ROZDZIAŁ 5

36 5 0
                                    

O dziwo dostanie się tam nie było niczym, aż tak trudnym. Jedyne co musiałam zrobić to przejść walkę wstępną. Przystałam na to, w końcu nikt nie chce inwestować w czegoś czego nie zna. Dlatego obecnie przygotowywałam się do walki pokazowej jak nazwał to mój kompan. 

- Nadal uważam, że to zły pomysł. 

- Sam mnie tutaj przyprowadziłeś, więc teraz nie marudź. Poza tym... Nie wierzysz, że wygram?

- Nie pogrywaj tak. Wiesz, że jestem przekonany o twoim zwycięstwie, ale nie wiadomo jak ucierpisz zanim go doświadczysz.

- Masz rację. Nie wiem, ale bez ryzyka nie ma zabawy. Trzymaj kciuki. - po czym wyszłam na arenę. 

Nad moją głową znajdowała się metalowa konstrukcja. Nie zdawałam sobie sprawy, że świadomość zamknięcia przyprawi mnie o lekki stres. Wtedy po drugiej stronie ukazał się mój przeciwnik. Nie powalił mnie na kolana swoją budową. Walczyłam z silniejszymi niż on, ale pierwsza zasada mówi, żeby nie oceniać przeciwnika po wyglądzie. Znalazłam w tłumie gościa, który pomógł mi się tutaj dostać. Nadal trzymał to cygaro. Jedynie kiwnął mi głową na zgodę. W takim razie czas się zabawić. 

(walka od 1:22)

Przyznaję, że lekko mnie obito, ale nie był to jakiś mega ból nie do wytrzymania. Na pewno czułam się lepiej niż frajer, który ze mną walczył. Po całej hali rozniósł się krzyk. Ciężko było stwierdzić czy to dźwięk aprobaty, czy niezadowolenia. Wytarłam rękawem pot spływający z czoła i udałam się do pomieszczeń pod areną. To tam zbierają się wszyscy zawodnicy. 

Na początku kiedy pierwszy raz zobaczyłam tą całą nawalankę poczułam strach, ale teraz mogłam śmiało stwierdzić, że adrenalina, która zaczęła buzować w moim ciele dawała mi dość sporą satysfakcję. Zaczęłam rozumieć, dlaczego ci którzy w to wpadli nadal brną dalej i dalej. 

- Spisałaś się całkiem nieźle jak na nowicjuszkę. - rzekł jeden z zawodników, który przygotowywał się do swojej rundy. 

Siedział pochylony na ławce pod ścianą. Nie byłam w stanie ujrzeć jego twarzy przez otaczający go mrok. Intrygował mnie chociaż zdecydowanie nie powinien. Ale z drugiej strony lepiej poszukać sobie jakiś sojuszników już teraz. Muszę jeszcze dużo się napracować na chociaż względny szacunek, żeby przestano traktować mnie jak dzieciaka.  

- Dzięki. Chociaż nie nazwałabym się nowicjuszką. Umiem się bić. - stwierdziłam bez emocji. 

- Ciebie też sprowadza chęć sporej kasy? Czy po prostu szukasz rozrywki i odskoczni od nudnego życia. - kontynuował. 

- Głównie kasy, ale nie uważam żeby moje życie było jakieś mega wystrzałowe. A ty czemu tutaj trafiłeś? - spytałam nim ugryzłam się w ten ciekawski jęzor. 

- Nie mam obowiązku czegokolwiek ci mówić. Jesteś nowa i tyle. Jeśli dożyjesz kolejnego sezonu może wyznam ci coś więcej na swój temat, a teraz spadaj lizać rany po walce. Pewnie nieźle obili ci tą słodką buźkę. - uznał z sarkazmem. 

Miałam przemożną ochotę pojechać mu ciętą ripostą, ale w końcu odpuściłam. Na co ja liczyłam? Że jakiś tam mięśniak stanie się dobrym kumplem? Chyba postradałam rozum. Jestem tutaj żeby wygrywać, a nie zawierać znajomości. 

- Ty jesteś Lily? - spytał jakiś kolejny typek. 

- Tak. A co? - spytałam z lekkim nerwem. 

- Takie słodkie imię, a kryje się na nim taka mała diablica - uśmiechnął się z wyższością. - Szef kazał ci przekazać, że czeka przed wejściem. 

Już miałam wyjść kiedy usłyszałam szepty za plecami. 

- Jak można było wprowadzić tutaj jakąś małą dziewusię, która ledwo co skończyła bawić się lalkami?

Wtedy już nie wytrzymałam. Odwróciłam się i z całej siły uderzyłam pięściami o blat najbliższego stołu. 

- Koniec tego! Nie pozwolę się obrażać! Nie traktujcie mnie jak dziecko! Ukończyłam Szkołę Wojskową z wyróżnieniem i nie mam zamiaru słuchać pierdolenia jakiś bezmózgich mięśniaków nastawionych jedynie na rozlew krwi i nie znający pojęcia dyscyplina! - nastała głucha cisza. 

- Teraz żaden nie ma nic do powiedzenia?! Słucham! Właśnie wygrałam pierwszą walkę i nie mam zamiaru osiadać na laurach! Jeszcze zobaczycie ile siły znajduje się w tej "małej dziewusi" jak to niektórzy sądzą - po czym wyszłam. 

Tak jak mówił ten koleś przed wejściem czekał ten stary facet. Oczywiście obstawiony z każdej strony swoimi głupkowatymi ochroniarzami, którzy nawet porządnie stanąć nie potrafili. Wystarczyło tylko podciąć im nogi, a wszyscy leżeli by powaleni na ziemi. Co za całkowity brak profesjonalizmu. 

- Podobno na mnie czekasz. - powiedziałam oschle zakładając ręce na piersi. 

 Ten jednak nie spieszył się z odpowiedzią, jedynie posłał w moją stronę dym z kolejnego cygara. Nie rozumiałam ludzi, którzy świadomie truli się używkami. Sama nie paliłam, ani nie spożywałam alkoholu. Może to głownie dlatego, że zażywałam leki na serce, ale to i tak...

- Powiem krótko, chcę cię w mojej drużynie. Tutaj masz forsę za dzisiaj - rzucił w moim kierunku dość grubą kopertę, którą  złapałam nim upadła na ziemię. 

Spojrzałam do środka. Już dawno nie trzymałam tyle pieniędzy w dłoniach. Nagle wszystkie dolegliwości z dzisiaj zaczęły znikać. 

- Jeśli chcesz dostawać taką kasę regularnie zjaw się tutaj za tydzień. Poznasz wtedy resztę szczegółów. - następnie kiwnął dłonią, że opuszczają ten teren. 

Mężczyzna wsiadł do czarnej limuzyny i chwilę po zniknięciu mi z oczu usłyszałam czyjeś kroki. 

- Tutaj jesteś. Już myślałem, że będę musiał cię zbierać z posadzki. Wiesz, że teraz reszta tych typów będzie widzieć w tobie wroga, prawda? - spytał bojaźliwie. 

- Przestań już trząść portkami. Jedziemy do domu. Czas rozpocząć nowe życie. 

POV LUHANA

Właśnie zmierzam w kierunku gabinetu ojca. Podobna ma dla mnie jakąś ważną informację. Mam cichą nadzieję, że dotyczy ona mojej nowej bodyguardki, bo jak nie to nie ręczę za siebie. Bez pukania wszedłem do pokoju siadając na skórzanym fotelu znajdującym się przy masywnym, dębowym biurku. 

- Podobno masz dla mnie jakieś rewelację. O co chodzi? - spytałem obojętnie. 

- Wiem gdzie szukać informacji w sprawie spadkobiercy. Nie tylko ona ma prawo do przejęcia interesów. Jutro spotkasz się z Felixem i dowiesz się reszty. - tłumaczył ze stoickim spokojem. 

- I tylko tyle? Liczyłem na coś innego.

- Wiem, że chodzi ci o tą dziewuchę. Jeszcze jej nie znalazłem. Po pogrzebie zniknęła jak kamfora. Ale zaraz po jej znalezieniu dostarczę ci ją pod same drzwi pokoju. 

- Na to liczę. A teraz wybacz, ale muszę nabrać sił przed wyjazdem do tej gnidy. Nadal nie łapię dlaczego nadal mamy z nimi sojusz. Nie znoszę tego głąba. - mówiłem wstając. 

- W swoim czasie zrozumiesz. A co do odpoczynku to z łaski swojej odpoczywaj trochę ciszej ze swoją obecną kompanką. Coraz częściej dostaję zażalenia z powodów naruszenia ciszy nocnej.

-Ha ha wcale nie śmieszne. I bardzo dobrze wiesz, że nie sypiam z Yuri. Nie jest warta nawet złamanego grosza - odwróciłem się i nie czekając na odpowiedź udałem się do swojego pokoju...

DZIECI MAFIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz