to

184 14 19
                                    

W końcu się zebrała w sobie i wyszła ze swojego mieszkania. Tata ją namówił aby od razu sobie je kupiła. W sumie i tak nie miała co zrobić z tymi pieniędzmi, a i tak to była śmieszna kwota jeśli chodzi o mieszkanie kupione jeszcze przed oddaniem do użytku, a potem wykończone dokładnie tak jak chciała.
Samochód dostała w prezencie. W sumie się z nim polubiła.
W klinice wymieniła kilka wiadomości ze swoimi znajomymi z Europy i zaraz przebrała się w ubrania robocze.
Gdy szykowała gabinet Halstead już czekał bo przyszedł wyjątkowo wcześniej ale gadał przez telefon.
Zaraz mieli zaczynać, ale wpadł do niej do gabinetu drugi fizjoterapeuta.
- Nelly postanowiła przyjść na świat. Przejmiesz w tym tygodniu wszystkich moich pilnych. - wcisnął jej w ręce pudełko z kartami.
- No tak obiecałam przecież. - przewróciła oczami
- Tylko delikatnie i bez tych twoich monologów. To dzieci. Są dwie wizyty pierwszorazowe po zabiegach. Jedna nastolatka z przerwanym rdzeniem. - mówił
- Dam sobie radę. Idź już do żony! - popędziła go
- A i ciebie obiecał przyjąć John. - dodał
- Theodor! Leć już bo Olivia cię udusi jeśli znowu nie obetniesz pępowiny! - nawiązała do ich rozmów. Theodor i Olivia byli uroczym małżeństwem. Właśnie rodziło się ich trzecie dziecko.
Theodora poznała zanim jeszcze się wszystko zawaliło. To dzięki niemu wylądowała w Chicago.
Zaraz mężczyzna niemal wyfrunął z budynku.

*** retrospekcja ***
- Cześć. My się jeszcze nie znamy. Theodor Steeven. Tymczasowy fizjoterapeuta kadry USA.
- Niki Olsen. - podała mu rękę - To o panu dziewczyny mówiły z takim zachwytem! - skojarzyła
- Naprawdę? - zdziwił się, a na jego twarz wszedł jeszcze większy uśmiech. - A to co ty dzisiaj zrobiłaś to niesamowite. Gratulacje!
- Dziękuję.
- Nie powinnaś teraz świętować z resztą? - spytał
- Niestety nie. Praca magisterska sama się nie obroni. Uczę się nawet na siłowni. - śmiała się - Jak się uda będziemy kolegami po fachu.
- Trzymam kciuki! - pożegnał się, a ona za chwilę już leżała na łóżku w swoim hotelowym pokoju i czytała po raz kolejny swoje notatki.

***
Całe sesje fizjoterapii mijały Jayowi naprawdę szybko. Prowadzili z Niki dyskusje na wiele tematów. Mało jednak mówili o sobie. Szczególnie ona. Wiele razy próbował delikatnie wejść w temat Norwegii i dlaczego wyjechała do Stanów. Nie udało się.

Ona wiedziała za to o nim wiele interesujących rzeczy.
Nie lubiła o sobie mówić, a przede wszystkim nie chciała zdradzać niczego o swojej przeszłości.
Nawet nie chciała o tym myśleć.
Unikała również starych przyjaciół. Zazdrościła im cholernie mimo, że nawet przed sobą nie chciała się do tego przyznać.

- Masz plany na wieczór? - spytał już zbierając się Jay
- Jeżeli czytanie dobrego kryminału nazywa się planami to owszem mam. - wzruszyła ramionami - Ale aktualnie nie umawiam się. Szczególnie nie z pacjentami. - dodała, a Jay zaczął się śmiać.
- Chciałem cię tylko wyciągnąć do Molly's. Bar założony przez naszych strażaków. Aż roi się tam od lekarzy, policjantów i ratowników. Mówiłaś, że nie masz tutaj zbyt wielu znajomych. - wyjaśnił
- Nie jest to najlepszy pomysł. - zawahała się - Mam jeszcze do ułożenia grafik na jutro i muszę się przebrać...
- Dzisiaj będzie roiło się od naszych. Jak nie chcesz podwózki - dam ci adres, ale wpadnij. Jeszcze jest wcześnie, a mój partner z pracy stawia. - zapisał jej nazwę ulicy i numer na kartce i wcisnął do ręki
- Dzięki. - uśmiechnęła się

*

Otworzyła drzwi wskazanego przez Halsteada baru.
Panowała tu naprawdę przyjemna i czysto amerykańska atmosfera. Tysiące lampek podwieszonych do sufitu tworzyło nieziemski klimat, cicha klasyczna muzyka i rozmowy przeplatane ze śmiechem ją zdecydowanie uspokoiły i rozluźniły.
Wiedziała już dlaczego Jay tak mówił o tym miejscu.
Przyciągało już od progu.
W Europie takie miejsca wyglądały zupełnie inaczej.

Zobaczyła siedzącego w chyba najliczniejszej grupie ludzi przy środku baru Halsteada. On też zaraz ją zauważył i przywołał gestem.

- A to jest Niki. Fizjoterapeutka z naszego centrum. - przedstawił ją
- Hailey. - podała jej rękę blondynka - Jay mówił coś, że jesteś z Norwegii...?
- Tak, ale mam też obywatelstwo USA. Jednak nigdy tu nie mieszkałam.
- No to witamy w Ameryce! Chicago To takie miasto w którym zakochuje się każdego dnia co raz bardziej. - powiedział wesoły mężczyzna w średnim wieku zza baru. - Oslo czy inne takie nie dorastają mu do pięt.
- nie przepadam za Oslo. Moje rodzinne strony są na północy. A jak na razie masz racje... - kiwnęła głową
- Aj nie przedstawiłem się. Christopher Herrman, czyli właściciel tego baru i strażak w remizie 51.
-Stella Kidd. - powiedziała stojąca obok dziewczyna z burzą loków. - A to są Matt, Kelly, Gallo, Mouch. Wszyscy strażacy. - wskazywała kolejnych przyjaciół - Sylvie i Emily ratowniczki.
Za chwilę już znała wszystkich, a jak już kończyła pierwszą butelkę gadało jej się z nimi jakby znali się pół życia.

Jaya zaskoczyło, że jak się już rozluźniła to usta jej się nie zamykały.
Dowiedział się wielu ciekawych rzeczy o Norwegii i Europie bo otwarcie mówiła o swojej kulturze której wszyscy byli ciekawi.
Zdziwiło go, że policjanci prawie nigdy nie noszą tam ze sobą broni. Dla niego to było niewyobrażalne. Rzadko kiedy wychodził z domu bez pistoletu, a co dopiero służyć bez. Szaleństwo.
Chociaż Niki wyjaśniła, że na ulicach jest zakaz nawet noszenia ze sobą noża. Norwedzy bardzo dbają o bezpieczeństwo.
Zaskoczyło go też, że są dwa rodzaje języka pisanego i setki dialektów norweskiego. Norweg z każdej części kraju mówi inaczej.

Gdy już wszyscy zaczęli się rozchodzić I było spokojniej telefon dziewczyny co rusz wibrował od wiadomości pojawiających się na czacie. Odpisywała na nie, i jej mina wskazywała na lekki smutek i rozbawienie.
W końcu zbliżała się godzina zamknięcia baru i ona patrząc na zegar stwierdziła, że się zasiedziała.
Hailey zapronowała, że ją odwiezie bo jest trzeźwa, ale Niki już zamówiła Ubera i grzecznie odmówiła.

***

Mróz. Przeszywający ją od głowy przykrytej kaskiem po palce stóp.
Jej to nie przeszkadzało. W środku była rozgrzana.
Jej umysł był skupiony, a serce podekscytowane.
Słyszała tłumne nawoływanie jej imienia po słowach spikera.

Żółte światło.

Gdy usiadła na belce już nie słyszała nic. Była tylko ona i chorągiewka mająca jej dać sygnał, że już może.

Poprawiła gogle, sprawdziła zapięcie kasku. Trzy razy spojrzała i sprawdziła ręką zapięcie każdej narty.

W końcu skupiła wzrok przed sobą.

Padł sygnał...

Uwielbiała tą prędkość.

A zaraz już była w powietrzu...

Ta wolność. Stan nieważkości. Otaczające ją ze wszystkich stron powietrze. Miała nad nim kontrolę. Ujarzmiała żywioł.

I zetknięcie z ziemią, a raczej śniegiem. Ubitym śniegiem twardym jak beton.

I wróciła do świata. Znowu słyszała krzyk radosnego tłumu.

Sekundę później wszystko się rozpłynęło.

Znowu pędziła i znowu odbiła się do lotu. Teraz jednak odczuwała przeszywający niepokój.

„Niki, Niki!"

I wiatr który miała kontrolować nagle uderzył od boku. Walczyła z nim, ale mimo, że czas zwolnił jej ruchy były ślimacze.

Przeszywający ból.

Ta cisza tłumu...

Zerwała się ze snu.
Kołdra leżała na podłodze, a ona cała się trzęsła.
Była mokra od potu. Nie było jej zimno. To te emocje.

Zbliżała się siódma.

W takim stanie nie zaśnie nawet na tą godzinę co jej została.

 A Secrets Of The Air|| ski jumping  and One Chicago ff ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz