ROZDZIAŁ 1

77 5 0
                                        

- Witam. To ty jesteś Lily, prawda? - spytał starszy mężczyzna podając mi dłoń.

Wydawał się być człowiekiem sukcesu. Ubrany w drogi garnitur, na ręku wysokiej klasy zegarek. Często rozmawiałam z takimi ludźmi. Większość z nich chciała już za czasów szkolnych zaproponować mi posadę w swojej firmie. Jak do tej pory jeszcze żaden mnie nie przekonał. Jednak widząc list od tego mężczyzny uznałam, że przyjdę na rozmowę .

- Owszem. - odwzajemniłam gest. Może i jestem wobec niego podejrzliwa, ale nie chcę wyjść na nieuprzejmą.

- Wydaje mi się, że doskonale wiemy czemu służy ta rozmowa. Rozważyła Pani naszą propozycję? - spytał z wymuszonym uśmiechem.

- Tak. Zapoznałam się z nią bliżej. - tłumaczyłam wyjmując teczkę i kładąc ją na blacie biurka.

- I jaka ocena? Przypadła do gustu?

- Szczerze mówiąc trochę mnie dziwi, że takie warunki są aż tak dobrze opłacane. Może inaczej... Gdzie jest haczyk? - spytałam nadal z uśmiechem na twarzy. Chciałam sprawdzić czy będę w stanie wyprowadzić go z równowagi. Mężczyzna jednak uśmiechnął się krzywo i westchnął.

- Widzę, że ktoś jest tutaj podejrzliwy. - zaczął wystukiwać palcami rytm.

- Taka moja natura. Po prostu porównując Pana i resztę ofert, które otrzymałam w przeciągu ostatniego czasu wydaje mi się najbardziej korzystna dla mnie i dlatego oceniam ją jako podejrzaną. Jak możemy się tutaj doczytać... - zaczęłam szukać konkretnego punktu. - Moją pracą miałoby być ochranianie jakiegoś młodego chłopaka. - spojrzałam na mężczyznę.

- Owszem. Jest w Pani wieku i ma przejąć dość sporą firmę po swoim ojcu. Jako spadkobierca jest narażony na wiele niebezpieczeństw.

- Martwi się Pan o niego. To ktoś z rodziny?- spytałam.

- Tak, ale nie o tym teraz nam dyskutować. Podejmujesz się?

- Nie tak prędko. Co dokładnie będzie mnie obowiązywać?

- To co zwykle robią ochroniarze. Towarzyszysz mu na różnych przyjęciach, dbasz o niego w czasie pobytu poza domem. O wszelkich dziwnych podejrzeniach będziesz musiała informować mnie. Ogółem zajmujesz się nim cały czas.

- Chyba mnie źle zrozumiano. Nie przyszłam tutaj, by robić za niańkę. Jeśli poszukujecie jakiejś idiotki, która będzie przewijać jakiegoś rozpieszczonego gnojka to nie do mnie. Szukam poważnej oferty, a nie jakiś duperele. Także odmawiam. - zaczęłam wstawać od stołu. Nagle poczułam przykładany do mej szyi nóż.

- To chyba ty nie zrozumiałaś kochana. Ja nie rozważam twojego zatrudnienia tylko go żądam. A teraz bądź tak miła i podpisz się tutaj. - wskazał ostrzem na odpowiednie miejsce.

- Nie boję się tych nędznych gróźb. Następnym razem radzę się bardziej postarać. - po czym opuściłam pomieszczenie.

Czułam na sobie czujne spojrzenia mijanych osób. Zdałam sobie sprawę, że na tym totalnym zadupiu w środku szczerego pola pracują jedynie mężczyźni. Wszyscy ubrani w jednakowe, czarne garniaki, chociaż nie tak dobrej jakości jak ten, który nosił ich rąbnięty Szef. Kiedy znalazłam się na zewnątrz zaczerpnęłam świeżego powietrza i udałam się w kierunku czekającego na mnie samochodu. Poprosiłam znajomego by mnie tutaj podrzucił. Zaraz po zajęciu miejsca pasażera ruszyliśmy z piskiem opon po żwirowej ścieżce.

- Powiem ci, że coś mi tam nie grało. Wszyscy mnie lustrowali wzrokiem jakbym był jakimś bandytą czy coś. - mówił wyjeżdżając na główną drogę prowadzącą do miasta.

- Ewidentnie to miejsce zasługuje na miano dziwnego. Stado wariatów. - stwierdziłam spoglądając na wyświetlacz telefonu. Miałam nieodebrane połączenie od taty i wiadomość od mamy, która pisała , że dzisiaj idzie na nocną zmianę i mam na nią nie czekać.

Od kiedy została ordynatorem neurochirurgi na szpitalu zdecydowanie mniej czasu spędzała w domu. Nie żeby wcześniej tam przesiadywała, ale teraz każdą wolną chwilę spędza albo na kłótniach z ojcem, albo na doszkalaniu się w zawodzie. Od kiedy rozpoczęłam naukę na kierunku bodyguarda zaczęła odnosić się do mnie z jeszcze większą niechęcią. Wiem, że chciała usilnie zrobić ze mnie idolkę, ale nie dla mnie śpiew, taniec i występy przed publicznością. Może i posiadałam odpowiednie umiejętności, ale nie chciałam dać jej satysfakcji i kierować się w moim życiu jej radami i rozkazami. Sama decyduję kim będę.

- Lily? Wszystko ok? Dziwnie zamilkłaś. - wyrwał mnie z zamyślenia głos z siedzenia obok.

- Wszystko w porządku. Po prostu jestem zmęczona tymi ciągłymi spotkaniami, które później i tak nie dają żadnych korzyści.

- Czyli ich oferta ci nie odpowiadała? - spytał spoglądając w moją stronę.

- Odpowiadała i to bardzo. Z tej pensji mogłabym kupić lekarstwa, opłacić własne mieszkanie i spokojnie żyć.

- Więc w czym problem?

- Ta oferta wydawała mi się pułapkom. Musiał tam tkwić jakiś haczyk. Poza tym źle patrzę z oczu temu typowi. Ewidentnie miał jakieś dziwne plany wobec mnie. Nie chcę uczestniczyć w jakimś durnym planie tego frajera. Ale koniec gadania u mnie. Co u ciebie? Jak ci idzie w wytwórni?

On słysząc to lekko się uśmiechnął. Nie lubiłam kiedy był smutny. Poznaliśmy się przypadkiem na jednym z koncertów. Okazało się, że oboje kochamy muzykę rockową. Od tamtego dnia zaczęliśmy spędzać ze sobą czas i skończyło się na tym, że nie odstępujemy się na krok. Nie chciałam mu jednak mówić o dzisiejszej rozmowie. Ma wystarczająco dużo spraw na głowie jako trainee.

- Dużo ćwiczeń, ale razem z chłopakami dajemy radę. Powinnaś kiedyś przyjść na trening i z nami potańczyć.

- Jasne, jasne. Żebyście znowu mnie namawiali do dołączenia do wytwórni? Po moim trupie - mówiłam ze śmiechem.

- To źle, że chcę mieć cię przy sobie. Była byś idealnym dodatkowym ogniwem w moim zespole.

- Zapomniałeś dodać, że wtedy byłabym tam jedyną dziewczyną. Podziękuję. Nie mam zamiaru bawić się w mamę i młodszą siostrę, ale pozdrów resztę ode mnie. Nie mieliśmy ostatnio możliwości się zobaczyć.

- Będę o tym pamiętał. Proszę. Pod samiuteńkie drzwi. - rzekł parkując przy chodniku.

Pocałowałam chłopaka w policzek i zaczęłam wysiadać z auta.

- Lily? Pomyśl jeszcze o tym treningu.- powiedział zanim zamknęłam drzwi.

Uśmiechnęłam się ciepło nachylając do środka samochodu.

- Zobaczę. Do zobaczenia Hyunjin.

Na pożegnanie pomachałam mu dłonią i udałam się w kierunku drzwi. Wyjęłam kluczyk z torebki i po chwili znajdowałam się w korytarzu. Wszędzie było ciemno, bo oczywiście jak zwykle nikogo nie było. Zdjęłam buty, powiesiłam klucze i zobaczyłam leżącą na ziemi kopertę. Zaadresowana była do taty, więc odłożyłam ją na biurko w jego gabinecie. Nim zdążyłam wrócić do kuchni usłyszałam dzwonek do drzwi...











DZIECI MAFIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz