ti

131 10 15
                                    

Następnego dnia Voight wpadł do wydziału jak burza. Nie mieli nic. Trudy widziała jak bardzo wściekły jest, a w dodatku wieści ze szpitala też nie były zbyt pocieszające.

Nagle nie wiadomo skąd stanęło przed nią dwóch szczupłych chociaż w jej oczach wychudzonych mężczyzn.

- A panowie w jakiej sprawie? - zapytała mrużąc oczy prześwietlając ich nimi.

- Jesteśmy oficerami niemieckiego policji. Markus Eisenbishler i Richard Freitag - przedstawili się.

- Jezus Maria a co tu Niemieckie orły robią?  - zadrwiła.

- Szukamy sierżanta... - Jeden z nich zerknął do notesu starając się dobrze wypowiedzieć nazwisko policjanta. - Hanka Voighta.

- Voight? A co on ma z wami wspólnego....

- Prowadzimy sprawę i wydaje nam się...

- Czy wy mnie aby nie wkręcacie? - przerwała mu sierżant. - Dobra przyznać się kto tych krasnali nasłał na mnie! - powiedziała do ludzi wokoło, ale nikt nie rozumiał o co chodzi

- Pani sierżant - zwrocil jej uwagę na siebie jeden z oficerów. - To nasze dokumenty.

- A ja jestem Pamela Anderson - odparła biorąc od nich legitymacjie. - Z internetu można teraz wszystko ściągnąć. Poza tym nie znam niemieckiego.

- To proszę zerknąć na to - podali jej dokument potwierdzjacy ich wersje.

- Cholerka - zaklęła pod nosem. - Tam tędy... - wskazała na schody i zaraz sama się tam skierowała aby ich zaprowadzić.

Cały wywiad był w med u Jaya albo w terenie. Tylko Voight siedział w swoim biurze. Kazała im chwilę poczekać i weszła do królestwa swojego przyjaciela.

- Trudy! Stało się coś? - zdziwił się na jej widok. Sierżant naprawdę rzadko pojawiała się na górze.

- Masz dwóch gości. Oficerzy niemieckiej policji. Prowadzą śledztwo międzynarodowe związane z Niki. Przysłane przez konsulaty Niemieckie, Austryjackie i Norweskie. Skierowani do nas z samego ratusza. - wyjaśniła

- Okey. Dziękuje, że ich przyprowadziłaś. - kiwnął głową

- To o Niki takie zamieszanie? - zdziwiła się

- a o kogo? Mistrzyni igrzysk olimpijskich, rekordzistka świata i inne takie... Coś z narciarstwem. - wyjaśnił.

- Nasza Niki? - nie kryła zaskoczenia - Zawsze wiedziałam, że w niej jest coś wyjątkowego. Właśnie. Są jakieś aktualizacje ze szpitala?

- Hailey pisała, że Jaya znowu operują. - mruknął, a trudy chwilę pomilczała i wyszła do gości.

***

- Andreas! Potraktowałeś mnie jak gówno! Jakby nic nie miało znaczenia! Nie jak człowieka. Po tym wszystkim... Wiesz co o tak nie zrozumiesz! Ty niczego nie rozumiesz. Nie umiesz nawet umieć przegrywać! Jeśli nazywasz się sportowcem - przestań. Bo tutaj nie ma miejsca na arogancję i fochy. Nie pisz do mnie. Nie dzwoń. To nie była przyjaźń.

- Masz racje to nigdy nie była przyjaźń.

- Co?

- Zamknęłaś mnie w pierdolonym friendzonie. Odejdę. Tak będzie lepiej. - obrócił się na pięcie i ją zostawił.

Na wietrze powiewała flaga igrzysk olimpijskich. A ją przeszył przerażający chłód. Nie tylko dowód na koreańskie -20 stopni ale reakcja na to co ona właśnie zrobiła...

***

- Ciągle gadają po niemiecku. - Powiedział Adam patrząc na gości.
- Byli w szoku gdy dowiedzieli się co dokładnie się stało. Podobno w drodze do nas już jest pół Norwegii. - powiedziała Hailey
- Mają przynajmniej coś co pomoże?
- Na pewno. To nie będą łatwe dni. - westchnęła
- Jay się z tego wyliże wiesz? - ciemnoskóry spojrzał jej w oczy - To najsilniejszy glina jakiego spotkałem. Jak to on mówi: kolejna blizna do kolekcji. - uśmiechnęli się oboje na to wspomnienie
- Mówiłam mu żeby uważał z tymi kropkami bo zamieni się w biedronkę. - pokręciła głową Hailey - Dzięki, Kev. - przytuliła szybko przyjaciela
- Nie ma za co Hailey. -  odpowiedział, a ona poszła do ich gości którzy zaczęli jej wszystko tłumaczyć z tym swoim irytującym niemieckim akcentem.

***

Nie spodziewał się, że w ten weekend zamiast siedzieć w samolocie do Słowenii będzie leciał do Stanów. Nie pomyślałby, że znowu będzie się tak cholernie o nią bał.
Ten lot to koszmar.
Załatwianie lotu last minute równało się z cudem, a jednak się udało. Tylko, że teraz siedział w strefie ekonomicznej zaraz obok rozwydrzonego czterolatka, a jego towarzysze podróży byli porozrzucani po całym samolocie. W sumie nikogo nie sięgał wzrokiem. Liczył tylko na to, że malec zaraz uśnie i on także będzie mógł odlecieć w krainę Morfeusza. W sumie nie z własnej woli bo wziął mocne leki nasenne bo w tym stresie nawet oka by nie zmrużył, ale właśnie snu potrzebował. Wiedział, że jak wyląduje to będzie musiał być w formie.

Nawet nie zauważył kiedy zasnął. Obudziły go upominania stuardess o zapięcie pasów przed lądowaniem.
I zaraz byli w Chicago.

Taxi, hotel, taxi, szpital...

I to był jakiś cholerny bieg. Recepcja. Błądzenie w poszukiwaniu OIOMu. Jego ciotka na widok częściowo zasłoniętej Niki niemal wpadła w szał.
Musieli ją przytrzymywać aby tam nie wbiegła.

- Hej. Ty jesteś bratem Niki? - zaczepił  go ciemnowłosy lekarz z zarostem
- Kuzynem. - powiedział
- OK. Ja jestem Dr Connor Rhodes. Lekarz prowadzący Niki.
- Johann Andre Forfang - przedstawił się skoczek
- Przekażę tobie informacje. Bo jej rodzice... - spojrzał znacząco na przyklejoną do szyby panikującą panią Olsen i jej załamanego męża
- Tak będzie najlepiej. Oni... To znaczy mam Niki jest lekarzem, ale drugi raz w ciągu roku to widzi. - wyjaśnił szybko skoczek
- Rozumiem. Stan Niki jest krytyczny jednakże się stabilizuje. Krwotoki wewnętrzne zostały zaopatrzone, a pociski usunięte. Nie wiemy czy zatrzymania krążenie nie uszkodziły mózgu i jak bardzo. Nie wiemy też czy nie ma uszkodzeń spowodowanych hipowolemią czyli brakiem krwi. Na razie musimy czekać. - wyjaśnił
- Okey... Dziękuję. - powiedział z zawachamiem Johann
- W razie pytań mnie wołajcie. Macie do dyspozycji też pielęgniarki. - zapewnił

***

- Jak się czujesz? - spytał Johann jak tylko mogła już mówić
- Gorzej niż 18 maja po Russetid. - wychrypiała
- Kurczę to musiało być grubo. - śmiał się
- Tylko brakowało tej waszej obleśnej piosenki o przelatywaniu skoczni. Zdecydowanie. Pamiętasz jak Tande na refrenie dobierał się do tej wielkiej maskotki pandy?
- Niki, ja wezwę lekarza bu dał ci wypis czy coś bo widzę, że już się dobrze czujesz albo by ci rezonans zrobili bo chyba ten kask to jednak słabo chroni.
- Lekarza to potrzeba tobie. A nie przecież na to nie ma lekarstwa. - wybuchła śmiechem tak, że zaraz maszyny ją monitorujące zaczęły wydawać alarmy.

🌼🌼🌼

Pisane z Nes_a94

 A Secrets Of The Air|| ski jumping  and One Chicago ff ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz