4. Bariery puściły

511 19 5
                                    

Było już po 20 kiedy spotkaliśmy się po raz kolejny.
Tym razem przy placu zabaw, wspólnie rozmyślając nas tym co możemy dalej robić Kornelia wpadła na jedyny racjonalny pomysł.

Więc teraz szliśmy wszyscy rozciągającą się daleko polaną z uśmiechami na twarzach i szarym kocykiem z różowymi napisami barbie, który Kornelia niosła pod pachą.
Jako iż za cel obraliśmy sobie całkiem sporo oddaloną małą plaże, a właściwie to tylko wyjście do jeziora musieliśmy przemęczyć się z chodzeniem po kępach trawy i chwastów. Oczywiście jadąc nas jezioro Zuzia zaopatrzyła się tylko w klapki, co jeszcze bardziej komplikowało sytuacje.

Idąc i narzekając jak daleko jeszcze Kornelia nas prowadzi
Paweł sięga do kieszeni, wyciągając przy tym papierosa i sprawnie go podpalając.

-Może chce się ktoś
poczęstować?-niby nie jesteśmy jeszcze pełnoletni, ale wiadomo, że w pewnym wieku wpadają nam już do głowy różne rzeczy, którym ciężko się oprzeć.
Zakazane smakuje najlepiej.

,,Przekraczając granice raz przekroczymy ją też drugi".

-Możesz dać. -powiedziała Kornelia, za chwile wypuszczając z ust kłębek dymu.

-A ty? - oto pytanie skierowane do mnie.

-Nie, tym razem podziękuję- to nie tak, że nie paliłam. Próbowałam już kilka razy, nawet z Kornelią w tegorocznego sylwestra, kiedy udało nam się zabrać butelkę szampana i papierosa rodzicom.
Tak jak mówiłam dość często uczestniczyłyśmy w ich imprezach, co nie przeszkadzało mi zbytnio. Mieliśmy już swoją ekipę i chociaż zmieniała się ona w zależnie od uroczystości zawsze było bardzo fajnie.
Jednak wracając do sprawy palenia jakoś za tym nie przepadałam, wtedy nie widziałam w tym sensu.

Chwile później dotarliśmy na miejsce i rozłożyliśmy kocyk na lekkim spadzie blisko wody.

Na spokojnie zaczęliśmy rozmowę   i w trakcie oczywiście dodaliśmy siebie na facebooka i snapchata.

Czas mijał szybko i słońce zaczęło już zachodzić, a do nas dołączyli  nasi kochani przyjaciele-komary.
Nie można było się od nich odpędzić, a że było jeszcze ciepło byłyśmy ubrane w krótkie koszulki i spodenki, co poskutkowało ugryzieniami w każdym odkrytym miejscu.

Kiedy zaczęły mnie już doprowadzać do szału, z zirytowanie roztrzaskiwałam jednego na drugim.

-Kurwa ałaa!- wychodzi z ust Korneli, kiedy z całej siły uderzam ją w nogę.

-Ja cię bronię. -mówię zadowolona z mojej roboty, patrząc jak ona pociera czerwone miejsce.

-Następnym razem ostrzegaj!- upomina mnie.
Przykro mi, niestety nie zastosuje się do tego polecenia.

-Skurwiele jebane! - mówi Mateusz, który jest kolejną ofiarą dzisiejszej uczty.
Święte słowa.

Z tej grupy zachowywałam największy refleks, ponieważ co chwile ktoś dostawał ode mnie z całej siły co okazało się całkiem wciągającą czynnością.

Kiedy wieczór zaczął dawać mocniejsze znaki postanowiliśmy wrócić na chwile do campingu i przebrać się w coś cieplejszego.

***

20 minut później szliśmy tą samą drogą, jednak niebo było już szare, a my przebrane.

Ubrałyśmy dresy i jako, że Zuzia jak zwykle musiała czegoś zapomnieć zabrałam bluzę tacie.
Wyglądałam jak worek do ziemniaków w tym nieszczęsnym rozmiarze L, ale przynajmniej było mi ciepło.

Kornelia postawiła tylko na dresy, co  z resztą wyszło jej na duży plus, ponieważ w trakcie wędrówki na polane Mateusz zdjął bluzę.

-Trzymaj, przecież widzę że ci zimno.- mówi podając Neli bluzę.

-Dziękuje. -powiedziała miło zaskoczona.
Spojrzałam na nią w tym momencie, kiedy i ona popatrzyła  na niego, a ujrzałam w jej oczach chwilowy błysk.

Nikt nie wiedział wtedy, że z jednej małej iskierki może wzniecić się tak duży ogień.

***

Dalej siedzieliśmy rozmawiając o jakiś bzdetach, tym razem już bez kocyczka, ponieważ nikomu nie chciało się go targać, aż to w pewnym momencie chłopcy wpadli na wspaniały pomysł.

-Nawet nie ma takiej opcji!- krzyczy Kornelia, kiedy Mateusz podchodzi do niej i próbuje ją podnieść.

-Chyba ktoś dzisiaj wyląduje w wodzie. -mówi zadowolony ze swojego pomysłu.
Jednak ta zapiera się nogami i nie daje za wygraną.

Siłują się chwile, a ja przyglądam się im z rozbawieniem, jednak kiedy Kornelia powoli traci siły krzyczy do mnie:

-Zuzia weź moją nerkę!

O tak to bardzo cenny skarb, szczególnie, że znajdują się w niej aż cztery telefony.
Jeden Korneli, drugi mojej mamy, a kolejne dwa są moje.
Podchodzę już do niej aby zabrać nasze dzieci, jednak wtedy dwójkę chłopaków olśniło jeszcze bardziej.

Paweł wyrywa z ręki Korneli nerkę i biegnie w długą, a od razu za
nim Mateusz.

Teraz my jak dwie debilki stoimy i patrzymy na to co oni wymyślili.
Po chwili dotarło do nas, że nie  możemy przecież stać tak bezczynnie, kiedy oni odbiegają z naszymi skarbami.
Tak wiem ten pomysł może i był idiotyczny, bo przecież i tak by nam je oddali, jednak wtedy nie było czasu na zbędne przemyślenia.

Po prostu rzuciłyśmy się w pogoń za nimi w tych nieszczęsnych laczkach, biegnąc przez ciemną polane.

A wtedy wszystkie bariery puściły.
Po prostu biegliśmy przed siebie, ile sił w nogach, czując się jak małe dzieci. Beztroscy. Wolni.

Jakby każde otaczające nas problemy zniknęły.
I tak było, nawet jeśli tylko przez Tą jedną noc.
Bo wtedy nic innego nie miało znaczenia.
Jakby czas się zatrzymał na
ten jeden moment.

Nawet nie jestem w stanie zliczyć ile razy prawie zaliczyłam glebę, czy ile razy zgubiłam laczka.
Ale jedno było pewne.
W bieganiu nie miałyśmy szans.

-Ale chłopacy ja mam okres!- próbowałam wzbudzić w nich litość, co nie przyniosło oczekiwanych skutków.

-To chociaż nie zgubicie telefonów.- dodała Kornelia.

Zadyszane zbliżałyśmy się do końca polany, gdzie oni już na nas czekali, i tak wystarczyła chwila nieuwagi, żeby jeden z nich zgubił but, a Korneli udało się bezpiecznie odzyskać nerkę.
A teraz my wyszłyśmy na prowadzenie, kiedy zyskałyśmy nową zdobyć, jaką był but Pawła.

On w tamtym momencie jedyny posiadał buty sportowe, przez co gdy jednego stracił znacznie ucierpiała jego skarpetka.
I tak bardzo zadowolone z możliwości odegrania się podawałyśmy sobie jego buta.
Ale kiedy pomęczyłyśmy go  wystarczająco, postanowiłam się zlitować, chociaż tej skarpety już raczej nie będzie dało się odratować. Jaka szkoda.

A następnie podążaliśmy dalej leśną ścieżką.

***

The night we met Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz