwie nogę, a może to ja widziałem wszystko w zwolnionym tempie? To jednak przywołało wspomnienia z meczu, w którym tak jak teraz, staliśmy po przeciwnych stronach. To, jak po moich policzkach spływały łzy, a serce waliło boleśnie w piersi. To wtedy zostałem trafiony piłką. Po tym deadballu całkowicie zrezygnowałem. Bałem się, że teraz będzie dokładnie tak samo.

Mingyu wyglądał pięknie podczas narzutu. Patrzyłem na pracę jego silnego ramienia. Nasz wzrok spotkał się, a wtedy ujrzałem uśmiech rozciągający się na jego twarzy. Natomiast jedyną rzeczą, jaką mógł zobaczyć w moich oczach było przerażenie.

Piłka uderzyła w rękawicę Seungcheola, a ja odskoczyłem prędko do tyłu z cichym jękiem, czując, jak serce próbuje przebić się przez moją pierś. Piłka nawet mnie nie musnęła i wiedziałem, że nawet nie przeleciała blisko. Mimo wszystko wspomnienie deadballa było wciąż zbyt mocno wyryte w mojej głowie. Spanikowałem, nie potrafiąc zapanować nad własnym ciałem.

— W porządku? — spytał zaniepokojony Mingyu, podbiegając do mnie.

— Mówiłem ci, byś się nie popisywał! — zauważył Seungcheol z irytacją w głosie. Ja jednak pokręciłem przecząco głową, nie chcąc ich zamartwiać. Wymusiłem naprawdę słaby uśmiech.

— Przepraszam. Nie mam siły w nogach i się zachwiałem. Chyba jestem po prostu zmęczony — skłamałem. Rozpierała mnie energia i najchętniej zostałbym na boisku już do końca mojego życia, jednak to jedno wspomnienie z tego pechowego dnia, sprawiło, że wyleczone już serce znów zaczęło krwawić. Była to naprawdę słaba wymówka i podejrzewałam, że obydwoje zdawali sobie z tego sprawę, jednak żaden z nich nie naciskał, za co byłem wdzięczny.

A diamond shaped heartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz