3

339 23 0
                                    

Poczułam mocny uścisk dłoni. Uniosłam szybko głowę i przez ścianę z mych rozrzuconych włosów ujrzałam łunę wschodzącego słońca padającą na czerwoną i spoconą twarz Kaśki.

- Cześć - wyszeptała słabym głosem. Zakaszlała. - To był cholernie ciekawy dzień, co?

Spojrzałam na nią zdumiona. Jej głos przepełniony był jadem. Wzdrygnęłam się, przyszpilona jej diabelskim wzrokiem. Ścisnęła mocniej moją rękę, po czym puściła i przetarła ręcznikiem spocone czoło.

- Jesteś na mnie zła? - spytałam drżącym głosem. Kiedy Kaśka jest wkurzona, najlepiej uciekać od niej tak daleko, gdzie pieprz rośnie. Pamiętam, jak w piątej klasie podstawówki zbiła gliniany wazon na głowie chłopaka, który nazwał ją prostownicą, ponieważ jej kręcone włosy sterczały na wszystkie strony i nie dało rady nad nimi zapanować. Chłopak trafił do szpitala i do dzisiaj ma zdeformowaną czaszkę.

- Oczywiście, że nie. Szkoda mi tylko dzieciaka. Może to i lepiej? - Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

- Ale... Przecież ty od zawsze chciałaś mieć dziecko. - Nie mogłam uwierzyć własnym uszom.

- Może kiedyś - rzekła z przekąsem. - Patrz, idzie ten twój Legolas - prychnęła i skrzyżowała ręce na piersiach. Do pokoju wszedł Piotr, niosąc ze sobą bukiet żółtych tulipanów. Miał skruszoną minę i wydawał się być zawstydzony.

- Cześć, dziewczyny. Chciałem was przeprosić za wszystko, szczególnie ciebie, Katarzyno. - Mówiąc to, podał jej kwiaty, lecz ona spojrzała na nie z pogardą i odwróciła głowę w bok. Mężczyzna westchnął i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Wzruszyłam ramionami. Położył bukiet na szafce obok łóżka i miał już wychodzić, kiedy Kaśka odezwała się.

- No dobra, wybaczam ci. Ale pod jednym warunkiem: nie masz prawa zranić mojej przyjaciółki. Jeśli to zrobisz, zabiję cię. - Spojrzeliśmy na nią z wytrzeszczonymi oczami.

- Och... dziękuję. - Piotr był jeszcze bardziej zakłopotany. Przeczesał palcami swoje włosy. - Więc... czy mogę...?

- Tak, możesz zabrać Ankę. - Uśmiechnęła się słabo. Odwzajemniłam uśmiech, pocałowałam ją w czoło na pożegnanie i Piotrek wyprowadził mnie ze szpitala.

Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, odetchnęłam świeżym powietrzem.

- Dzięki, że mnie stamtąd zabrałeś. - Przytuliłam się do niego i zaczęłam łkać.

- Ciii... - szepnął i przyciągnął mnie bliżej, głaszcząc po włosach. Czułam, jak jego kurtka robi się mokra od moich łez. - Już po wszystkim. Chodź tu, pokaż się. - Puścił mnie i widząc moje mokre policzki, wyjął chusteczkę i wytarł moją twarz jak małemu dziecku. - Pewnie jesteś głodna, co? - Uśmiechnął się. Na potwierdzenie tego usłyszeliśmy, jak burczy mi w brzuchu. Zaśmialiśmy się. - Chodź, musimy cię porządnie nakarmić. - Ujął moją rękę i poprowadził do samochodu.

—-

- Może jeszcze? - Piotrek puścił mi oko, stojąc przy kuchence. Byliśmy w kuchni w jego domu. Spojrzałam na dojedzone muesli, jajecznicę i przeróżnej maści dań i pokręciłam głową. Czułam się pełna do granic możliwości.

- Ale dlaczego tak dużo tego wszystkiego przygotowałeś? W zupełności wystarczyłyby kanapki.

Uśmiechnął się, zebrał brudne naczynia do zmywarki i włączył ją.

- Ponieważ, kochanie, chcę dla ciebie jak najlepiej. - Wytarł palcem moje usta i złożył na nich pocałunek. Zarumieniłam się. - Najedzona?

- Oczywiście. - Uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu, wyszliśmy na zewnątrz i skierowaliśmy się w stronę lasu, kiedy nagle coś sobie przypomniałam. - Piotrek, dzisiaj jest wtorek! Muszę iść do szkoły!

- Spokojnie. Jesteś zwolniona z dzisiejszych lekcji. Poza tym zobacz, zostały ci tylko dwa tygodnie szkoły, a w maju masz maturę. Nawet się nie obejrzysz, jak wyjdziesz ze szkoły po ostatnim egzaminie.

I rzeczywiście, Piotr miał rację. Uświadomiłam to sobie, kiedy ostatniego dnia oddawałam mój arkusz maturalny z historii sztuki. Wyszłam z budynku, zostawiając za sobą przeszłość i pobiegłam z uśmiechem do mojej przyszłości palącej papierosa przy samochodzie. Przytuliłam się do Piotrka i pocałowałam go mocno w usta, a ten wdmuchnął mi do buzi dym. Zgniótł niedopałek czubkiem buta, otworzył mi drzwi do samochodu i pojechaliśmy na zasłużone wakacje.

- Kierunek góry! - krzyknęłam uradowana i włączyłam muzykę w odtwarzaczu.

- Wszystko spakowałaś? - zapytał ze śmiechem Piotr. Odwróciłam się w stronę tylnych siedzeń, na których leżały nasze torby.

- Hm... chyba tak. W razie czego pożyczę od ciebie majtki. - Roześmialiśmy się i w przez drogę śpiewaliśmy wszystkie przeboje Wilków. - Czy wszystko jest załatwione? Pamiętasz trasę do tego domku?

- No jasne. Mamy dla siebie trzy tygodnie w górach na odludziu. Mam nadzieję, że wytrzymasz tylko z moim towarzystwem?

- Wytrzymam. - Posłałam Piotrkowi całusa, rozparłam się w fotelu i zasnęłam.

ObrazOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz