Koniec października nadchodził wielkimi krokami. Eleganckie, pomarańczowe liście zaczynały otulać ziemię, a chmury ciemniały z każdym dniem. Najjaśniejsze oko ziemi - słońce - pokazywało się coraz rzadziej. W Hogwarcie zaczynało się robić bardziej klimatycznie, świece oświetlały ciemne korytarze, w tle leciała spokojna, cicha muzyka.
Ja przez te półtorej miesiąca skupiłam się na sobie i swoich potrzebach. Dużo czasu przebywałam z Alice, która była naprawdę cudowna. Patrzyłam na jej rozkwitającą miłość z Fredem. Widziałam jak świetnie się razem bawili, planowali wspólną przyszłość w sklepie Weasley'ów. Byłam zakochana w tej dwójce.
Oprócz Alice, towarzystwa dotrzymywał mi Blaise. On również był wyjątkowy. Codziennie chodziliśmy na popołudniowe spacery wokół jeziora, przynosił mi coraz to nowe tomiki poezji dla mugoli, czasem dawał mi jedną ze swoich, czekoladowych żab. Lubiłam Blaise'a, jego czułość, troskę, odpowiedzialność. Wydawał się inny niż wszyscy, ale w tym dobrym sensie.
Na każdym kroku czułam czyjś wzrok. Nieważne z kim byłam, nieważne jak wyglądałam, cały czas pewne oczy były przykute do mojego ciała. Te oczy należały do Toma Riddle'a. Obserwował mnie wszędzie, w szkole i poza nią. Po tym co stało się na imprezie, ja byłam nim zniesmaczona, a on widocznie nie zrozumiał mojego komunikatu do niego, tamtego wieczora. Starałam się ignorować jego nieprzyjemne spojrzenie, ale w momencie, gdy zaczął nie odstępować mnie na więcej niż pare metrów, miałam definitywnie dość.
- Blaise nie mogę go już wytrzymać. - wyznałam wzdychając i kładąc głowę na jego ramieniu. Siedzieliśmy w naszym ulubionym miejscu nad jeziorem, obserwując przyrodę.
- Mogę z nim zamienić parę słów, jeśli tylko chcesz Słońce. - Blaise dawał mi różne przezwiska, co było słodkie, ale momentami niekomfortowe. Był jednym z moich najlepszych przyjaciół, a chwilami miałam wrażenie, że patrzy na mnie w inny sposób, niż ja na niego.
- Nie Blaise, nie chce wciskać kija w mrowisko. Mówiłam ci jaki jest Riddle, trzeba to załatwić w inny sposób. - powiedziałam bezsilnie.
Wróciliśmy na porę obiadową do wielkiej sali. Zapach jesiennych potraw unosił się w powietrzu, to sprawiało, że czułam się naprawdę jak w domu. Usiadłam obok Alice i Freda, najwidoczniej już także on przerzucił się na stół Slytherinu. Słuchałam ich opowieści o wpadce u Flitwick'a, po czym odwróciłam wzrok w kierunku grupy ślizgonów, siedzących na drugim końcu stołu. Po środku siedział Draco, który nie ukrywał swojego spojrzenia w moją stronę. Patrzył na moje ramiona, na które opadała ręka Blaise'a. Jego oczy rzucały nam piorunujące spojrzenie. Chciałam udawać, że tego nie widzę, więc obróciłam się ponownie w stronę swoich przyjaciół.
Dzień już się kończył, było sporo po 22.00. Alice poszła dziś na noc do Freda, tak właściwie to nie byłam zdziwiona, upajałam się ich miłością, była taka nieskazitelna. Bardziej martwił mnie fakt, że musiałam spędzić całą noc sama z Parkinson. Po sytuacji z imprezy niewiele się zmieniło, Pansy nadal była Pansy, więc nie mogłam za dużo od niej oczekiwać.
Uczyłam się w pokoju wspólnym, ale stwierdziłam, że to już odpowiednia pora na powrót to swojej sypialni. Wchodziłam po schodach kierując się do swojego pokoju. Podeszłam do drzwi - zamknięte. Czy naprawdę Parkinson musiała mi to robić?
- Alohomora. - powiedziałam z różdżką zbliżoną do klamki. Otworzyłam drzwi i co zastałam? Pansy Parkinson i Draco Malfoy'a na łóżku. Ona oczywiście pod nim, z potarganą spódniczką. Malfoy z rozpiętą koszulą, rozczochranymi, białymi włosami, leżał na niej. Na szczęście nie był to najgorszy widok jakiego mogłam się tam spodziewać. Naprawdę wolałam udawać, że mnie tam nie ma.
CZYTASZ
Pogłos w Pokoju Slytherinu
Historia CortaWszystko toczyło się między tą dwójką, a może i nie? Tom wszedł do sypialni bez pytania, popchnął ją na wielkie, skrzypiące łóżko, Chciał dowiedzieć się prawdy. Kim tak naprawdę był dla niej Malfoy? Co wtedy robił Diggory? Dlaczego Tom był taki...