Rozdział 4

1.6K 54 7
                                    

Głos był chłodny i w dziwny sposób uwodzicielski. Dreszcz przebiegł mi po plecach, schodząc w dół każdej kończyny, aż dotarł do palców u nóg. Nie musiałam się odwracać, już wiedziałam, kto to jest.

-Co Ty tutaj robisz? - Pytam ostro. Chciałam się upewnić, że złapie każdą uncję sztywności, którą narzuciłam w swoim zdaniu.

- Spodziewałbym się, że to samo co ty - powiedział tym samym złośliwym tonem, jaki miał od pierwszego roku. Nawet jego ogólna atmosfera po prostu mnie złościła.

- Okej, więc dlaczego rozmawiasz ze mną, Malfoy? - Odwróciłam się, by spojrzeć na ciemnoszare oczy, które wpatrywały się we mnie z takim jadem, wyglądało, jakby wypaliły dziurę w moim czole.

-Woah lwico, nie chcę być atakowany, - podniósł ręce do góry, - chciałem tylko zobaczyć, jak się masz.

Prycham. Draco Malfoy chce zobaczyć, jak się mam? To największa bzdura, jaką słyszałam w życiu. I to dużo do powiedzenia, biorąc pod uwagę, że spędziłam siedem lat swojego życia, spędzając czas z Harrym i Ronem.

- Rozśmiesz mnie - mówię sucho. Szybko otwieram drzwi przedziału. Próbowałam je zatrzasnąć, ale blada dłoń Malfoya złapała je w ostatniej sekundzie. Jęczę.

- Czego chcesz, Malfoy? - Pytam. Jego obecność coraz bardziej mnie irytowała.

-Rozejm - mówi stanowczo, - tego chcę.

Część mojego napięcia opadła, gdy na niego patrzyłam, z pytającym wyrazem twarzy. Rozejm? Chłopiec nawiedza mnie i kpi ze mnie przez siedem lat, a teraz chce rozejmu?

- Jaki rodzaj rozejmu - mówię powoli. Gapię się na niego, upewniając się, że czuł każdą ostrożność, jaką zawarłam w moich słowach. Spojrzał na mnie niewzruszony, z rękami w kieszeniach. Jego rozjaśnione włosy opadły mu na oczy, a szare tęczówki spojrzały na mnie wyczekująco.

- Jaki jest inny rodzaj rozejmu poza rozejmem? - mówi, uśmiechając się. Wie, że wchodzi mi pod skórę. Lubi wchodzić mi pod skórę.

-Czemu ja się wogóle przejmuję? - Szepczę i zatrzaskuję drzwi, zanim Malfoy znowu je łapie. Po raz kolejny jęczę, upewniając się, że był bardziej słyszalny niż pierwszy, a Malfoy uniósł brew.

-Słuchaj, przepraszam, w porządku - mówi nonszalancko, - ale nie chcę spędzić całego roku... tak - Wskazał ręką na nas obu.

- Co masz na myśli - pytam, kpiąc z niego.

- Żyjemy przeszłością. Chcę zostawić za sobą to, co wydarzyło się w zeszłym roku. Obiecuję, że nie będę z ciebie kpić publicznie, jeśli zrobisz to samo.

-Mówisz poważnie? - Pytam z niedowierzaniem: - Draco Malfoy, mój zaprzysiężony wróg od siedmiu lat, chce zawrzeć rozejm?

Przewraca oczami.

-Sprawiasz, że brzmię jak cholerny...

-Hej!

Spoglądamy w głąb korytarza i widzimy gniewnie wyglądającego Rona i Harry'ego idących w naszą stronę. Usiadłam trochę na framudze drzwi, pozwalając moim ramionom opadać, kiedy westchnęłam zirytowana.

- Co tu robisz, Malfoy !? - pyta Ron zadowolony z siebie. W jego wykrzywionej, figlarnej twarzy widać złość.

Malfoy przewraca oczami, wkładając ręce do kieszeni. Jego prosty krawat teraz zwisał nieco w górę z powodu jego siły.

- Z tego samego powodu, dla którego tu jesteś, Weaselbee - powiedział szyderczo. Pomyślałem, że może emocjonalnie straszliwa wojna zmieni człowieka, ale najwyraźniej nie.

-Co się z tobą dzieje człowieku !? Myślałem, że jesteś teraz z nami !? - pyta Harry, zwracając się do słonia w pokoju.

- Cóż, pomyślałeś źle. Jestem przeciwko Voldemortowi, nie twojemu przyjacielowi - prawie wypluł zdanie, jakby próbował się przekonać.

-Hej! - Mówię. Wszyscy chłopcy skupiają na mnie swoją uwagę, a ja rumienię się, gdy intensywność ich spojrzeń sprawia, że ​​jestem trochę skrępowana. - Przestańcie zachowywać się jak gromadka dzieci! Macie osiemnaście lat! Zachowujcie się tak!

Słyszę chichot, gdy dzieci z różnych przedziałów przyszły obejrzeć naszą „walkę". Przewracam oczami i ponownie skupiam wzrok na Malfoyu.

- A ty - pluję - przyjmuję twój rozejm, ale tylko pod jednym warunkiem.

Wzdycha, wyciąga portfel wypchany galeonami i zaczyna przeglądać rachunki. Kładę mocną rękę na jego dłoni, żeby przestał, a on podnosi głowę, zaniepokojony moim dotykiem i szybko się cofa.

-Nie chcę twoich pieniędzy - mówię surowo - Chcę, żebyś przedłużył im rozejm.

Wskazuję na Harry'ego i Rona, którzy rzucają śmiertelne spojrzenia Malfoyowi. Wzdycha i patrzy na mnie.

- W porządku. Pójdę już - powiedział.

- Wystarczająco długo ci to zajęło - mruczy Harry, przechodząc obok nas, ale szybko zamyka się, gdy szturcham go trochę zbyt mocno w ramię.

Rozlega się ostatni gwizdek i pociąg zaczyna się poruszać, więc żeby się nie przewrócić, Harry, Ron i ja wtłaczamy do przedziału i zamykamy drzwi.

Siadam i wyglądam przez okno, desperacko próbując patrzeć na góry i starając się unikać wzroku Rona, który niewątpliwie patrzył na mnie.

Malfoy. Za kogo on się uważa?! Potrafi traktować mnie jak śmiecia przez siedem lat, a potem poprosić o rozejm, żeby udawać, że tak się nie stało? Nie sądzę!

Mimo to nie mogłam powstrzymać się od poczucia szczerości w słowach, które nam mówił. Chociaż przyznanie się do tego zraniło moją dumę, wydawało się, że Malfoy mówi prawdę.

To wprawiło mnie w przerażenie.

Bitwa się skończyła, ale ból dopiero się zacząłOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz