SEN

34 1 0
                                    

Leżałam na łące pełnej kwiatów. Trawa była zielona, leciutko falowała na wietrze. Kwiaty rosły wszędzie, pachniały niesamowicie. Słychać było szum drzew i śpiew ptaków. Niebo było zupełnie czyste: bez żadnej chmurki. Słońce świeciło mocno i ogrzewało moje ciało. Czułam łaskotanie trawy na moich nagich stopach.

Uwielbiam to uczucie. Nic nie jest ważne, o niczym się nie myśli. Ważne jest tylko to co tu i teraz.

Miałam rozpuszczone włosy. Były ułożone wokół mojej głowy. Miałam na sobie sukienkę. Była dość krótka.

Zamknęłam oczy. Było bardzo miło.
Słyszałam szum, śpiew, ale też kroki. Nie przejmowałam się. Wiedziałam, że to mój Mark. Tak, mój. Jedyny i najukochańszy mężczyzna.

Położył się obok mnie. Nic nie mówiliśmy. Chcieliśmy nacieszyć się tym rajem wokół nas. Czułam jego ciepłą dłoń na mojej. Położył coś na moim brzuchu. Otworzyłam oczy i ujrzałam przepiękny bukiet kwiatów. Tulipany - moje ulubione. Spiojrzałam na Marka.
Miał spięte włosy. Uwielbiałam spięte włosy. Był wtedy taki przystojny. Uśmiechnął się delikatnie do mnie.

Podniosłam się i oparłam na łokciach. Nadal nic nikt nie mówił.

Mark objął mnie w pasie. Zanurzyłam palce w gęstym kucyku. Zbliżaliśmy się do siebie. Chciałam pocałować jego miękkie usta.

Czułam, że wiatr zaczął wiać szybciej. Zrobiło się zimno. Wiatr rozwiewał moje włosy, podwiewał moją sukienkę.
Nie chciałam przestawać. Tak bardzo chciałam go pocałować.

Czułam na swojej ogrzanej skórze zimne krople deszczu. Mały deszcz. Nagle wielkie krople.

Nie wiedziałam co się dzieje. Nie doszło do pocałunku. Mark rozluźnił objęcie.

Otworzyłam oczy, żeby zobaczyć co się dzieje.

Mark leżał. Nie żył. Jego ciało zaczynało się rozpadać. Wiatr był mocny, tak samo jak deszcz.

Z Marka został tylko szkielet. Czułam jak łza płynie mi po oku.
- Maark!! - krzyknęłam z rozpaczy.

CISZA

Wszystko ucichło. Brak wiatru, brak deszczu. Leżałam na przeciwko kości mojego ukochanego. Łzy skapywały na moje zimne dłonie. Wstałam.
' Trzeba iść dalej ' - pomyślałam

Nagle z nieba zaczął spadać malutki śnieżek. Miałam na sobie przemoczoną sukienkę, mokre włosy i bose stopy. Zrobiło się lodowato. Trzęsłam się.

W ułamku sekundy śnieg padał coraz większy. Śnieżyca. W minutę spadło kilka centymetrów śniegu. Zaraz zamarznę.

Przede mną znajdował się las. Wiedziałam, że muszę tam iść. Coś na mnie tam czekało. Wiem, że tam nie będzie mi zimno, będę czuła się kochana.

Za mną ktoś szeptał
- Anna... Anna...

Nie chciałam się odwrócić, wiedziałam że ktoś mnie goni.

Próbowałam biec przez zaspy śniegu. Oby tylko do lasu! Było zimno, nie czułam prawie nóg.
'Szybko, szybko Anna' - pospieszałam się.

Coś jest tuż za mną. Wywróciłam się.
- AAAAAA...! - Krzyczałam z przerażenia.

- ANIA! CO CI SIĘ ŚNIŁO?! - Obudził mnie przerażony Mark

AnnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz