ROZDZIAŁ 8

30 3 0
                                        

Jak tylko usłyszałem zwrot "panicz" wiedziałem, że za mną pojawił się nie kto inny jak mój przyjaciel Taeyong. Odwróciłem się w jego kierunku nie kryjąc uśmiechu. 

-I co się tak szczerzysz? Wsiadaj! - mówił szczęśliwy pokazując bym wpakował mu się do auta co też zrobiłem. 

- Nie spodziewałem się ciebie tutaj - stwierdziłem. 

- A ja ciebie. Raczej nie jesteś tutaj częstym gościem.  Dzieje się coś poważnego, że musiałeś przyjeżdżać do Felixa? - spytał zaciekawiony. 

- Jak zwykle sprawy mafii. Ojciec mnie tutaj wysłał. Przywiózł mnie prosto z lotniska. Chciałem to mieć już z głowy. - tłumaczyłem odwracając teczkę przodem do dołu. Może i był moim kumplem, ale dla jego dobra nie wplątywałem go we wszystkie moje plany. 

- Łapie. Coś co ma pozostać między wami. - mówił spoglądając wprost na drogę. 

- Z czasem wyjaśnię ci o co chodzi. Na razie mamy za mało informacji. Poza tym... Jesteś naszym sprzymierzeńcem, ale jednak kierujesz inną mafią, więc wiesz... - mówiłem z uśmiechem. 

Już dawno temu przestaliśmy czuć rywalizację między nami. Na początku naszej znajomości zależało nam by być krok przed tym drugim. W końcu oboje jesteśmy młodszym pokoleniem przedstawicieli jednych z większych gangów w kraju. Od kiedy nasi ojcowie podpisali porozumienie zaczęliśmy spędzać ze sobą więcej czasu, co za tym idzie po jakimś czasie połączyła nas przyjaźń. Raz jeden potrzebował pomocnej dłoni, a raz drugi. Zwłaszcza w ostatnim czasie kiedy mój kumpel stał się głową swojej organizacji. Miał teraz  wiele różnych spraw do ogarnięcia przez co nie mamy za wiele czasu by się spotykać. 

- Taak... Też jest parę rzeczy, o których nigdy się nie dowiesz, bo jesteś po przeciwnej stronie płotu - tłumaczył odwzajemniając uśmiech. 

- Jak ci idzie dyrygowanie swoimi ludźmi? - spytałem spoglądając na miasto za oknem. 

Było już późno w nocy, więc wszędzie panowała cisza i spokój. Jedynie rozświetlone witryny kasyn i barów dawały poczucie, że gdzieś tam jest zalążek życia. Poruszając obecną posadę Taeyonga zacząłem się zastanawiać nad sobą samym. Mój przyjaciel od zawsze był przygotowany do przejęcia obowiązków głowy klanu. W przeciwieństwie do mnie był obryty w przemycie, sojuszach i wielu innych sprawach o jakich ja nie miałem bladego pojęcia. Znał wszystkich kupców naszych prochów, a wszyscy rozwożący towar darzyli go szacunkiem. Cholernie mu tego zazdrościłem. Może i miałem kiedyś w przyszłości przejąć nasz rodzinny  interes, ale mój ojciec zachowuje się jakby miał mnie przeżyć i nie wdrąża mnie w pracę mafii. Sądzi, że na wszytko przyjdzie czas, a dopóki nie wykonam swojej części planu nie mam nawet co śnić o jakichkolwiek naukach z jego strony. 

- Znowu o tym myślisz? Wyluzuj. Twój ojciec kiedyś zrozumie, że twoja niewiedza nie jest niczym dobrym. Poza tym i tak wiesz sporo więcej niż powinieneś i to wcale nie tak, że grzebałeś w moich papierach, które są ściśle związane z waszą mafią. 

- Masz rację. Ogromnie mi pomogłeś. I to wcale nie tak, że jestem ci wdzięczny. 

- Nie ma sprawy. W końcu jesteśmy kumplami. 

Dalszą droge przejechaliśmy w ciszy. Kiedy zjechaliśmy z głównej drogi Taeyong zaczął całkowicie inny temat. 

- Wybierasz się na sobotnią bitwę?  Są finały nowicjuszy. Podobno mają zajebistą zawodniczkę. - mówił zafascynowany. 

Spojrzałem na niego trochę zdziwiony. Przeważnie nie okazywał tego co czuję, a teraz widać wyraźnie jego podekscytowanie. 

- Kim ona jest, że aż tak jesteś podjarany? Zaraz wyskoczysz przez okno z tej ekscytacji. 

- Stary jak ją zobaczysz to zrozumiesz. Mój wuj ma ją w swojej grupie. Niezła z niej dupa jak to on powiedział. 

- Bez obrazy, ale twój stary wujek zdecydowanie woli dużo młodsze od siebie i przeważnie nie są w naszych gustach. - mówiłem ze śmiechem. - Poza tym mój ojciec raczej na to nie pójdzie.

- No weź! Nie możesz tego przegapić! Poza tym nie masz tej.?.. Jak jej tam było?... 

- Yuri? Chyba cię powaliło. Nigdzie z nią nie idę. Działa mi na nerwy. 

- Nie zachowuj się jak panienka. W sobotę masz tutaj stać gotowy do drogi. Z tą ochroniarką czy bez niej. Pogadam z twoim ojcem jeśli będzie trzeba. Na bank spodoba ci się ta nowa. Kto wie? Może akurat weźmiesz ją sobie w swoje szeregi? 

- Szczerze w to wątpię. - oznajmiłem wysiadając. - Zdzwonimy się o ten wypad - po czym zamknąłem drzwi. 

Stałem i patrzyłem jak auto Taeyonga znika w oparach kurzu z drogi. Wiedziałem, ze chce mnie podnieść na duchu i wyciągnąć z tej dziury, ale nie rozumiał, że jego plany krzyżują ustalenia mnie i mojego ojca. Miałem już upatrzoną dziewczynę, którą chciałem zatrudnić. W dodatku tata też miał wobec niej jakieś większe plany. Nie mogłem od tak podejmować decyzji na własną rękę. Kiedy zjawiłem się w korytarzu zobaczyłem postać na schodach. To był jeden z naszych ludzi. 

- Twój ojciec na ciebie czeka. Liczy, że przywiozłeś jakieś informacje. 

I takim sposobem zamiast iść spać siedzę w gabinecie i patrzę jak szef naszej grupy wertuję przyniesioną przez mnie teczkę. Czasami zatrzymywał się dłużej przy ważniejszych dla niego informacjach. Nie rozumiałem czemu miałem tutaj siedzieć skoro nie zamienił ze mną nawet jednego słowa. 

- Mogę już iść, czy nadal mam siedzieć jak idiota czekając łaskawie, aż raczysz wydobyć z siebie chociaż jedno rąbane słowo - mówiłem zły. 

- Dzięki tym informacjom jestem pewny, że Lily musi trafić do nas. Jest spadkobierczynią pierwszego stopnia. Jeśli wie coś o pracy tatuśka będziemy musieli przejąć władze w inny sposób niż zamierzałem. 

- Nie martwi cię ten dzieciak ze skoku w bok? Nie wiemy kim jest. A jeśli jakimś cudem dowie się o wszystkim i wpadnie do nas żądając oddania majątku? 

- Wątpię. Poza tym, nawet jeśli,  to nikt mu w to nie uwierzy. Nie ma przecież żadnych dowodów.

"I tak mam zamiar dowiedzieć się kim ta osoba jest" 

- Jeszcze jedno - powiedział widząc, że mam zamiar odejść. - W sobotę musisz jechać na finały walk. Podpiszesz dokumenty przejęcia. 

- Jakiego przejęcia?

- Zakupiłem nam osobę do ochrony. Ma bardzo wysoki poziom umiejętności, co walkę pokazuję wyższy poziom. Uznałem, że nie ma co czekać. 

Nadal nie docierały do mnie jego słowa. Przecież mieliśmy znaleźć Lily i na nią przekazać nasze fundusze! 

- Co się tak patrzysz? Przecież sam chciałeś zdobyć Lily. A więc proszę. Sam sobie po nią pojedziesz. W końcu to ma być twoja bodyguardka, prawda?

DZIECI MAFIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz