ROZDZIAŁ 4

42 5 0
                                    

POV LILY

Dzień pogrzebu był ciężki. Wielu ludzi przyszło aby pożegnać mojego ojca. Większość tych osób to wspólnicy , bądź znajomi jeszcze z czasów szkolnych.  Nie pamiętam dokładnie przebiegu ceremonii pogrzebowej, ani tych nikogo kto składał mi kondolencje. Widziałam jedynie obraz jego krwawiącego ciała. Płacz matki, jej krzyk obwiniający mnie. Nadal sądzi, że gdybym wybrała Hyunjina do odstrzału dali by nam spokój. Na początku sama tak uważałam, ale teraz na to patrząc wiedziałam, że to kłamstwo. Takiego typu ludzie nie odpuszczają. Niezależnie kogo bym wybrała oni i tak nadal będą nas nękać. W wieczór pochowania taty usłyszałam od matki:

- Nie mam zamiaru więcej cię utrzymywać. Jesteś dorosła. Znajdź sobie pracę, zarabiaj i zacznij się czuć jak dorosła. Zrzuciłaś na nas tę tragedię, więc teraz sama noś jej brzemię. Nie przyłożę już ręki do twojego wychowania. Jedyne co to możesz tutaj mieszkać, ale żywność , ciuchy, leki czy prąd opłacasz sama. - po czym po prostu wyszła z kuchni zostawiając mnie samą przy stole. 

Krzyknęłam w złości zrzucając kubek stojący na blacie. Bezradnie opadłam na podłogę. Ledwo parę dni temu prowadziłam zwykłe życie, a teraz zostałam całkiem sama. Matka poświęciła się swojemu lekarskiemu powołaniu, jak to później uzasadniła, a ja byłam o włos od załamania nerwowego. Chciałam w tamtym momencie zadzwonić do przyjaciela i wypłakać mu się do słuchawki, ale od pory całej tej sytuacji straciłam z nim kontakt. Wiedziałam, że obwinia się za śmierć taty i chociaż tłumaczyła bym mu to setkę razy on i tak jest ogarnięty poczuciem winy. 

- Co ja mam teraz zrobić? - pytałam samą siebie opadając na łóżku i spoglądając w sufit. 

Właśnie wtedy przyrzekłam sobie, że nikt więcej nie doprowadzi mnie do płaczu. Nie pozwolę sobie na pomiatanie mną i dowiem się kto zabił ojca. Usiadłam na łóżku zdeterminowana. 

- Nie mogę pozwolić by te gnidy chodziły po tym świecie, ale najpierw muszę się stąd wynieść. By to osiągnąć muszę znaleźć pracę. Od jutra zacznę czegoś szukać. 

I szukałam. Całymi tygodniami. Aż w końcu znalazł się znajomy, który zaproponował mi dość nietypową formę zarobku. Pewnego wieczoru umówił się ze mną w parku żeby pokazać mi co musiałabym robić. Tłumaczył, że jest to dosyć odważna decyzja z mojej strony jeśli się podejmę. 

- Tak jak mówiłem... Kasa jest dobra, ale trzeba być sprawnym fizycznie. Chodziłaś do szkoły wojskowej, więc masz duże szansę na wygraną. 

- Wygraną w czym? - spytałam nadal nic nie rozumiejąc. 

- Chodź. Zawiozę cię w miejsce, które jest kopalnią złota. O ile jest się tobą. Takie kmiotki jak ja nawet nie powinny się tam pojawiać - mówił poważnie spoglądając w moją stronę. 

- Uznajmy, że wcale mnie to nie przeraziło. - stwierdziłam zajmując miejsce pasażera. 

Po godzinne trasie trafiłam do jakiejś ogromnej hali. Wysiadając rozejrzałam się wkoło. Yeosang wywiózł mnie na jakieś totalne odludzie. Na około jak nie dziwne hangary to szczere pola. 

- Wyjaśnisz mi co tutaj robimy? Bo chyba czegoś nie łapię. 

- W tym budynku odbywają się walki w klatkach. Wiesz na czym to polega? - spytał niepewnie. 

- Cóż najprościej mówiąc na obiciu ryja? Tak prosto z mostu. - stwierdziłam. 

- No coś z grubsza. Pokażę ci jak to wygląda tylko jest problem. 

- Jaki znowu?

- Żeby się tam dostać musimy przejść przez strażników.  A to nie jest takie proste. - rzekł lekko zakłopotany. 

- Już nie bądź baba i chodź. Co oni mogą nam zrobić? - spytałam kierując się w ich stronę. 

Tuż przed wejściem dostrzegłam dwóch napakowanych goryli, którzy nie wyglądali na jakoś mega sympatycznych, ale nie bałam się. Przysięgłam, że nie będę okazywać strachu i miałam zamiar się tego trzymać. Moja pewność siebie chyba bardzo zdziwiła Yeosanga, bo złapał mnie za rękę starając się zatrzymać. 

- Czekaj! Chcesz tam po prostu wejść?

- A co mam zrobić? Wlecieć? 

Szybko przeszłam dzielący nas dystans i jak się spodziewałam już na starcie zostaliśmy zatrzymani przez tych typów. 

- Dzieciom wstęp wzbroniony. - usłyszeliśmy niski głos. 

Rozejrzałam się po sobie, a potem za siebie. 

- Ja tam nie widzę żadnych dzieci. Zainwestuj w okulary. - mówiłam pewnie. 

- Pokazuj dokument uprawniający do przebywania na tym terenie, albo wynocha! - włączył się drugi. 

- Chciałam to zrobić jak na kulturalnego obywatela przystało, ale nie dajecie mi wyboru.  - po czym doskoczyłam do nich porażając ich paralizatorem w mojej bransoletce. Już wcześniej widząc ich ustawiłam moc na full, bo nie ma co się oszukiwać kawał z nich mięcha. 

Poprawiłam włosy spięte w kucyka i jakby nigdy nic weszłam do środka. Wszędzie dało się słyszeć krzyki, smród piwa, potu i krwi mieszał się ze sobą tworząc woń przyprawiającą o mdłości. Nie miałam pojęcia gdzie się udać, więc zaczęłam przepychać się przez tłum jakiś grubasów. Widać było, że mają kasy jak lodu. Pewnie oglądali swoich zawodników. Podeszłam do barierki w momencie jak padł ostateczny cios, a krew trysnęła ze złamanego nosa jakiegoś mężczyzny. 

- Teraz rozumiesz? Tutaj zarabiają ludzie, którzy są pod kreską, ale potrafią się bić.  - wyjaśnił cicho. 

- Czyli tacy jak ja. Trafiłam w odpowiednie miejsce. Jak mam wpisać się do uczestników? - spytałam. 

- Ty tak na serio? Laska to nie przelewki. Nie chcę patrzeć jak twój mózg ląduje rozgnieciony na tym podłożu przykrytym kurzem. - mówił spanikowany. 

- Yeosang. Przestań. Nie musisz się o mnie martwić, a cokolwiek mi się stanie będzie moją winą. W końcu sama podjęłam ta decyzję. Nie mam hajsu. To jedyne wyjście. 

Ten jeszcze starał się mnie przekonać, ale w końcu odpuścił. Wiedział, że potrafię być uparta jak osioł. Więc z westchnieniem zaprowadził mnie do mężczyzny, który siedział z boku otoczony całą bandą jakiś beznadziejnych ochroniarzy. Kiedy nas dostrzegł mogłam zauważyć jak wiele podobieństw łączyło go z resztą te hołoty. W dłoni trzymał cygaro, na nadgarstku błyszczał drogi zegarek i oczywiście garniturek. Na kolanach siedziała mu młoda dziewczyna niewiele starsza ode mnie. 

- Kto wpuścił tutaj te dzieci? - spytał z sarkastycznym uśmieszkiem. 

Nie kontrolując swojego wyrazu twarzy odpowiedziałam mu tym samym. Przepchnęłam się między jego ludźmi by stanąć tuż przed nim. Dzieliły nas może trzy kroki. 

- Kolejny, który uważa mnie za dziecko. Skoro tak to ty jesteś pedofilem. Ta lala nie jest dużo starsza ode mnie. 

Chciałam wymusić na nim jakąkolwiek reakcję, ale skubany był bardzo opanowany. 

- Widzę, że masz cięty język młoda damo. Zaimponowałaś mi. - po czym pokazał tej dziewczynie by się wynosiła, co też uczyniła. 

- Może mam może nie. Ty tutaj rządzisz?

- Widzę, że nie owijasz w bawełnę. 

- Szkoda mi czasu na takie pierdolenie. Pieniądze same się nie zarobią. - na te słowa zobaczyłam w jego oczach dziwny błysk. 

- Chcesz brać udział w walkach... Interesujące... Jeszcze nie mieliśmy tutaj kobiet. 

Nastała dłuższa chwila, w której zaczął mi się przyglądać. Lustrował mnie wzrokiem od góry do dołu. Nie podobało mi się to. 

- Jesteśmy w przedszkolu czy na arenie? Chcę wiedzieć jak się tutaj dostać jasne!

DZIECI MAFIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz